Był to jeden z najbardziej tragicznych wypadków drogowych, które wydarzyły się w minionych dziesięcioleciach w okolicach Tarnowa. Mimo że zginęło wówczas kilka młodych osób, do dzisiaj – chociaż minęło 30 lat od tego zdarzenia – ani nie znaleziono sprawcy tragedii, ani nie wyjaśniono w pełni jej przyczyn.
W gorący czerwcowy dzień 1995 roku rozdzwoniły się telefony we wszystkich tarnowskich redakcjach. Dzwonił nieżyjący już nadkom. Mirosław Młynarczyk, rzecznik prasowy Komendy Wojewódzkiej Policji w Tarnowie, który informował, że na drodze międzynarodowej E-40 (obecnie drogi krajowe nr 94 i 73) w pobliżu Machowej wydarzył się straszny wypadek. Mówił, że na skutek zderzenia samochodów osobowych nie żyją cztery osoby, a piąta znajduje się w stanie krytycznym.
Na miejsce pojechałem razem z redakcyjnym kolegą, który robił zdjęcia. Zaraz za górką w Machowej, niedaleko zjazdu na Łęki Górne, dostrzegliśmy na szosie dwa stojące obok siebie samochody osobowe. To było bmw z rozbitym przodem i bokiem oraz kompletnie spalony nissan. Razem z karetkami pogotowia, policyjnymi radiowozami z Dębicy i Tarnowa oraz strażą pożarną przyjechała również czarna nysa – karawan pogrzebowy. Zachodziło wtedy podejrzenie, że tak pospiesznej firmie pogrzebowej ktoś z ówczesnych służb musiał dać cynk o wypadku w Machowej i jego śmiertelnych ofiarach.
To tylko fragment tekstu… |
![]() REKLAMA (2)
Cały artykuł dostępny tylko dla subskrybentów. Wykup nielimitowany dostęp BEZ REKLAM do wszystkich treści i wydań elektronicznych tygodnika TEMI już od 4 zł! Jesteś już subskrybentem? Zaloguj się |