Bileciki do kontroli…

0
kanary
REKLAMA

Kraków jest liderem w liczbie kontrolerów, pod Wawelem pracuje ich 150, czyli pięć razy więcej niż w Poznaniu i trzy razy więcej niż we Wrocławiu. Mają niezłe wyniki, bo miesięcznie wystawiają nawet do 9 tysięcy wezwań do zapłaty (tzw. dodatkowa opłata za przejazd bez ważnego biletu wynosi w grodzie Kraka niemało, bo 240 zł). Te liczby nie robią większego wrażenia na dyrektorze Tarnowskiego Organizatora Komunalnego. Krzysztof Kluza jest przekonany, że ważniejsze od tego, ilu zatrudniono kontrolerów, są efekty ich pracy. W Tarnowie w związku z przekształceniami, jakie objęły Zarząd Komunikacji Miejskiej – w efekcie czego powstał wspomniany wyżej Tarnowski Organizator Komunalny, którego zadaniem jest między innymi zarządzanie publicznym transportem zbiorowym – zrezygnowano z usług firmy zewnętrznej, zajmującej się kontrolą biletów. W najbliższych planach jest przeprowadzenie przetargu na wyłonienie nowej firmy świadczącej tego typu usługi.
Wspomniane zmiany sprawiły, że od stycznia kontrolą biletów w mieście zajmuje się… jedna para kontrolerów. Ale jaka para! Krzysztof Kluza z pracy pań jest bardzo zadowolony. Na tym stanowisku zatrudnione są już od pięciu lat, mają doświadczenie, pracują sumiennie, sprawnie i efektywnie. Można by nawet powiedzieć, że we dwie z powodzeniem robią to, z czym gdzie indziej borykałoby się kilka osób. Na ulice miasta wyjeżdża codziennie około 70 autobusów, panie przeprowadzają w nich każdego miesiąca średnio od 700 do 900 kontroli. Krzysztof Kluza podkreśla, że tak dobrych wyników nie miała działająca na tarnowskim rynku firma zatrudniająca około ośmiu kontrolerów.
– Dlatego swego czasu aby zwiększyć skuteczność działań, zatrudniliśmy dwójkę swoich kontrolerów. Jak widać, nie o liczbę kontrolerów chodzi, ale o ich skuteczność, na którą składa się między innymi liczba przeprowadzonych kontroli. Nasze dwie kontrolerki radzą sobie świetnie. Dodatkowo zatrudniamy kilka osób, które również sprawdzają autobusowe bilety, mając z nami podpisane umowy zlecenia.
W marcu Tarnowski Organizator Komunalny zamierza zwiększyć grono swoich stałych kontrolerów o kolejne dwie osoby. Chętnych do pracy jest wielu, choć praca do łatwych nie należy. Wystarczy mandat za jazdę na gapę, żeby kontroler stał się „kanarem”. Określenie to – często przez pasażerów używane – zawiera i lekceważenie i pogardę.
– Niektórym kandydatom wydaje się, że praca jest prosta, bo ogranicza się do samego sprawdzenia biletu. To błędne pojęcie. Trzeba znać przepisy między innymi z zakresu prawa przewozowego. Trzeba umieć obsługiwać czytnik kart miejskich, a jest to dość skomplikowane urządzenie pozwalające skontrolować ważność elektronicznych biletów okresowych. Ta praca wymaga również odporności psychicznej.
Zdaniem Krzysztofa Kluzy, kobiety w tym zawodzie naprawdę dobrze sobie radzą, wydają się bardziej odporne na stres, potrafią zapanować nad zdenerwowaniem, mają spore wyczucie, nie dają się łatwo wyprowadzić z równowagi. Dzięki temu już nieraz udało im się wybrnąć z trudnych sytuacji, gdy pasażerowie prowokowali awantury, dochodziło do słownych utarczek czy szarpaniny. Dlatego zarządca komunikacji przeprowadza wewnętrzne szkolenia i testy, by wyłonić najbardziej odpowiednich kandydatów.
Każdego miesiąca para tarnowskich kontrolerek wystawia do 300 kar oficjalnie nazywanych opłatą dodatkową. Od 1 lutego, po zmianach cennika, przejazd bez ważnego biletu kosztuje 105 zł, jeśli ktoś nie ma przy sobie gotówki i decyduje się na opłatę kredytową, kwota wzrasta do 150 zł.
Za jazdę na podstawie biletu o zaniżonym nominale (nie więcej niż 20 procent) opłata gotówkowa wynosi 42 zł, opłata kredytowa 60 zł. Z kolei za brak biletu okresowego, dokumentów uprawniających do ulgowego lub bezpłatnego przejazdu, mimo późniejszego ich okazania, trzeba zapłacić – 9 zł.
Obecnie Tarnowski Organizator Komunalny zajmuje się również windykacją należności i dyrektor chce, żeby już tak zostało, nawet wtedy gdy część obowiązków kontrolnych przejmie firma wyłoniona w przetargu.
– Trzy nieuregulowane opłaty nałożone w ciągu jednego roku kończą się wezwaniem przez policję, a ta może skierować sprawę do sądu o ukaranie. Karą jest wówczas przeważnie grzywna lub kilkadziesiąt godzin do społecznego odpracowania. Jeśli wezwania przedsądowe nie kończą się wpłaceniem na nasze konto należnych kwot, wówczas sprawę przekazujemy zewnętrznej firmie windykacyjnej – mówi K. Kluza. Ciągle jednak nie brakuje pasażerów, na których to nie działa.

Obserwuj nas na Google NewsBądź zawsze na bieżąco - wejdź na Google Wiadomości i zacznij obserwować nasze newsy.


REKLAMA
Ustaw powiadomienia
Powiadom o
0 komentarzy
Opinie w treści
Zobacz wszystkie komentarze