Tadka życie po sławie

0
tadeusz zak
tadeusz-zak
REKLAMA

Pierwsze nieszczęście przyszło z końcem ubiegłego roku. Tadeusz Żak dowiedział się, że przyjdzie mu zakończyć karierę stacza kolejkowego, która pomagała mu dorobić sobie do marnej renty. Przychodnia przyszpitalna, w której Żak rejestrował pacjentów do specjalistów, właśnie ogłosiła, że od następnego roku wprowadzi nowy system rejestracji. To oznaczało koniec kariery Tadeusza Żaka.
Sława jest dobra, kiedy jest. A kiedy jej zabraknie – przychodzą trudne chwile. Za Żakiem przez kilka miesięcy rozbijali się dziennikarze z całego kraju, gdyż intrygował ich niepełnosprawny mieszkaniec Tarnowa o wzroście około 130 cm, który wymyślił sobie, że na zamierającej wskutek chronicznych reform publicznej służbie zdrowia zrobi skromny interes. Dzień w dzień, często wystając przed przychodnią w nocnej porze, odpłatnie rejestrował ludzi do wybranych lekarzy. W tamtym roku już nie wyrabiał, zwłaszcza że sam ma chore nogi. A ile wart jest stacz bez sprawnych nóg?
Zatrudniał więc pomocników i już szykowała się nawet pierwsza w Polsce oficjalna, legalnie zarejestrowana spółka staczy kolejkowych, kiedy nagle się wszystko urwało.

Wspomnienia z albumu
I sława także się urwała. Z dnia na dzień media straciły zainteresowanie dla Tadeusza Żaka, ucichły telefony, zgasły światła jupiterów. Gwiazda stacza kolejkowego upadła.
– Wiedziałem, że tak będzie – mówi. – Dziennikarzy interesowałem tylko wtedy, gdy byłem staczem. Ale takie są media, takie jest życie.
Życie Tadeusza Żaka po sławie okazało się jeszcze trudniejsze, niż myślał. Nadeszło – do pary, jak w znanym powiedzeniu – drugie nieszczęście. Któregoś dnia jego żona Jola upadła w mieszkaniu. Zawał serca. Przyjechało pogotowie. Po przewiezieniu do szpitala kobieta miała drugi zawał i mimo wysiłków lekarzy zmarła. Tadeusz został sam.
Dziś pokazuje albumy, w których znajdują się wszystkie wycinki z prasy piszącej w przeszłości o słynnym staczu z Tarnowa. W kolorowych tygodnikach dla kobiet są zdjęcia Tadeusza z Jolą. Siedzą obok siebie na kanapie uśmiechnięci. Albo jak stoją oboje na balkonie i w zadumie patrzą w dal. Ona opiera dłoń na jego ramieniu. Przeżyli ze sobą 24 lata…
– Zostałem bez żony i bez pracy. Mam 700 złotych renty i muszę żyć.

REKLAMA (3)

