Robert Wardzała: takiego żużla nie znałem

0
Żużel w czasie pandemii
Robert Wardzała
REKLAMA

Tysiące kibiców na stadionach, głośny doping, atmosfera wielkiego święta – tak przez lata wyglądały żużlowe pojedynki. Tarnowski stadion i całe Mościce żyły zawodami, na które ściągali miłośnicy czarnego sportu z całego regionu.

– To pamiętam z dzieciństwa, gdy na zawody przychodziłem patrzeć, jak mój ojciec ściga się na torze, a później obserwować jego pracę jako trenera, a następnie z czasów własnych występów. Od kilkunastu lat natomiast, komentując zawody – mówi Robert Wardzała, dziś ekspert jednej z wiodących stacji telewizyjnych. – Ten czas pandemii jest trudny dla nas wszystkich, w różnych obszarach. Jednak w sporcie diametralnie zmieniło się wszystko. To co się dzieje, dla wszystkich kibiców jest doświadczeniem bardzo szczególnym. Oczywiście, cieszymy się, że żużlowa liga w ogóle ruszyła, choć spotkań jest mniej, a cykle zawodów zostały skrócone. Jednak konieczne ograniczenia i procedury zupełnie zmieniły charakter zaangażowania w sport.
W Lublinie Robert Wardzała komentował mecz żużlowy ze specjalnego kosza zawieszonego na wysokim wysięgniku. W ten sposób miejscowi kibice chcieli zapewnić dodatkowe miejsca, by więcej osób mogło oglądać pojedynek.

– Z takiej perspektywy żużla do tej pory nie widziałem – mówi Robert Wardzała. – W Lublinie jeden z kibiców użyczył własnej działki i ustawił na niej wysięgniki. Tamtejsi kibice chcieli swój patent przenieść do Rybnika, na mecz ROW-u z Motorem, ale nie otrzymali na to zgody.
Jeszcze kilka miesięcy temu, komentując mecz eksperci odwiedzali parking, by podpatrzeć przygotowania i uzyskać gorące komentarze. Teraz nie jest to możliwe. Z zawodnikami rozmawiają przez barierki. Jeśli reporter uzyska zgodę na wejście, musi mieć aktualny test wykluczający obecność COVID-19. Wszyscy zawodnicy wykonują go systematycznie, co dwa tygodnie.
Ostatnie spotkanie tarnowskiej Unii Robert Wardzała i jego współprowadzący komentowali zamknięci w oszklonej budce, umieszczonej nad stadionem.

REKLAMA (3)

W całym kraju na mecze przychodzą już tylko najbardziej zdeterminowani kibice. Bilety mogą kupić tylko elektronicznie, bo kasy w dniu zawodów są zamknięte. Trzeba się w nie zaopatrzyć odpowiednio wcześnie, bo – choćby w Tarnowie – zajęte może być jedynie co drugie krzesełko. Na Unii ten sektor, który zwykle był przeznaczony dla gości, jest w ogóle zamknięty. Kibicowanie w maseczkach lub przyłbicach to nie ten sam doping, który pamiętają jeszcze z zeszłego sezonu. W kolejce do wejścia i wyjścia obowiązuje dwumetrowy dystans, co oznacza, że na mecz należy zarezerwować znacznie więcej czasu.
– Zarówno działacze i kibice, jak i media, których rola jest obecnie szczególnie ważna, próbują wprowadzać w życie różne pomysły, by sportowe zawody były choć trochę zbliżone do tych, do których przywykliśmy – mówi Robert Wardzałą. – Jednak nie do końca może się to udać. Pozostaje jedynie mieć nadzieję, że epidemia się skończy, obecne sytuacje będą dla nas jedynie niecodziennym wspomnieniem.

REKLAMA (2)
Obserwuj nas na Google NewsBądź zawsze na bieżąco - wejdź na Google Wiadomości i zacznij obserwować nasze newsy.


REKLAMA
Ustaw powiadomienia
Powiadom o
0 komentarzy
Opinie w treści
Zobacz wszystkie komentarze