Frustracja

0
Grzegorz Miecugow
REKLAMA

Jeszcze parę lat temu było łatwiej odpowiedzieć na to pytanie. Mniej więcej połowa polityków miała w życiorysie budowanie PRL, a druga połowa szczyciła się tym, że tę PRL zwalczała. Dzisiaj to już nie jest takie oczywiste. Twórców PRL w zasadzie w polityce już nie ma. Owszem, są w naszej polityce osoby, które kiedyś należały do PZPR, ale ostatni, który był tam jakąś ważną figurą, czyli Leszek Miller, właśnie abdykował, ale powiedzmy sobie szczerze, tuż przed swym odejściem Miller już nie brylował w pierwszym szeregu polskiej polityki. Wielkich przywódców peerelowskiej opozycji też już w polityce nie ma. I to chyba dobrze, bo ani tworzenie, ani walka z PRL nie są w dzisiejszych czasach żadnymi kwalifikacjami do zarządzania sporym europejskim krajem. Kto zatem został?
Prezydentem jest prawnik, jeden z urzędników prezydenta Lecha Kaczyńskiego, człowiek bez jakichś politycznych dokonań. Liderami partii parlamentarnych są: polityk związany z Solidarnością, ale w latach jej świetności polityk raczej drugoplanowy; były działacz NZS, przez ostatnich kilka lat odsunięty na margines własnej partii; młody ekonomista, który polityczne szlify zdobywał u boku Leszka Balcerowicza; nieco zabłąkany muzyk, któremu nie podoba się wszystko, oraz młody działacz ludowy, który swą ludowość odziedziczył po ojcu, starym aktywiście chłopskim. Gdyby poszukać jakiegoś wspólnego mianownika łączącego te osoby, to chyba byłaby to swego rodzaju frustracja. Wszyscy są osobami, które albo nie mają własnego zawodu, albo mają zawód w tym sensie, że zawiodły się na własnej karierze. Premierem jest była burmistrz małej miejscowości z południa kraju, z zawodu etnolog, ministrem sprawiedliwości polityk, przed którym wszystko stało otworem po słynnej komisji w sprawie Rywina, ale któremu potem wszystko poszło nie tak i dzisiaj marzy o zrewanżowaniu się tym wszystkim, którzy stanęli na jego drodze gdziekolwiek i kiedykolwiek. Ministrem obrony jest… no właśnie. Kropka. Szkolnictwem wyższym zarządza człowiek, o którym ktoś powiedział, że jest byłym inteligentem z Krakowa, człowiek, który trzy lata temu wiedział, że w Smoleńsku nie było zamachu, ale dziś zamachu nie wyklucza, bo właśnie to niewykluczanie daje mu przepustkę do rządzenia. Ten były inteligent z lubością przygląda się sobie i dziadkom politycznych adwersarzy. Kulturą ma zarządzać człowiek, który nie ma wielkich dokonań na polu nauki, którą się zajmował, i o którym nikt nie słyszał, zanim nie pojawił się na scenie politycznej jako premier z tabletu. Dziś marzy mu się cenzura prewencyjna i ręczne sterowanie wszystkim. Poprzednio kandydował do polityki w barwach Unii Wolności, bez powodzenia. Sprawami wewnętrznymi zawiaduje polityk słynny z braku własnego zdania na jakikolwiek temat, który wyspecjalizował się w świeceniu światłem odbitym. Ministrem finansów jest prawnik znany z tego, że nie zgadza się sam ze sobą, a całość gospodarki koordynuje były magnat bankowy, któremu niedola szarego człowieka znana jest z opowieści ojca, przed laty niezłomnego opozycjonisty. Sprawami zagranicznymi zajmuje się wróg wegetarian i rowerzystów, znany ze swojej gadatliwości oraz z braku lojalności. I tak dalej, i tak dalej…
Dla porządku. Gdyby rząd został stworzony przez PO, wyliczanka byłaby zapewne podobna, czego najlepszym dowodem jest to, że największa partia opozycyjna waląca jak w bęben w projekt 500 plus jako projekt nieodpowiedzialny i zbyt kosztowny, w końcu minionego tygodnia przedstawiła projekt, który zakłada dwukrotnie wyższe wydatki tyle tylko, że od lipca, a nie od kwietnia, bo inaczej zabraknie na to pieniędzy, ale kompletnie nie zajmuje się tym, skąd wziąć na takie rozdawnictwo pieniądze w latach następnych. Słowem paranoja. Paranoja i frustracja, która przy okazji zaczyna dobierać się i do mnie.

Obserwuj nas na Google NewsBądź zawsze na bieżąco - wejdź na Google Wiadomości i zacznij obserwować nasze newsy.


REKLAMA
Ustaw powiadomienia
Powiadom o
0 komentarzy
Opinie w treści
Zobacz wszystkie komentarze