Tragedia tarnowian pod krzyżem

0
dramat tarnowskiej rodziny na giewoncie
Śledczy zbadają, jak zachowywali się turyści, jak działały służby ratunkowe
REKLAMA

To miała być wycieczka na koniec wakacji
Czteroosobowa rodzina z Tarnowa pojechała w góry na zakończenie wakacji. Tragedia, jaka ich spotkała jest nie do opisania. Około godziny 13.15 w Zakopanem, w rejonie Giewontu, odnotowano groźne zjawiska burzowe oraz towarzyszące im silne wyładowania. Do uderzenia pioruna w metalowy krzyż doszło około godziny 14. Poszkodowanych zostało 157 osób, z tego 56 rannych ze złamaniami, urazami wielonarządowymi i poparzeniami przewieziono do okolicznych szpitali w całym województwie.
Jedną z ofiar jest tarnowianin, 10-letni Jasiu. Chłopiec nie przeżył nawałnicy, mimo podjętej reanimacji. W chwili uderzenia miał być niemal na samym szczycie masywu górskiego, którego wysokość sięga 1 894 m n.p.m., nie zginął jednak bezpośrednio od rażenia piorunem.
Z tego, co nieoficjalnie wiadomo, w drodze powrotnej został odrzucony na skały, odnosząc bardzo poważne obrażenia. Jego ojciec z poparzeniami nogi trafił do szpitala. Dwa lata starsza córka, wraz z mamą i koleżanką, zaczęły schodzić z góry nieco wcześniej, choć nie są to potwierdzone informacje.

Skutki porównywane do trzęsienia ziemi
– Potworna tragedia – mówi Jan Onak, dyrektor Zespołu Szkół Mechaniczno-Elektrycznych w Tarnowie, gdzie – jako nauczycielka – zatrudniona jest mama dzieci. – Nie wiem, jaką drogą, ale wiadomość bardzo szybko dotarła do uczniów. Dzwonili, pytali, deklarowali pomoc.
– Jesteśmy wstrząśnięci – nie ukrywa Jan Musiał, prezes Mościckiego Centrum Medycznego. To w tym miejscu ojciec rodziny pracował przez ostatnich kilkanaście lat, kierując działem rehabilitacji i przez pewien czas zakładem opiekuńczo-leczniczym, aż postanowił skupić się wyłącznie na prowadzeniu własnego gabinetu terapii manualnej. – Bardzo pracowity, oddany, lubiany kierownik i człowiek.
Jan Krzysztof, prezes Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego stwierdził: Skutki tego zdarzenia można porównać do efektu trzęsienia ziemi albo ataku terrorystycznego, jeśli chodzi o liczbę ofiar. Podkreślił też, że sprawne przeprowadzenie akcji ratunkowej nie byłoby możliwe bez współpracy z innymi służbami. Po czterech godzinach wszyscy poszkodowani zostali przetransportowani do szpitali. W akcji ratunkowej wzięło udział 180 osób (m.in. ratowników, strażaków i strażników) plus pięć śmigłowców.

REKLAMA (3)

Zwykła, letnia burza?
Piorun uderzył w krzyż, a następnie cała energia przeniosła się po mokrych skałach na łańcuchy, których trzymali się turyści. Wiele osób poraziło i odrzuciło, jednak część poszkodowanych to ofiary paniki, bowiem uciekając potykali się, upadali, byli tratowani. Niewłaściwe obuwie dopełniło reszty. Naczelnik TOPR wskazał, że na pół godziny przed tragicznymi zdarzeniami w Tatrach były już słyszalne grzmoty. Pomimo to turyści cały czas wchodzili na Giewont.
– Pogoda w Tatrach jest zmienna, trzeba liczyć się z tym, że w lecie burza może pojawić się nagle. Żeby iść w góry najpierw trzeba mieć respekt do gór – podkreśla z całą mocą Piotr Żurowski, rzecznik stowarzyszenia Polscy Łowcy Burz – Skywarn Polska i równocześnie strażak ratownik z OSP KSRG Rzuchowa. – To była zwykła, letnia burza z wyładowaniami atmosferycznymi i deszczem. Nie ma burzy bez wyładowań. Tutaj było kilkadziesiąt minut na reakcję, ale ostrzeżenia wiele osób zlekceważyło. Tymczasem trzeba było zawrócić z drogi, albo jak najszybciej zejść poniżej szczytu, grupa powinna się rozproszyć, a każdy z osobna – kucnąć na kurtce czy plecaku, łącząc stopy. Tutaj tego nie było, turyści idąc, uciekając, byli w rozkroku i powstawało tak zwane napięcie krokowe wywołujące przepływ prądu przez człowieka.
Jego zdaniem, krzyż powinien zostać na swoim miejscu, szczyt, na którym stoi jest wysoki, więc i tak pioruny będą w niego uderzać. – Usunięcie krzyża, zamknięcie burzy w słoiku w wyniku śledztwa, niczego nie zmienią. Tu potrzebny jest rozsądek turystów – podkreśla rzecznik.
Prokuratura Rejonowa w Zakopanem wszczęła śledztwo, które ma zbadać wszystkie okoliczności tragedii. Jest ono prowadzone w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci. Śledczy zbadają, jak zachowywali się turyści, jak działały służby ratunkowe. Ze wstępnej oceny wynika, że w czasie akcji ratunkowej zrobiono wszystko, co było możliwe, by uratować jak najwięcej osób.

REKLAMA (2)
Obserwuj nas na Google NewsBądź zawsze na bieżąco - wejdź na Google Wiadomości i zacznij obserwować nasze newsy.


REKLAMA
Ustaw powiadomienia
Powiadom o
0 komentarzy
Opinie w treści
Zobacz wszystkie komentarze