Czy „antyunijna” gmina polubiła Europę?

0
radgoszcz
radgoszcz
REKLAMA

Naporu na lokale wyborcze 25 maja nie ma się co spodziewać. Może do głosowania pójdzie dwadzieścia kilka procent, może nawet tyle nie. Pięć lat temu było poniżej 30. Na kilkanaście dni przed wyborami do europarlamentu w centrum Radgoszczy klimatu wyborczego nie ma. Ani jednego plakatu, nikt z kandydatów nie zabiega o głosy tutaj.
– Trudno raczej oczekiwać dużej frekwencji wyborczej – przyznaje Marek Kopia, sekretarz gminy Radgoszcz. – Wpływ na to ma też fakt, że wśród kandydatów nie ma nikogo, kto byłby związany z naszymi stronami. A ludzie lubią głosować na swoich.
Wielu wyborców zostanie w domach, ale nie znaczy to jeszcze, że coś mają przeciw Unii.
– To już zupełnie inna sytuacja niż dziesięć lat temu – twierdzi sekretarz.
Wtedy nastroje były bojowe. Na przystanku autobusowym w samym środku Radgoszczy ktoś wymalował sprayem: „Precz z Unią!”. Nawet w niektórych gazetach pokazano zdjęcie z tym napisem. Dla fotoreporterów był to smaczek.
Tym bardziej, że napis dość dobrze odzwierciedlał ówczesny stan ducha. Potwierdził się on w wynikach referendum akcesyjnego na rzecz przystąpienia Polski do UE. Pięćdziesiąt trzy procent głosujących w gminie Radgoszcz było na „nie”, w całym kraju 22,5 procent. Radgoszcz znalazła się w grupie gmin w kraju, którym najbardziej nie było po drodze z Unią.

Dziękuję, nie rozmawiam
Mówiono wówczas, że Radgoszcz dała się zastraszyć ostrym przeciwnikom zjednoczonej Europy. W tej niewielkiej rolniczej gminie położonej w powiecie dąbrowskim właściciele maleńkich gospodarstw uwierzyli, że w Unii przepadną raz-dwa, że zbliża się rychły ich koniec. A jeśli jeszcze słyszeli, że grozi wyprzedaż ich „wiary, tradycji i tożsamości” – czym prędzej pędzili do urn wyborczych z głosem na „nie”.
– Wielu swoimi kazaniami przestraszył pewien ksiądz, który jedenaście lat temu był u nas proboszczem – mówi jeden z mieszkańców, prosząc o zachowanie anonimowości. – Dyrektorka miejscowej szkoły również angażowała się w kampanię przeciwko wstępowaniu do Unii. Zawiązała się u nas mocno zaangażowana grupka ludzi, która miała wpływ na innych. Teraz ten wpływ straciła.
Maria Dubiel jest dyrektorką Zespołu Szkół Publicznych w Radgoszczy do dzisiaj. Kiedyś udzielała się w Lidze Polskich Rodzin, dziś kojarzona jest z PiS. Chcemy ją zapytać, czy po 10 latach zmieniła swoje poglądy na temat polskiej przynależności do Unii.
– Dziękuję, nie jestem zainteresowana tym tematem – odpowiada krótko.
– Nie dostrzegam teraz antyunijnych nastrojów – mówi Jolanta Motyka, młoda sołtyska Radgoszczy. – Ludzie raczej cieszą się tymi paroma groszami dopłaty rolniczej, które dostają z Brukseli. Wydaje mi się, że dzisiaj, gdyby zrobić takie referendum, co najmniej 60 procent byłoby zadowolonych z tego, że znaleźli się w Unii.
Sześćdziesiąt procent – dużo czy mało? W Polsce zadowolonych jest ponad 89 procent…
Sołtyska przesiaduje teraz w domu, niedawno urodziła synka, który śpi w łóżeczku obok. A gdy śpi, ona czasem zerka do Internetu; mówi, że obecnie jest to jej główne źródło wiedzy o świecie. I kiedy tak zerka, nabiera przekonania, że w ciągu tego unijnego dziesięciolecia można było więcej zrobić i w Radgoszczy, i w całej Polsce. Bo zdaje się, że inni bardziej poszli do przodu. Wystarczy poczytać.


