Muzyka, która musiała poczekać

0
Fot. Marcin Walkowicz
REKLAMA

O dwubiegunowych premierach, poetyckim singlu, wymarzonej tańczącej dziewczynie oraz rzeczywistości bez koncertów – rozmawiamy z Rafałem Huszno, liderem Totentanz i HUSH.

W ubiegłym roku miało dojść do koncertowej reaktywacji Totentanz. Skończyło się na jednym koncercie, ale za to wyjątkowym. Czy w tym roku Totentaz powróci na scenę?

W tamtym roku zagraliśmy jeden koncert charytatywny „Serce za Serce” na dachu Teatru im. Ludwika Solskiego w Tarnowie, któremu towarzyszyła zbiórka funduszy na zakup środków ochrony osobistej dla Powiatowej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Tarnowie. Nie była to reaktywacja Totentanz, gdyż zespół nigdy nie zawiesił działalności. Jednakże mieliśmy okres mniejszej aktywności, spowodowany wieloma, niekoniecznie zależnymi od nas, czynnikami. Tamtym wydarzeniem, zorganizowanym w czasie pandemii, planowaliśmy wrócić do regularnego koncertowania. Nie spodziewaliśmy się, że branża muzyczna zostanie na tak długo zamknięta. Przepadło nam wówczas kilka letnich koncertów plenerowych, a jesienna trasa została odwołana. Potem myśleliśmy, że na początku tego roku wszystko wróci na właściwe tory, ale rzeczywistość po raz kolejny pokrzyżowała nasze plany. Niestety przedłużone obostrzenia i moja choroba zahamowały też pracę nad nowym singlem, który czeka na nagranie. Jeśli sytuacja drastycznie się nie zmieni, to w tym roku wrócimy na scenę. W sierpniu zagramy na festiwalu Wataha Fest w Norwegii. Z kolei o krajowych terminach, o ile takie się pojawią, będziemy informować w naszych social mediach.

Wspomniałeś, że na nagranie czeka kolejny singiel. Będzie to numer Totentanz czy HUSH?

REKLAMA (2)

Wyjdą dwa single – Totentanz i mój solowy. Premiery tych piosenek odbędą się w podobnym czasie i będą to dwa rozbieżne stylistycznie utwory. Fani Totentanz mogą spodziewać się powrotu do korzeni, czyli mocnego grania rodem z pierwszych albumów – „Niebólu” i „Zimnego domu”. Natomiast numer HUSH będzie rockowy. Moim zdaniem nagrywanie solowego materiału nie powinno być powtarzaniem tego, co gra się w macierzystym zespole.

Twój ostatni solowy singiel „Poczeka” jest najbardziej melancholijną i oszczędną kompozycją, jaką kiedykolwiek nagrałeś. Jak wyglądała praca nad tym utworem?

Od początku wiedziałem, że „Poczeka” będzie zupełnie innym singlem niż poprzednie nagrane pod szyldem HUSH. Jak słusznie zwróciłeś uwagę, ten utwór jest melancholijny i właśnie o taki efekt mi chodziło. Wymyśliłem sobie, że gitary w tym przypadku zejdą na drugi plan, a podstawą singla będzie poetyckość. Dużą rolę w budowaniu klimatu odegrało pianino (Piotr Madura) oraz fortepian (Marcin Krysa). Jak wysyłałem do Wojtka Byrskiego, autora tekstu, tzw. „rybkę”, od razu zaznaczyłem, o jakiego rodzaju przekaz mi chodzi. Kiedy Wojtek odesłał mi tekst, byłem pod wielkim wrażeniem i oczyma wyobraźni zobaczyłem tę dziewczynę, która tańczy zwiewnie w zrealizowanym później teledysku, rozpływając się w tej melancholijnej muzyce.

Wspomniałeś o teledysku, które też jest wyjątkowy. Oczywiście klipy do „Niewiele” czy „Układanki” pokazały, że potrafisz za sprawą dźwięków i obrazów budować niesamowity klimat, ale w przypadku „Poczeka” poszedłeś chyba o krok dalej.

