Czy przyjęcie euro oznacza wzrost cen?

0
Marek Zuber
REKLAMA

Zastanówmy się jeszcze nad kilkoma kwestiami, które dość często podawane są przez przeciwników wspólnej waluty, a które często najbardziej trafiają do tych, którzy nie są ekonomicznymi specjalistami.
W dość powszechnej opinii wprowadzenie euro oznacza wzrost cen, czyli wzrost inflacji. Często w przekazach medialnych padały nawet określenia: drożyzna, dramatyczny wzrost, wyraźne pogorszenie siły nabywczej. Dotyczy to nie tylko krajów mniejszy i biedniejszych, ale także tych najbogatszych. Osobiście pamiętam, jak znajoma mojej mamy mieszkająca w Wiedniu, była święcie przekonana o tym, że wprowadzenie euro doprowadziło do wyraźnego wzrostu cen kawy w wiedeńskich kawiarniach. W tego typu przypadkach mieszają się najczęściej różne czynniki. Mieszają się także fakty i mity.
Badania banków centralnych w poszczególnych krajach pokazują rzeczywiście wzrost cen wynikający z przyjęcia euro, ale od razu dodam: wzrost niewielki. Podstawowym czynnikiem, który tu oddziałuje jest chęć zaokrąglania „w górę”. Łatwość porównywania cen, nie ma już elementu przeliczeniowego, może być z kolei przyczyną równania w górę na obszarze całej strefy euro. Czyli jeśli w Grecji coś było tańsze, a w Niemczech droższe, to działające na obszarze całej strefy większe koncerny mogą mieć chęć równania do cen najwyższych. Mogą mieć i często mają. Procesy te były obserwowane szczególnie wtedy, kiedy euro po raz pierwszy było wprowadzane na obszarze państw założycieli.
Trzeba jednak podkreślić, że na te efekty nakładały się inne czynniki. Jeśli założymy, że optymalna inflacja wynosi 2% w skali roku, to po kilku latach do wyraźnego wzrostu cen odczuwalnego przez społeczeństwo i tak dojdzie. Bardzo często było tak, że ktoś informował o tym, że podrożało, że trzy lata temu było taniej, ale to nie euro było sprawcą wzrostu cen. Do tego wzrostu i tak by doszło. Często obserwowaliśmy różne szoki podażowe, choćby na rynku żywności, albo nośników energii, i za te wzrosty także obwiniano euro, bo tak było najprościej. Pamiętacie Państwo czas, kiedy benzyna 95 kosztowała w Polsce prawie 6 złotych? Rok wcześniej jest cena nie przekraczała 5 zł. Gdybyśmy akurat wtedy przyjęli euro wtedy z pewnością wiele osób uważałoby, że ono jest głównym winowajcą ostrego wzrostu cen. Tymczasem ceny rosły z powodu wzrostu cen ropy na świecie.
Każde kolejne państwo przyjmujące euro próbowało walczyć ze wzrostem cen wynikającym z tego faktu i szło to nieźle. Najlepszym przykładem jest tutaj Słowacja, która wspólną walutę ma od stycznia 2009 tego roku. W wyniku różnych działań, między innymi odgórnych kontroli cen, wzrost inflacji wynikający z przyjęcia wspólnej waluty nie przekroczył 1 punktu procentowego. Dla porównania, od listopada 2016 do lutego 2017 mieliśmy w Polsce wzrost inflacji o 2,2 punktu procentowego. Sam efekt zaokrąglania szacuje się na góra 0,3 punktu procentowego. Faktem jest jednak, że często drożeją akurat te towary, które bardziej widzimy. I wydaje nam się, że obserwujemy wyraźny wzrost cen.
W tej chwili dyskusja na temat wzrostu cen w związku z zastąpieniem własnej waluty toczy się bardzo mocno na Litwie. Nasz sąsiad wszedł do strefy euro w 2015 roku. Według sporej części społeczeństwa już w tymże 2015 doszło do drastycznego wzrostu cen, a symbolem tego wzrostu jest kalafior, którego cena podobno poszybowała w górę trzykrotnie. Dane litewskiego Departamentu Statystyki po części to potwierdzają. Problem w tym, że znowu nie wiemy, co jest tak naprawdę sprawcą tych wzrostów. Jeśli na Litwie drożało w tym czasie paliwo, to drożało ono na świecie. Także w Polsce. A sezonowe zmiany cen owoców i warzyw są normalnością. Dużo na Litwie mówiło się o wzroście cen usług gastronomicznych, jednak dane oficjalne znowu na to nie wskazują. Gdzie zatem jest prawda?
Oczywiście to, co napisałem, spotka się zapewne ze stwierdzeniem: „wystarczy przejść się po Bratysławie czy po Wilnie i popytać ludzi”. Oczywiście i tak możemy podchodzić do kwestii cen. Jak Państwo jednak widzicie, sprawa nie jest taka prosta, a nasze odczucia albo mogą nie być reprezentatywne, dotycząc tylko niektórych towarów i usług, albo zmiany w ogóle nie muszą wynikać z tego, że zastąpiono walutę krajową euro.
Za tydzień o tym, czy rzeczywiście kraje bez euro rozwijają się szybciej niże te, które to euro mają.

Obserwuj nas na Google NewsBądź zawsze na bieżąco - wejdź na Google Wiadomości i zacznij obserwować nasze newsy.


REKLAMA
Ustaw powiadomienia
Powiadom o
0 komentarzy
Opinie w treści
Zobacz wszystkie komentarze