Wolimy Amerykę…
Sekretarz gminy zastanawia się, co w Radgoszczy zrobiono za unijne fundusze. Na pewno odnowiono centrum wsi, dołożono do kanalizacji. Dwa boiska „Orlik” – w Radgoszczy i Luszowicach – pochodzą z programu rządowego, część nowych dróg powstała z pieniędzy przeznaczonych na usuwanie skutków powodzi.
Złą markę Radgoszczy robi informacja, że gmina – pod względem dochodów na jednego mieszkańca – należy do najbiedniejszych w kraju.
– Dużych inwestorów nie mamy, pozostaje więc rolnictwo. A u nas aż 75 proc. areału nie podlega z mocy ustawy opodatkowaniu, ponieważ są to grunty rolne V i VI klasy – tłumaczy sekretarz Kopia.
Może gmina jest biedna, ale mieszkańcy bidni raczej nie są. W każdym razie tego nie widać.
– Ludzie jeżdżą sobie dorobić do Austrii, Niemiec i Włoch – informuje Marek Kopia. – W przeszłości także do USA. Dużo od nas tam wyjechało, część zarobiła i wróciła. Nastroje zawsze tu były bardzo „proamerykańskie”, dlatego, jak myślę, również to mogło mieć znaczenie w czasie referendum w 2003 roku. Ludzie woleli i bardziej cenili USA niż Europę, bo Stanom Zjednoczonym pod względem materialnym dużo zawdzięczali.
Dziś powiększa się grono tych, którzy już mają lub będą mieć do zawdzięczenia coś Unii.
– Staram się o dofinansowanie mojej działalności i prognozy w tym względzie są optymistyczne – mówi Stefan Luszowiecki, radny gminny, właściciel składu materiałów budowlanych i opału w Luszowicach. – Przypuszczam, że zdecydowana liczba dawnych przeciwników Unii w gminie znacznie stopniała. Niekiedy ludzie przyjmują pewne negatywne informacje bez refleksji, utożsamiają się z niektórymi poglądami, ale potem pod wpływem nowych faktów zmieniają je. W gminie dużo jest do zrobienia. Potrzebny jest jej menedżer, który wykorzysta wszystkie możliwości, jakie daje Unia. Bo huśtawki, place zabaw wprawdzie też są potrzebne, ale jeszcze bardziej potrzebne są poważne inwestycje, które przysporzyłyby miejsc pracy.

REKLAMA (2)

Zapytaj pan Francuza
W gminie dużych gospodarstw rolnych, prawdziwie unijnych, jest jak na lekarstwo. Władysława Zając – Merchut ze Smykowa wraz z rodziną zajmuje się hodowlą – prawie 80 krów mlecznych i bydła mięsnego.
– Prawda jest taka: w Unii rolnictwo, żeby się opłacało, musi się nastawić na wielkość, na ilość. Mali nie mają szans – podkreśla pani Władysława. – Mój sąsiad próbował robić interes z pięcioma krowami, ale szybko zrezygnował. I druga rzecz: bez dopłat unijnych nikt by dzisiaj nie dał rady. Ani duzi, ani mali.
Dwóch mężczyzn, którzy zatrzymali się obok sklepu spożywczego w centrum Radgoszczy, narzeka na Unię.
– Zapytaj pan Francuza albo Niemca, jakie oni mają dopłaty rolnicze. Dwa, trzy razy większe. A co oni nam dają? To jest kwota na odczepne. A ludzie, jak już jakiś grosik zobaczą, to głowę natychmiast tracą. Do kochania Unii od razu są gotowi, tylko niech zapytają, czy ta kochana Unia jest uczciwa. Mężczyźni są zdania, że Unia najwięcej zmieniła w dużych miastach. – Tam mają dobrze, a tu? Tusk się chwali w telewizji autostradami, ale niechby pojeździł sobie po niektórych drogach w naszym powiecie. Wszystko pięknie wygląda, ale w Warszawie…
A jednak zadbane centrum Radgoszczy robi dobre wrażenie na przyjezdnych, choć to mała i senna miejscowość. Jeśli w Polsce piszą o gminie, to tylko dlatego, że jest biedna. Nic szczególnego tu się nie dzieje, nie licząc wydarzenia sprzed kilku miesięcy, które spadło jak grom z jasnego nieba. 45-letni mieszkaniec sąsiedniej miejscowości, dobrze tu znany, wpadł na pomysł, że obrabuje radgoszczański bank. Reszta była jak w komedii, bo rabuś z pistoletem zabawką skradł banknoty nie wiedząc, że wszystkie są fałszywe, specjalnie przeznaczone na takie okazje. Stanął przed sądem, ale niedługo później zmarł. Nim zmarł, zdążył wybrać się jeszcze do banku, by przeprosić panie kasjerki za stres, które miały z jego powodu…