Obrazek do „Poczeka” jest dziełem wielu osób, które zaangażowały się w ten projekt nie tylko od strony czysto technicznej, ale także emocjonalnie. Za jego realizację odpowiada grupa Nakręceni, z którą od dłuższego czasu współpracuję i świetnie się rozumiemy. Duży wpływ na ostateczną wersję tego singla miała też moja menadżer Beata Tylutka, która jest osobą niezwykle wrażliwą i posiadającą nieskończone zasoby pomysłów. Cieszę się, że mieliśmy możliwość wejścia z ekipą do niezwykłego Pałacu Goetz. Momenty, w których mój samotny bieg pustą drogą przeplata się z melancholijnymi ruchami dziewczyny tańczącej w monumentalnych wnętrzach Pałacu Goetz sprawiają, że można odpłynąć i doszczętnie zatopić się w tym świecie. Dodatkową poetyckość wprowadza też saksofon, na którym zagrał Marek Ruda. A swoistym dopełnieniem klipu jest widok z góry na otoczoną bezkresem platformę, na której stoję wraz z gitarą, czekając na zachód słońca.

Planujesz podczas koncertów wykonywać „Poczeka” w akompaniamencie fortepianu?

Koncertowe wersje utworów studyjnych na pewno będą się od siebie różnić. Granie na żywo jest dla mnie doskonałą okazją do testowania i kombinowania przy aranżacjach. Niewykluczone, że również na płytę HUSH trafią zupełnie inne odsłony dotychczas opublikowanych singli. Myślę jednak, że nie będzie problemów z graniem na koncertach „Poczeka” w towarzystwie fortepianu czy saksofonu. Zawsze staram się wykorzystywać każdą nadarzającą się możliwość, związaną z poszerzeniem klasycznych rockowych instrumentów. W jednej piosence, o czym Ci już kiedyś wspominałem, na pewno zabrzmi też wiolonczela.

A czy współpraca z Wojtkiem Byrskim rozciągnie się również na Totentanz?

Do tej pory sam pisałem większą część słów piosenek Totentanz i wydaje mi się, że to się raczej nie zmieni. Jestem jednak przekonany, że Wojtek znakomicie sprawdziłby się jako tekściarz Totentanz. Zresztą, Wojtek sam zauważył, że teksty, które pisze na moją solową płytę są nieco „totentanzowe”.

REKLAMA (3)

Podczas naszej ubiegłorocznej rozmowy wspomniałeś, że na Twoim solowym albumie znajdą się również anglojęzyczne utwory. Czy pracujesz może nad jakimś?

W tamtym roku dostałem propozycję wydania dwujęzycznego albumu, który mógłby się ukazać również w kilku europejskich krajach. Ostateczna decyzja jeszcze nie zapadła, ponieważ HUSH ciągle ewoluuje i trudno obecnie mówić o językowych proporcjach. Mam sporo napisanych kawałków i mógłbym z nich poskładać nawet dwa albumy, więc w najbliższych miesiącach czeka mnie weryfikacja tego, co już jest. Do tej pory nagrałem dwa utwory – „Calling Road”, czyli mój pierwszy „hushowy” singiel oraz autorską pod względem muzycznym wersję „Heaven” Bretta Dennena. Rozpocząłem już pracę nad następną anglojęzyczną kompozycją. Tekst jest już gotowy, a napisał go Christopher B. Gray, autor „Calling Road”.

Śledzisz lokalną scenę?

Staram się śledzić lokalną scenę, gdyż w Tarnowie mamy sporo interesujących zespołów, zwłaszcza tych grających ciężką muzykę. Ostatni rok z wiadomych powodów temu nie sprzyjał. Jednak miałem niedawno okazję przesłuchać nowy materiał AnVision. Uważam, że nagrali solidną płytę, w której nie brakuje rasowego grania i niebanalnych muzycznych patentów, oczywiście w ich stylistyce. Bardzo dobrą muzykę gra też Harissa. Szkoda, że nie mają okazji do grania, bo to ciekawa propozycja, już nie tylko tarnowska. Myślę, że jest to zespół, który poradzi sobie wszędzie. Mam nadzieję, że po otworzeniu klubów wyruszą w ogólnopolską trasę i pokażą jak się gra prawdziwego rocka.

Dziękuję za rozmowę.

Obserwuj nas na Google NewsBądź zawsze na bieżąco - wejdź na Google Wiadomości i zacznij obserwować nasze newsy.


REKLAMA
Ustaw powiadomienia
Powiadom o
0 komentarzy
Opinie w treści
Zobacz wszystkie komentarze