Rynek pracy

0
Marek Zuber
REKLAMA

Naturalny poziom bezrobocia to taka grupa bezrobotnych, którzy w danych warunkach, przy danym możliwym do osiągnięcia wynagrodzeniu, nie chcą pracować. Nie wiemy oczywiście dokładnie, ile ten poziom wynosi w naszym kraju, ale szacujemy, że około 4%-4,5%. Jeśli dzisiaj stopa bezrobocia wynosi 5,6%, to oznacza, że jesteśmy już niedaleko od poziomu naturalnego. W praktyce więc trudno o tezę, że w Polsce bez pracy, ale jednocześnie poszukujących pracę, jest 940 tysięcy ludzi, a tak wynika z danych GUS. Zresztą według danych Eurostatu, gdzie próbuje się wyłowić nie tylko tych, którzy nie mają pracy, ale także tych, którzy tej pracy szukają, stopa bezrobocia w Polsce jest poniżej 3,5%. To właśnie zbliżenie się do poziomu naturalnego zaowocowało wyraźniejszym wzrostem wynagrodzeń. Skoro ludzi nie ma, to pracodawcy są gotowi płacić więcej. Oczywiście sytuacja, którą opisuję, to średnia dla całej Polski. Nie oznacza to, że w każdym miejscu, w każdym rejonie kraju i w każdej branży jest tak samo. Faktem jest jednak, że brak ludzi do pracy jest jednym z najpoważniejszych problemów polskich firm. Szczególnie małych i średnich. Obok braku stabilności otoczenia gospodarczego. A mówią o tym wszystkie badania przeprowadzone wśród tych firm.
Problem z pracownikami to jedno z ważniejszych wyzwań, przed jakimi stoi cała polska gospodarka. Owszem, jeśli dojdzie do jakiegoś poważniejszego hamowania na świecie, przeniesie się to także i na nas, a to będzie oznaczało mniej nowych miejsc pracy. Ale po pierwsze nikt nie oczekuje jakiegoś tąpnięcia na miarę tego, co obserwowaliśmy dziesięć lat temu, a po drugie w kolejnym cyklu wzrostu, który nastąpiłby po tym hamowaniu, problem ludzi do pracy powróci. Co zatem możemy zrobić?
Potencjalnie mamy kilka możliwości. Po pierwsze możemy się ratować tak, jak się ratujemy, czyli pracownikami zza granicy. Obecnie są to głównie Ukraińcy. Ale także np. Białorusini, no i coraz więcej osób z Azji. Problem w tym, że jeśli dojdzie do szerszego otwarcia dla nich rynków zachodniej Europy, mogą się tam przemieścić. A to otwarcie powoli następuje. Różnica w wysokości zarobków wciąż jest duża. Oczywiście mamy także inne przesłanki decydujące o podjęciu pracy, choćby bliskość kulturowa czy językowa, co doskonale widać w przypadku Ukraińców pracujących w Polsce, ale tak czy inaczej konkurencja Zachodu może być dla nas bolesna. Co możemy zrobić? Jeszce bardziej ułatwić podejmowanie pracy w naszym kraju.
Po drugie mamy dwa i pół miliona naszych rodaków, którzy wyjechali z Polski w dwudziestym pierwszym wieku. Głównie na wyspy brytyjskie. Według badań 70% – 80% z nich chciałoby wrócić. Ale pod warunkiem możliwości otrzymania odpowiedniej pracy za odpowiednie pieniądze. I tu jest problem. Bo choć w ciągu ostatnich pięciu lat wynagrodzenia w Polsce wzrosły o około 30%, mówię oczywiście o średnich, to i tak są one wciąż dużo mniejsze, niż choćby w Wielkiej Brytanii. Poziom akceptowalny dla jakiejś istotnej grupy polskich emigrantów osiągniemy, jak dobrze pójdzie, pewnie dopiero za dziesięć lat.
Ale mamy jeszcze jedną opcję. Mianowicie rezerwy w naszym kraju. W Polsce jest wiele do zrobienia, jeśli chodzi o poziom zatrudnia, czyli odsetek tych, którzy pracują w stosunku do wszystkich potencjalnych pracowników. W Niemczech wskaźnik ten przebija 76%, a w Holandii nawet 78%. W Polsce to ledwie 67%. A to oznacza, że, teoretycznie przynajmniej, możemy sięgnąć po przynajmniej milion naszych rodaków mieszkających w Polsce. Jak to zrobić? Odpowiednią polityką aktywizacji. Ambitny program w tym obszarze realizują choćby Węgrzy.
No i wreszcie ostatnia, przynajmniej teoretycznie, możliwość, a mianowicie powszechna automatyzacja. Czy też robotyzacja, jak kto woli. Ale tu mamy kilka problemów. Automatyzacja bierze się z inwestycji. A te, w przypadku małych i średnich firm szczególnie, wciąż nie są satysfakcjonujące. W dodatku to olbrzymi koszt. W jakiejś mierze ten element w Polsce zadziała. Ale w najbliższych latach z pewnością nie będzie kluczowy.
Dwadzieścia lat temu pisałem, że musimy pogodzić się z tym, że nie będziemy monolitem narodowym. W Polsce musiały się wcześniej, czy później pojawić mniejszości. I się pojawiły. W naszym kraju mieszka i pracuje około 2 mln samych Ukraińców. Jest też kilkaset tysięcy Wietnamczyków. W przypadku tych pierwszych pewnie większość z nich nie wiąże przyszłości z naszym krajem. Ale dzisiaj tu są, i gdyby nie oni polska gospodarka już teraz miałaby poważne problemy. Brak ludzi do pracy doskwiera najbogatszym w Europie, choćby Niemcom czy Brytyjczykom. Powoli my zderzamy się z tym problemem, choć jeszcze dziesięć lat temu wydawało się to dla wielu abstrakcją.

Obserwuj nas na Google NewsBądź zawsze na bieżąco - wejdź na Google Wiadomości i zacznij obserwować nasze newsy.


REKLAMA
Ustaw powiadomienia
Powiadom o
0 komentarzy
Opinie w treści
Zobacz wszystkie komentarze