REKLAMA

Każdego roku w Tarnowie z różnych przyczyn umiera średnio 1100 – 1200 osób. To sporo, ale warto przy tej okazji uwzględnić szybkie starzenie się ludności miasta i podeszły wiek wielu z nich. Największym zagrożeniem – nie tylko dla starszych – są dzisiaj dwie choroby, które stały się zmorą cywilizacji: schorzenia układu krążenia oraz rak. Gdyby oprzeć się wyłącznie na samych liczbach zachorowań i zgonów, wyszłoby, że covid-19, powodowany przez koronawirusa, jest bajką, którą można byłoby opowiadać dzieciom na dobranoc.

Koronawirus wciąż straszy. Gdyby to chodziło o chorobę już lepiej znaną, oswojoną i skuteczniej leczoną, zapewne nie byłoby tak wielkiego lęku. Czy ktoś – może poza starszymi ludźmi – odczuwa strach przed grypą? A przecież zdarzają się lata w Tarnowie, gdy chorują na nią tysiące ludzi.
Covidu-19 boimy się bardziej, bo ma on wyższy od grypy współczynnik umieralności, ale – trzymając się tylko tarnowskich danych – liczba zakażeń koronawirusem jest tu, w porównaniu z grypą, szczęśliwie znikoma. Kiedy powstaje ten artykuł, wynosi ona 12, nikt z tarnowian dotychczas z tego powodu nie umarł. Inną zupełnie sprawą jest, czy liczba zakażeń w Polsce – przy niewielkiej liczbie wykonywanych testów – jest w pełni wiarygodna.

Więcej samobójców
Na co umiera się przede wszystkim w Tarnowie? W stosunku do innych miast i regionów w kraju nie ma w tym przypadku odstępstw. Rokrocznie z powodu chorób układu krążenia odchodzi z tego świata przeciętnie 450 – 460 mieszkańców miasta nad Białą. Stanowią one ponad 40 proc. wszystkich zgonów w mieście. To dopiero jest epidemia!
Na drugim miejscu są choroby nowotworowe: 250 – 270 zgonów w ciągu roku, niemal jedna czwarta wszystkich. Prognozy są takie, że w najbliższych latach liczba zachorowań na schorzenia układu krążenia albo raka będzie wzrastać, zresztą na całym świecie. Jak uleczyć tę epidemię? Wciąż brakuje dostatecznie skutecznych metod i medykamentów, choć bez wątpienia postęp w tej sprawie jest.
W Tarnowie co roku w wypadkach drogowych ginie po kilkanaście osób, w minionym roku było to 12. Czterech pieszych zostało rozjechanych przez samochód. A więc gdyby spojrzeć na zjawisko tylko statystycznie, wypadki drogowe są większym problemem od koronawirusa. A ile osób traci życie w wyniku samobójstw? Dane są zatrważające. Od 2017 roku do kwietnia 2020 w Tarnowie i powiecie odnotowano 437 prób samobójczych. W 118 przypadkach okazały się skuteczne.
Do tego można jeszcze dodać zakażenia boreliozą, podstępną, groźną w skutkach chorobą powstałą w wyniku ukąszenia przez kleszcza. W ciągu ostatnich kilku lat w Tarnowie i powiecie odnotowano kilkaset takich przypadków.

REKLAMA (2)

Zapomniane epidemie
Co pewien czas mrożą krew w żyłach doniesienia o możliwości pojawienia się wielkiej epidemii. Dobrze pamiętamy choćby informacje o świńskiej grypie, osławionym wirusie AH1N1. Już w 2009 roku Światowa Organizacja Zdrowia ogłosiła najwyższy, szósty stopień zagrożenia, czyli pandemię. Na początku 2019 roku w Szpitalu Wojewódzkim im. św. Łukasza w Tarnowie zdiagnozowano 11 przypadków tej choroby. Mimo to mało kogo przeraziły te dane, bo jakoś oswoiliśmy się z nowym strachem, który nadszedł ponad 10 lat temu. Poza tym się okazało, że strach miał wielkie oczy.
We Włoszech, które zostały mocno dotknięte wystąpieniem koronawirusa, na covid-19 zmarło dotychczas ok. 25 tys. ludzi, ale co roku umiera tu na raka ponad 230 tysięcy. W Polsce na razie covid-19 odebrał życie ponad 1 tys. osobom, ale do końca tego roku na choroby układu krążenia umrze 180 tys., na raka ponad 100 tys. ludzi.