REKLAMA (3)

Papieski renault
Jakub Lichorobiec w tamtym roku skończył technikum fotograficzne w Tarnowie. Zdecydował swoje sprawy wziąć w swoje ręce. Dwa tygodnie temu uruchomił obok Urzędu Gminy w Radgoszczy zakład usług medialnych – fotografuje i nagrywa uroczystości rodzinne. Na rozpoczęcie działalności pozyskał 25 tys. zł bezzwrotnej pożyczki z Poznańskiego Inkubatora Przedsiębiorczości. To unijne pieniądze.
W Radgoszczy nie mieszka, lecz stąd pochodzi jego ojciec też zawodowo zajmujący się fotografią. Mimo że gmina nieduża, a więc chrzcin, wesel i pogrzebów wiele nie ma, Jakub postanowił zaryzykować.
– W Szczucinie już zakład fotograficzny jest, a w Dąbrowie Tarnowskiej są trzy. Tu do tej pory nie było.
Do nowo otwartego zakładu wpada wujek Kuby. Mężczyzna w średnim wieku, elegancko ubrany, ciemne kolory. Od 25 lat mieszka i pracuje w Niemczech. W tych dniach odwiedził rodzinne strony, gdyż wczoraj miał pogrzeb matki. Kiedy wujek Jakuba wyjeżdżał z Radgoszczy do Niemiec, dopiero tliła się nadzieja na radykalne zmiany w kraju.
– Dziś mogę powiedzieć, że zmieniło się sporo w całej Polsce – mówi. – Wtedy nie było perspektyw. Pamiętam pierwsze 100 marek zarobionych za granicą prawie w mig. Marka niemiecka to był kiedyś piękny pieniądz, euro już takie nie jest. Za 300 marek kupiłem swój pierwszy tam samochód: używany renault 4, taki, jakim ostatnio jeździ papież Franciszek. Ach, co za samochodzik, byłem bardzo zadowolony.
Dziś wujek Kuby mieszka w małym niemieckim miasteczku, pracuje w hotelu, w którym umie zrobić wszystko. Ot, ceniona na Zachodzie polska „złota rączka”…
– Tutaj przyjeżdżam dwa razy do roku. Miałem w Radgoszczy dwóch znajomych, którzy byli przeciw Unii Europejskiej i nie najlepiej jej życzyli. Mówili: niech szlag ją trafi! Ale czy nadal myślą tak samo? Nie wiem.
Dzisiaj wujek Jakuba wsiądzie w samochód i wróci do swego niemieckiego domu. Najpierw pojedzie do Tarnowa, a stamtąd ruszy na zachód autostradą A4, także częściowo sfinansowaną przez Unię. Dojedzie nią bezpośrednio prawie do domu.
– Dawniej podróżowałem na różne sposoby po 30 godzin! A dziś? Naprawdę, nie ma co narzekać.

Obserwuj nas na Google NewsBądź zawsze na bieżąco - wejdź na Google Wiadomości i zacznij obserwować nasze newsy.


REKLAMA
Ustaw powiadomienia
Powiadom o
0 komentarzy
Opinie w treści
Zobacz wszystkie komentarze