Po samobójczym skoku z wieży ciśnień pojawia się pytanie czy „bania” jest ciągle bezpieczna

2
Baniowy Tarnów
Tarnowska „bania” Zbiornik wyrównawczy wody, zlokalizowany na osiedlu zwanym „Falklandami”, wsparty na żelbetonowej konstrukcji, został oddany do użytku w 1980 roku. Dość szybko nazwano go „banią”. Ma wysokość 32 metry. Magazynuje wodę w ilości do 3 tys. metrów sześc. i stabilizuje jej ciśnienie w tej części miasta. Analogiczna konstrukcja zbiornika w Ciechanowie – już nieczynnego – w rankingu portalu The World Geography znalazła się na piątym miejscu najbardziej niezwykłych wież na świecie.
REKLAMA

Kiedy przed laty jakiś śmiałek wdrapał się na sam szczyt tarnowskiej „bani”, czyli sławnej wieży ciśnień, Tarnowskie Wodociągi całkowicie zmieniły system zabezpieczeń. Twierdzono wówczas, że już żaden inny śmiałek nigdy nie wejdzie na „banię”. I rzeczywiście – od tamtego czasu śmiałkowie się tu nie pojawili, ale pojawił się samobójca. Teraz trzeba się zastanowić, czy należy jeszcze zrobić coś, co w przyszłości zapobiegłoby tak niesamowitym zdarzeniom.
Tragedia wydarzyła się przed świętami. Mężczyzna w wieku 32 lat, mieszkaniec powiatu brzeskiego, sforsował zabezpieczenia, które funkcjonują w wieży ciśnień, wznoszącej się na wysokość 10 pięter. Dostał się na górę i stamtąd się rzucił. Samobójstwo zarejestrował system monitoringu, którym dysponuje spółka Tarnowskie Wodociągi, właściciele „bani”.
– Całe zdarzenie trwało kilka minut. Nie było sposobu, żeby mu zapobiec, nie było szansy, by ktoś zdążył dojechać na miejsce i próbował przeszkodzić samobójcy w jego zamiarach. Jesteśmy poruszeni tą tragedią. Wieża ciśnień stoi na „Falklandach” od ponad czterdziestu lat i nikt nie spodziewał się takiego zdarzenia – ciężko wzdycha dr inż. Tadeusz Rzepecki, prezes Tarnowskich Wodociągów.

Miłość widziana z góry

W historii „bani” odnotowano dwa istotniejsze incydenty. Pod koniec 1981 roku ktoś wspiął się na koronę wieży i na okrągłym metalowym zbiorniku wypisał antyrządowe hasło. Działo się to w okresie stanu wojennego. Kilkanaście lat potem inny śmiałek także znalazł się na szczycie obiektu, by tym razem wymalować sprayem wyznanie miłosne: Ewa, kocham Cię!
Tego rodzaju fantazja na dobre zaniepokoiła Tarnowskie Wodociągi, które postanowiły lepiej zabezpieczyć obiekt przy użyciu elektroniki. Wtedy wydawało się, że to już koniec kłopotów.

– Włączyliśmy nie tylko specjalną aparaturę wraz z monitoringiem i kamerami, ale na wszelki wypadek dodatkowo odcięliśmy dolny fragment drabinki, po której można wspiąć się na galerię – podkreśla prezes Rzepecki. – Kiedy przyjeżdżają tu nasi pracownicy, którzy chcą dostać się na górę, przywożą ze sobą swoją drabinę, by dostawić ją do brakującej części.
Okazało się, że mężczyzna, który przyjechał do Tarnowa, by skoczyć z wieży, był bardzo sprawny fizycznie. Najpierw przeskoczył parkan okalający wieżę, mimo wystających w pionie prętów, potem łatwo poradził sobie z niekompletną drabinką. Działał w wielkiej desperacji.

