Rozmowa z tarnowską malarką
i ikonopisarką Martą Odbierzychleb
Kiedyś pisanie ikon było przywilejem mnichów, dziś każdy może próbować swoich sił w tej sztuce opartej na kanonach. Od pewnego czasu panuje swoista moda na tworzenie i posiadanie ikon. Organizowane są kursy ikonopisania, ikony często trafiają na wystawy, zdobią prywatne mieszkania. Skąd, pani zdaniem, tak duże zainteresowanie tego rodzaju twórczością o religijnej tematyce?
Myślę, że zainteresowanie ikoną w ostatnich latach stało się po trosze modą i wynika również z potrzeby otaczania się dziełami zakorzenionymi w tradycji, utrwalonymi w kulturze. Zauważalna jest też w ostatnim czasie potrzeba obcowania ze sferą sacrum. Współczesna kultura jest rozproszona, brakuje pewników, punktów wspólnych. Stąd m. in. widoczny zwrot ku tradycji, dający poczucie przynależności do wspólnoty i stąd rosnąca popularność ikon.
Dlaczego autorzy malowanych na desce wizerunków świętych nazywani są ikonopisarzami?
W języku greckim i rosyjskim czynność pisania oraz malowania oznacza się jednym słowem. Natomiast w języku specjalistycznym powinno się używać określeń: pisać ikonę i ikonopisarz lub ikonograf. Pozostajemy wówczas w zgodzie z orzeczeniem drugiego soboru nicejskiego, który uznał, że Jezusa Chrystusa można opisać także przy pomocy plastyki, na przykład w ikonie, czy mozaice. Takiej twórczości powinny jednak towarzyszyć wewnętrzny spokój i refleksja religijna. Pisanie ikon nie powinno być, moim zdaniem, beznamiętnym portretowaniem Chrystusa, Maryi czy świętych.
To tylko fragment tekstu… |
Cały artykuł dostępny tylko dla subskrybentów. Wykup nielimitowany dostęp BEZ REKLAM do wszystkich treści i wydań elektronicznych tygodnika TEMI. Sprawdź dostępne pakiety. Jesteś już subskrybentem? Zaloguj się |