Buddy Holly

0
borowiec
borowiec1937
REKLAMA

Luty 1959 roku. W Stanach Zjednoczonych trwa tournée The Winter Dance Party. W tym objazdowym zlocie obok Buddy’ego Holly’ego udział biorą ówczesne gwiazdy rock and rolla: Ritchie Valens, Big Bopper, Dion z zespołem The Belmonts oraz Frankie Sardo. Po koncercie w hali Surf Ballroom w Clear Lake okazuje się, że autokar gwiazd jest niesprawny. Artyści postanawiają, że do miejsca kolejnego koncertu polecą wynajętym samolotem. Wraz z Hollym na lotnisko zabierają się Big Bopper oraz ulubieniec meksykańskiej młodzieży Richie Valens. Kierują się do najbliższego lotniska w Mason City. Temperatura powietrza wynosi minus 18 stopni. Wieje silny wiatr i pada śnieg. Za sterami małego samolotu Beech Bonanza, model 35, siada 21-letni pilot Roger Peters. Samolot startuje. Jest 3. lutego, godzina około 0:30. Mija zaledwie kilka minut lotu, mniej więcej osiem mil od Mason City, w okolicach Fargo, w północnej Dakocie, dochodzi do pierwszej rock and rollowej katastrofy. Samolot rozbija się na zaśnieżonej farmie. Pilot i pasażerowie giną na miejscu. Charles Hardin Holley, bo tak w istocie się nazywał, przeżył zaledwie 22 lata i pięć miesięcy.
Dziś, zwłaszcza w naszej części świata, Holly wydaje się być postacią zapomnianą, jednak w obszarze kultury anglo-amerykańskiej był i nadal pozostaje artystą znaczącym. Warto tu wspomnieć, że na przykład zespół The Beatles (beetles – żuki) w nazwie nawiązał do jego grupy The Crickets (świerszcze). Z kolei The Hollies, jeden z najpopularniejszych zespołów brytyjskich lat 60. i 70. wziął swój „szyld” wprost od nazwiska Holly.
Śmierć artysty wstrząsnęła światem muzyki, świadczą o tym także słowa, które znalazły się w wielkim przeboju American Pie. W tym ponad dekadę późniejszym utworze Don McLean śpiewał, że w dniu śmierci Buddy’ego umarła muzyka.
Buddy Holly był niezwykle płodnym artystą, jego wielkość polegała jednak nie tyle na produktywności, ile na wizjonerstwie. Był jednym z pierwszych, którzy dostrzegli artystyczny, a zarazem socjo-kulturowy potencjał tkwiący w rockandrollu. Był pierwszym twórczym eksperymentatorem w dziejach rocka i prekursorem w stosowaniu dwuścieżkowego magnetofonu oraz ponagraniowych miksów. Eksperymentował, poszukując nowych brzmień oraz środków kreujących nastrój. Zaprezentował odmienną od współczesnej mu instrumentalną budowę kompozycji, umieszczając na pierwszym planie mocne brzmienie gitary elektrycznej. Nowatorski był też jego ostry i ciężki rhythm and bluesowy backbeat, wybijany przez perkusję, jeśli nie w muzyce w ogóle, to z pewnością w muzyce białych wykonawców.
Artysta, co należy szczególnie podkreślić, był pierwszym muzykiem rockowym eksperymentującym z overdubbingiem, pozwalającym na autoakompaniament. Pod tym względem wyprzedził swoją epokę o całe dziesięciolecie i stał się prototypem rockmana progresywnego.
Charles Hardin Holley urodził się w Lubbock, w Teksasie. Jako czteroletni dzieciak rozpoczął naukę gry na fortepianie i skrzypcach. W wieku lat pięciu błysnął w konkursie młodych talentów w County Line. Gdy miał lat siedemnaście zadebiutował w programie radiowym rozgłośni KDAV w Lubbock.
W 1955 roku wytwórnia Decca podpisała z Buddym kontrakt, w którym nazwisko Holley zostało pomyłkowo zapisane jako Holly. I tak, za zgodą artysty, już zostało. Wielkim jego sukcesem okazała się nagrana dla wytwórni Coral piosenka That’ll Be The Day, która stając się mega hitem zawojowała zestawienia po obu stronach Atlantyku.
1 grudnia 1957 roku Holly wraz ze swoim zespołem The Crickets wystąpił w najpopularniejszym programie telewizyjnym w Ameryce – Ed Sullivan Show. Występ przeszedł do historii. Kolejne numery, nagrywane z The Crickets, trafiały regularnie na listy przebojów. Dziś piosenki takie jak: Peggy Sue, Oh Boy, Maybe Baby czy Listen To Me to rockandrollowa klasyka. Nawiasem mówiąc, w angielskim zestawieniu Top 30 single z tymi właśnie czterema piosenkami znalazły się jednocześnie w tym samym tygodniu.
Holly nie tylko w materii muzycznej zadziwiał świat. Jego piosenki zdumiewały prowokującymi tekstami, które znacznie odbiegały od ugrzecznionych przebojów Elvisa Presleya czy Ricky’ego Nelsona. Stworzył zarazem – jak ujął to niegdyś Marek Wiernik – coś w rodzaju pomostu, łączącego klasyczny rock and roll z „teenbeatem”, czyli muzyką dedykowaną nastolatkom.
Holly, jeszcze przed laty, uznany został (obok Chucka Berry’ego) za najwybitniejszego twórcę w dziejach rock and rolla.

Obserwuj nas na Google NewsBądź zawsze na bieżąco - wejdź na Google Wiadomości i zacznij obserwować nasze newsy.


REKLAMA
Ustaw powiadomienia
Powiadom o
0 komentarzy
Opinie w treści
Zobacz wszystkie komentarze