REKLAMA (3)

Paraliżujący lęk
Dlaczego tak boimy się koronawirusa? Dlatego, że – inaczej niż wiele innych chorób – dość łatwo on zakaża, nie jest dokładnie zbadany, może działać szybko, z zaskoczenia, i nie ma jeszcze ani szczepionki, ani lekarstwa, które zapobiegłoby skutkom choroby. Reakcje te są naturalne i uzasadnione, ale czasami zdecydowanie przesadne. Dlaczego? Odpowiada na to m. in. Katarzyna Kuncewicz, psycholog, w rozmowie z portalem radiozet.pl: „Lęk związany z koronawirusem może mieć postać racjonalną, naturalną w sytuacji, w której dowiadujemy się, że mamy do czynienia z epidemią na skalę światową. To, że czytamy wiadomości, chcemy wiedzieć i rozmawiać o zagrożeniu jest jak najbardziej normalną reakcją. Niestety, część osób doświadcza paraliżującego lęku, który opiera się nie na faktycznych doniesieniach, a na wierze w różnego rodzaju teorie spiskowe, jakich nie brakuje. Internet zalany jest różnymi sprzecznymi komunikatami dot. koronawirusa i spośród licznych informacji trudno nam wyłuskać te rzetelne. Czujemy bezradność i zagrożenie. Jeśli nie do końca rozumiemy, czym jest ten wirus, to dopowiadamy sobie sami, pod wpływem emocji”.

Żartów nie ma
Oczywiście, problemu koronawirusa lekceważyć nie można. Nie warto w niego… nie wierzyć, bo i takich postaw nie brakuje. W wielu państwach świata, tam, gdzie problem zignorowano lub nie potrafiono sobie z nim poradzić, covid–19 zbiera obfite śmiertelne żniwo. Żartów rzeczywiście nie było i nie ma. Jednocześnie ciągle na świecie toczą się dyskusje, jaki model działań administracyjnych jest w tej sytuacji właściwy, do jakiego stopnia należy zamrażać gospodarkę, izolować ludzi, czy czasem stosowane środki są nieproporcjonalnie radykalne do skali zagrożenia. Kto w tej kwestii miał rację, czy Polska, Francja, Niemcy, Szwecja, USA albo Wielka Brytania okaże się potem.
Co do „potem”: kiedy już się uporamy z pandemią, kłopoty nie znikną, pojawią się nowe.

Śmierć w domu
W Polsce jeszcze bardziej niż dotychczas objawią się dramatyczne niedostatki publicznej ochrony zdrowia. Przez ostatnie miesiące covid-19 stał się – z oczywistych powodów – chorobą numer 1, ale inne choroby nie brały tego pod uwagę, trwały i rozwijały się bez jakiegokolwiek zrozumienia trudnej sytuacji. Ograniczony w tym czasie dostęp do konsultacji lekarskich, zabiegów operacyjnych i rehabilitacji, ale i strach przed pobytem w szpitalu wkrótce zrobią swoje. Tyko w kwietniu w regionalnych ośrodkach onkologicznych nie pojawiło się 30‒40 proc. pacjentów, którzy powinni kontynuować leczenie. Nie dotarli, gdyż bali się zakażenia koronawirusem. W ostatnich tygodniach liczba pacjentów z zawałem serca w krajowych lecznicach zmniejszyła się o 40 proc., niektórzy – pozostawieni bez specjalistycznej opieki na własne życzenie – umarli w domu. Także o 40 proc. zwiększyła się liczba depresji i zaburzeń psychicznych, wynikających z długotrwałej izolacji społecznej i stresu związanego z obawą o swoją przyszłość. Ponadto 55 proc. badanych w specjalnym sondażu odczuwa potrzebę szybkiej diagnozy i oceny funkcjonowania wzroku. O co chodzi? O to, że w marcu i kwietniu, podczas przesiadywania w domach, nasze oczy zostały nadwyrężone długim czasem korzystania z komputerów i smartfonów.
Epidemia koronawirusa kiedyś przeminie, ale konsekwencje – zdrowotne, ekonomiczne i społeczne – potrwają latami. Niektóre skutki mogą przybrać, niestety, charakter niemal pandemiczny.

Obserwuj nas na Google NewsBądź zawsze na bieżąco - wejdź na Google Wiadomości i zacznij obserwować nasze newsy.


REKLAMA
Ustaw powiadomienia
Powiadom o
0 komentarzy
Opinie w treści
Zobacz wszystkie komentarze