REKLAMA (2)

Dywersant na wieży

Po tym tragicznym zdarzeniu niektórzy zaczęli spekulować w sprawie zabezpieczeń „bani”. Czy rzeczywiście są one wystarczające?
– Tak nieprzewidywalne sytuacje rodzą różne pytania. Po tym, co się stało, analizujemy problem, zastanawiamy się, czy coś jeszcze można zrobić, aby na przyszłość uniknąć takich przypadków. Na pewno nie postawimy obok „bani” budki ze strażnikiem, nie ogrodzimy jej też drutem kolczastym, ani nie zrobimy ogrodzenia pod napięciem. Nie tędy droga. Zawsze można się zastanawiać, do jakiego stopnia można zabezpieczyć obiekt, aby pewne sytuacje się nie powtórzyły. Myślę, że jeśli ktoś chce osiągnąć swój cel za wszelką cenę, to mimo różnych zabiegów z naszej strony nigdy nie będzie pełnej gwarancji, że się to mu nie uda – twierdzi szef Tarnowskich Wodociągów.

REKLAMA (3)

Paweł Klimek, rzecznik prasowy tarnowskiej policji: – W związku z tym zdarzeniem zostanie podjęta w postępowaniu kwestia zabezpieczeń obiektu, ale ze wstępnych ustaleń wynika, że nie było pod tym względem uchybień.
Ktoś w mediach społecznościowych, mając na myśli wojnę w Ukrainie i niepewną sytuację w Europie, zadał pytanie: skoro udało się wejść na wieżę samobójcy, to czy uda się to zrobić również dywersantowi?
– Współcześni dywersanci działają inaczej niż kiedyś, nawet z dużych odległości i za pomocą wyrafinowanej techniki – odpowiada prezes Rzepecki. – Aby zniszczyć jakiś obiekt, nie muszą się tam próbować przedostać. Przy okazji proszę zwrócić uwagę, że w przypadku wojny w Ukrainie jak dotychczas infrastruktura wodociągowa została zniszczona tylko w Mariupolu i Charkowie. Ale tam Rosjanie realizują z góry ustalony plan unicestwiania wszystkiego, co się w tych miastach znajduje, aby zmusić je do poddania. Na ogół jest tak, że podczas wojen ujęcia wody nie są celem ataku, bo wróg tej wody także potrzebuje.

Zbiornik może pauzować

Prezes dodaje też, że nawet w sytuacji konieczności wyłączenia z eksploatacji wieżowego zbiornika wody, mieszkańcy nie muszą się martwić. Do czasu przywrócenia jego funkcji zaopatrzenie w wodę nie powinno sprawiać problemu.
– Zostało to już potwierdzone w czasie prac konserwacyjnych na „bani” w 2008 roku, gdy z powodu malowania zbiornika w środku trzeba było go wyłączyć na pewien czas z użytkowania.
Tarnowska „bania” ma w mieście wielu sympatyków. To jeden z azymutów miasta, w dodatku w całym kraju wzniesiono tylko dwa takie obiekty, ale ten w Ciechanowie już jest nieczynny. Ponadto jest to bardzo interesujący obiekt techniki, który czasem oglądają nawet turyści.

– „Bania” jest pod naszą stałą kontrolą, regularnie badamy jej stan techniczny. Konstrukcja pochodzi z czasów, gdy projektanci nie posługiwali się jeszcze komputerami, dlatego wymagała wnikliwego sprawdzenia. W okresie, gdy mieliśmy długie i obfite opady deszczu, sprawdziliśmy też, czy skarpa na której stoi „bania”, jest pewnym gruntem, czy konstrukcja jest posadowiona tak, by nie wzbudzało to jakichkolwiek wątpliwości. W tych kwestiach nie było zastrzeżeń.
Pewnego razu było jednak zaskoczenie. Z wielkiego zbiornika w kształcie opony zaczęły zwisać ogromne sople lodu, bo była to akurat zima. Ludzie robili zdjęcia. Okazało się, że puścił jeden spaw i zbiornik się rozszczelnił, na szczęście nieszkodliwie. Awaria została prędko usunięta.
Do tej pory „bania” zawsze była miło kojarzona, ale przedświąteczna tragedia dopisała do jej historii ponure zdarzenie, którego nikt się nie spodziewał.

Obserwuj nas na Google NewsBądź zawsze na bieżąco - wejdź na Google Wiadomości i zacznij obserwować nasze newsy.


REKLAMA
Ustaw powiadomienia
Powiadom o
2 komentarzy
NAJNOWSZE
NAJSTARSZE NAJWYŻEJ OCENIANE
Opinie w treści
Zobacz wszystkie komentarze