Inwestycje polskie

0
Marek Zuber
REKLAMA

Na wstępie dodajmy, że projekt „Inwestycje polskie” nie jest jedyny. Dość szybko usłyszeliśmy o „Innowacjach Polskich”, czyli swoistym ventere capital. Chodzi o wspieranie nowych technologii, jak rozumiem, już na etapie badań nad nimi.
Wróćmy jednak do „Inwestycji polskich”. Pomysł wydaje mi się jak najbardziej na czasie. Bank Gospodarstwa Krajowego otrzyma środki, które będą stanowiły podstawę programu. Środki te będą związane z akcjami i udziałami, które posiada jeszcze państwo. Czy będzie to gotówka ze sprzedaży aktywów, czy też akcje i udziały bez ich sprzedawania, tego tak do końca jeszcze nie wiemy. No i tu się właśnie pojawia problem, bowiem jak na razie niewiadomych lub niejasności jest znacznie więcej.
Z wypowiedzi urzędników wynika, że może to być i gotówka, i na przykład akcje. Czyli być może, jeśli dojdzie do prywatyzacji choćby Lotosu, to gotówka z tej prywatyzacji trafi do BGK. Ale to samo może się stać z akcjami PKO BP, bo te raczej sprzedane nie będą. Na jakiej zasadzie trafią do banku? Też do końca nie wiemy. Czy będzie to dokapitalizowanie, czy też jakaś forma powierzenia środków? Pożyczka? Raczej dokapitalizowanie, ale czy na pewno? Jeśli tak, to oznacza to zwiększenie możliwość BGK. Będzie on mógł na przykład udzielić więcej kredytów. No właśnie, ale czy w ramach programu będzie on udzielać kredytów?
Premier i ministrowie mówią o tzw. efekcie mnożnikowym czy też o „lewarowaniu” – dzięki działaniu BGK do gospodarki ma trafić znacznie więcej niż kwota, która trafi do BGK. Ale na jakiej zasadzie? Czy chodzi tu po prostu o tak zwaną kreację pieniądza? Każdy bank komercyjny może udzielić kredytów na większą kwotę, niż posiada środków wpłaconych na lokaty. Wynika to przede wszystkim z tego, że rozliczenia kredytów i pożyczek często są bezgotówkowe, czyli nie muszą mieć pokrycia w gotówce 1:1. Czy o to chodzi w koncepcji rządowej? Może tak. Choć może raczej o coś innego.
Jeśli przedsiębiorstwo ma dokonać inwestycji i chce się finansować ze środków zewnętrznych, to prawie zawsze potrzebuje tak zwanego wkładu własnego. Czyli musi dać do inwestycji coś, co do niego należy. Niekoniecznie muszą to być pieniądze, może to być na przykład nieruchomość, ale gotówka jest najlepszym wkładem. Jeśli BGK finansowałby wkład własny, to na bazie tego można by było wziąć kredyt na realizację inwestycji i jeszcze wspomagać się na przykład środkami unijnymi. W takiej sytuacji uruchomienie środków przez BGK pociągałoby za sobą realizację inwestycji kilka razy więcej wartej. Może o to chodzi w zapowiadanym efekcie mnożnikowym? Może, ale czy na pewno, tego nie wiemy, czekamy na szczegóły.
Tak czy inaczej mam jedną wątpliwość. Jak BGK będzie oceniał, w który projekt warto wejść, a w który nie? Bo jeśli tak samo jak banki komercyjne, a jego zadaniem będzie dawanie kredytów i pożyczek, to nic to nie da. Przecież w bankach są pieniądze. Nie ich brak jest problemem braku wystarczających inwestycji w Polsce. No, chyba że faktycznie chodzi o wkład własny. Dobrych projektów, które odpadają, bo go nie ma, jest sporo. A zatem rzeczywiście w jakimś stopniu by to gospodarce pomogło.
I na koniec jeszcze jedna uwaga. Są tacy, który mówią, że projekt rządowy to wyprzedaż majątku narodowego. Po pierwsze, nie wiemy tego, bo nie wiemy, na jakiej zasadzie ów majątek będzie pracował w BGK. Po drugie, jestem zwolennikiem prywatyzacji, więc mnie to nie przeszkadza. A po trzecie, jeśli jesteśmy w okresie największego od osiemdziesięciu lat kryzysu światowego, a jesteśmy, to kiedy jak nie teraz podejmować takie działania…?

Obserwuj nas na Google NewsBądź zawsze na bieżąco - wejdź na Google Wiadomości i zacznij obserwować nasze newsy.


REKLAMA
Ustaw powiadomienia
Powiadom o
0 komentarzy
Opinie w treści
Zobacz wszystkie komentarze