Szalony mecz na parkiecie mistrza

0
reczna
fot. handballnews.pl
REKLAMA

Gdyby ktoś przed meczem powiedział, że beniaminek zdobędzie na parkiecie mistrza kraju i czołowej europejskiej drużyny 30 goli, zapewne nie zostałby potraktowany poważnie. A tak się stało w Kielcach. Problem w tym, że rywale zdobyli tych goli aż 52! To rekord w historii rozgrywek Superligi, dotychczasowy miał osiem lat, w 2011 roku kielczanie wygrali z GSPR-em Gorzów Wielkopolski 51:29.

Niezły początek złego
Powodów do radości próżno szukać, tym bardziej że utytułowani gospodarze wystąpili w składzie dalekim od optymalnego. Z różnych powodów nie zagrali bowiem Daniel Dujshebaev, Mateusz Jachlewski, Tomasz Gębala, Branko Vujović, Alex Dujshebaev, Andreas Wolff i Mariusz Jurkiewicz. Tylko pierwsze sześć minut należało do wyrównanych.
Tempo gry było szybkie, a tarnowianie grali bardzo odważnie, pomimo iż warunkami fizycznymi znacznie ustępowali utytułowanym przeciwnikom. Po 6 minutach PGE Vive prowadziło jedynie różnicą jednego trafienia 5:4. Finaliści Ligi Mistrzów bardzo szybko włączyli jednak drugi bieg i po kilku minutach prowadzili już 10:5. Podobać mogła się przede wszystkim gra ich skrzydłowych. Reprezentant Polski Arkadiusz Moryto i Angel Fernandez, niemiłosiernie trafiali, czy to z ataku pozycyjnego, czy też z kontrataku. Obydwaj okazali się najskuteczniejszymi zawodnikami tego spotkania – pierwszy zdobył w nim aż 13, drugi natomiast 9 goli. Bardzo dobrze kierował poczynaniami kolegów na środku rozegrania Igor Karacić. Goście grali ambitnie, ale mieli olbrzymie problemy ze sforsowaniem obrony kielczan, grającej często systemem 5‑1, z wysuniętym do przodu jednym zawodnikiem, który skutecznie przeszkadzał im w rozegraniu ataku pozycyjnego.
Pod koniec pierwszej odsłony szczypiorniści Grupy Azoty pozwolili rywalom odskoczyć na większy dystans bramkowy. Ostatecznie, kiedy wybrzmiała syrena kończąca pierwszą połowę, schodzili do szatni z debetem 10 bramek. W tej sytuacji zadaniem beniaminka na drugie 30 minut było uniknięcie pogromu, co niestety nie bardzo się udało. W 48. minucie gospodarze wykonywali rzut karny, którego na bramkę zamienił wspomniany Arkadiusz Moryto. Było to już czterdzieste trafienie PGE Vive w tym meczu. Dziesięć minut później, ten sam zawodnik, tym razem po kontrataku zdobył 50. gola dla miejscowych. Na dodatek za moment kolejną bramkę dla nich uzyskał rzutem przez całe boisko rezerwowy bramkarz Miłosz Wałach, a ostatecznie gospodarze zaaplikowali rywalom aż 52 gole.

Mecz jak trening
Goście byli bezradni, przy „sile ognia” rywala niewiele mogli w tym spotkaniu pomóc bramkarze. Patryk Małecki stał między słupkami od pierwszej do piętnastej minuty, potem zastąpił go Dawid Ciochoń, a ostatnie dwadzieścia minut bronił Grzegorz Barnaś. Ale w tym wypadku skuteczność każdego z nich nie była wysoka. Pewną satysfakcję po spotkaniu mogą mieć Łukasz Nowak i Albert Sanek. Nowak zdobył w tym meczu 7 goli, a Sanek 6. O charakterze tego meczu świadczyć może znikoma liczba kar. Gospodarze zaliczyli zaledwie 2 minuty, natomiast goście 4.
Warto też odnotować, że po raz pierwszy po dłuższej przerwie spowodowanej kontuzją, w składzie tarnowian znalazł się Marcin Wajda. Nie zagrał natomiast jeszcze nowy nabytek Grupy Azoty, Japończyk Rennosuke Tokuda. Być może nastąpi to podczas kolejnego spotkania, trzeciego z rzędu na wyjeździe. W sobotę, 12 października, zespół z Tarnowa zagra w Kaliszu z Energą MKS-em, natomiast cztery dni później na własnym parkiecie podejmie drużynę Piotrkowianina Piotrków Trybunalski.
– Dostaliśmy niezłą lekcję od gospodarzy. To trudny rywal. Przegrywali tutaj wysoko dużo lepsi od nas, ale zamierzamy wyciągnąć wnioski z porażki – powiedział po meczu rozgrywający tarnowskiej drużyny, wychowanek klubu z Kielc, Michał Grabowski. A oto opinia trenera tarnowian Marcina Markuszewskiego: Wyniku nie rozpatrywałbym w kategorii tragedii. Nie ma wielkiej różnicy, czy z takim rywalem stracilibyśmy 45 czy 52 bramki. Nam chodziło o zupełnie coś innego, chcieliśmy poćwiczyć pewne elementy gry. Pretensję mogę mieć o to, że przeciwko tak renomowanym rywalom popełniamy tak nonszalanckie, głupie błędy. Piłki, które próbowaliśmy dogrywać do obrotowych nie miały prawa tam trafić. Gdyby gospodarze pozwolili na to, bardzo źle świadczyłoby o ich obronie. Z takich piłek szły potem kontry, stąd wysoki wynik końcowy. Na plus można zaliczyć nasze kontrataki. Cały czas pracujemy nad nimi, ale w meczu z Kielcami było ich sporo, więc myślę, że jest to jakiś zalążek postępu.
Oby w kolejnych spotkaniach ten postęp w grze tarnowian był już widoczny.

REKLAMA (2)

PGE Vive Kielce – Grupa Azoty Tarnów 52:30 (27:17)

REKLAMA (3)

Grupa Azoty: Małecki, Ciochoń, Barnaś – Nowak 7, Sanek 6, Dadej 3, Tarcijonas 3 Kużdeba 2, Kowalik 2, Grabowski 2, Misiewicz 2, Wojdan 2, Pedryc 1, Niemiec, Wajda.

Obserwuj nas na Google NewsBądź zawsze na bieżąco - wejdź na Google Wiadomości i zacznij obserwować nasze newsy.


REKLAMA
Ustaw powiadomienia
Powiadom o
0 komentarzy
Opinie w treści
Zobacz wszystkie komentarze