Praca tylko dla wysokich
Pierwsze tygodnie smutku pomogli mu przetrwać siostra, brat i bratowa, później jednak musiał wyjść z domu i wziąć się z życiem za bary.
– Szukałem i wciąż szukam pracy – relacjonuje. – Pojechałem do zakładu w Woli Rzędzińskiej, gdzie pracowała moja żona przy obróbce metali. Chciałem, żeby mnie zatrudnili na jej miejsce. Nic z tego. Kierownik powiedział, że teraz będą zwalniać, a nie zatrudniać.
Był nabór na parkingowych w Tarnowie. Zgłosił się od razu. Też nie wyszło.
– Powiedzieli, że mam zbyt mały wzrost, żeby dostrzec kwitek umieszczony za szybą samochodu. Eee… tam. Na pewno dostrzegłbym ten kwit i potrafiłbym go odczytać, mogę to udowodnić.
Drobny angaż w Operze Krakowskiej też się skończył. Opera, pamiętając Żaka z występów w telewizyjnych programach typu talk‑show i jego charakterystyczne warunki fizyczne, zatrudniła go jako statystę w przedstawieniu „Rigoletto” Verdiego. Niestety, przedstawienie już zeszło z afisza.
– Bardzo dobrze wspominam tę współpracę i tych ludzi. Ostatnio mieli pretensję, że nie powiadomiłem ich o śmierci Joli. Mówią, że wysłaliby delegację na pogrzeb.
Żak twierdzi, że wziąłby każdą pracę, nawet szorowanie ubikacji w szaletach, byle tylko była. W życiu parał się niejednym zajęciem. Uczył się na szewca, ale do fachu nie trafił. Wybrał uliczny handel. Sprzedawał noże kuchenne, żelazka, suszarki do włosów, znicze nagrobkowe albo – dla odmiany – bombki choinkowe. Często zrzucał ludziom węgiel do piwnicy. Niekiedy nieśmiało marzył o karierze filmowej. W końcu już widział w telewizji niejeden film, w którym zatrudniano statystów o tak niskim wzroście.
– Byłbym tani w robocie, bo mam drugą grupę inwalidzką – przypomina i czeka na szczęśliwe zrządzenie losu.

REKLAMA (2)

Kariera międzynarodowa
Czekając na pracę, stara się teraz o wybór na radnego Rady Miejskiej w Tarnowie. Na swoją listę zaprosiło go nieoczekiwanie SLD.
– W radzie chciałbym reprezentować wszystkich niepełnosprawnych mieszkańców miasta – zapowiada kandydat Żak.
Z kolegą, też niepełnosprawnym, umyślili sobie, że nakręcą filmik o barierach w mieście, które utrudniają funkcjonowanie takim osobom jak oni. Film zostanie umieszczony na YouTube.
– W Tarnowie wciąż jeszcze jeździ dużo miejskich autobusów z wysokim, trudnym wejściem, a w tych nowych czasem poręcze umieszczone są tak, że ktoś taki jak ja nie ma się czego przytrzymać, żeby nie upaść po ruszeniu autobusu.
Oczywiście, Tadeusz Żak często wspomina dużo lepsze chwile w życiu. Czternaście lat temu, gdy zaczynał karierę stacza, nigdy nie przypuszczał, że będzie taki sławny. Kiedy stracił tę robotę za pierwszym razem, był na sto procent przekonany, że już nigdy w swoim życiu nie doświadczy takiego rozgłosu.
– To było moje pięć minut, które się skończyło i nigdy nie powtórzy – mówił wówczas.
Potem, po kilku latach, gdy powrócił do starego zajęcia, otrzymał od losu kolejne pięć minut, co się nieczęsto ludziom zdarza. Dlatego dzisiaj, gdy jest pod wozem, nie traci nadziei.
– Zawsze może wydarzyć się coś, czego się nie spodziewaliśmy. I wcale nie musi to być coś złego – zamyśla się Tadeusz. Od dawna rozpoznaje go tarnowska ulica, która już wszystko o nim wie.
Całkiem niedawno dochrapał się jeszcze kawałka kariery… międzynarodowej. Do Tarnowa przyjechała telewizja z Bratysławy. Wiadomość o sławnym staczu dotarła aż na Słowację. W ekipie znajdowała się dziennikarka, która ma niepełnosprawną córkę. Rozumiała problem, zaciekawił ją przypadek Żaka.
Po nakręceniu filmu sława Tadka zawieziona została do Bratysławy. I to był ostatni etap „pięciu minut” w jego życiu. A może nie…?

Obserwuj nas na Google NewsBądź zawsze na bieżąco - wejdź na Google Wiadomości i zacznij obserwować nasze newsy.


REKLAMA
Ustaw powiadomienia
Powiadom o
0 komentarzy
Opinie w treści
Zobacz wszystkie komentarze