Podniebny lot do historii

0
Balony
Mateusz Rękas wraz Jackiem Bogdańskim zwyciężyli w prestiżowym Pucharze Gordona Bennetta
REKLAMA

Polska załoga wystartowała w szwajcarskim Bernie, a po 58 godzinach i 28 minutach lotu balonem gazowym wylądowała na polach, gdzie toczyła się kiedyś bitwa pod Grunwaldem. Wtedy w powietrzu pozostawała jeszcze tylko ekipa z Niemiec, ale nie zdołała już pokonać Polaków. Puchar tym samym wrócił nad Wisłę po 35 latach przerwy.
– Brak mi słów, jestem w szoku. Dziękuję drużynie, rodzinie i wszystkim kibicom za wsparcie i wiarę w nasz sukces – komentował Mateusz Rękas zaraz po zakończeniu zawodów. Żeby jednak marzenie o zwycięstwie w Pucharze Gordona Bennetta stało się rzeczywistością, musiał wiele lat poświęcić swojej balonowej pasji. A wszystko zaczęło się w Tarnowie…

Rodzinna pasja
Mateusz jest synem Wioletty Rękas, która na co dzień pracuje w tarnowskim Biurze Wystaw Artystycznych, oraz pilota Krzysztofa Rękasa, który wraz z Pawłem Orłowskim w 1996 roku reaktywował Mościcki Klub Balonowy. Pasja ojca przeszła na syna (w rodzinie Rękasów jest zresztą jeszcze więcej miłośników balonów), który po raz pierwszy leciał w wiklinowym koszu w wieku zaledwie sześciu lat. Szybko połknął bakcyla.
– Gdy tata przyleciał z kolejnych zawodów, zawołał mnie i mojego brata, mówiąc, abyśmy poszli za nim – wspominał niegdyś na łamach naszego tygodnia. – Po chwili naszym oczom ukazał się olbrzymi balon. Do dziś pamiętam słowa taty, który powiedział do nas: wsiadajcie, przelecimy się. Nie było dyskusji. Od razu wpakowaliśmy się do kosza. Mama była wściekła, jednak ostatecznie dała się przekonać. Lot trwał około 15 minut, jednak pamiętam go do dziś.
Zainteresowanie Matusza lotami balonowymi nie okazało się chwilowe. Był zdeterminowany, żeby zostać profesjonalnym pilotem, co udało mu się w 2009 roku, kiedy uzyskał odpowiednią licencję. Od tego czasu udanie łączy pracę z pasją – jest pilotem Mościckiego Klubu Balonowego i prowadzi firmę, która zajmuje się organizacją pikników lotniczych, a kiedyś przez ponad trzy lata pilotował nawet charakterystyczny balon, który znajdował się nad Wisłą w Krakowie.
Rękas z powodzeniem startuje również w zawodach sportowych, jest członkiem kadry narodowej, jednym z najlepszych krajowych pilotów balonowych. Ma na swoim koncie różne sukcesy, w tym medale rangi Balonowych Mistrzostw Polski oraz zwycięstwa w Balonowym Pucharze Polski. Największe sportowe marzenie Mateusza było jednak związane z prestiżowym Pucharem Gordona Bennetta, który uważany jest za najważniejszą imprezę tego typu na świecie.

Pucharowe zmagania
Międzynarodowe Zawody Balonów Wolnych po raz pierwszy odbyły się w 1906 roku w Paryżu. Zorganizował je James Gordon Bennett (amerykański milioner, wydawca prasowy i entuzjasta sportu), dlatego dziś noszą jego imię.
Zawody odbywały co roku aż do wybuchu wojny. Później nastąpiła dłuższa przerwa, a wznowiono je w 1983 roku ponownie w Paryżu. Główna zasada od początku pozostaje jednak niezmienna: wygrywa ta załoga, która od startu do mety pokona najdłuższy dystans. Uczestnicy przez dnie i noce lecą więc bez przerwy balonami wypełnionymi wodorem.
Obecnie nad organizacją Pucharu Gordona Bennetta czuwa Międzynarodowa Federacja Lotnicza (FAI), a piloci ścigają się o prestiżowe tytuły, bo impreza ma status Mistrzostwach Świata FAI balonów gazowych na długim dystansie. Rywalizacja rozpoczyna się w kraju, którego załoga zwyciężyła w ostatnich zawodach.
Polacy dotychczas pięciokrotnie triumfowali w tych prestiżowych podniebnych zmaganiach. Przed wojną zwyciężali czterokrotnie, w tym na rok przed jej wybuchem (kolejna odsłona imprezy miała odbyć się 3 września 1939 roku w polskim Lwowie). Ostatni raz triumfowali natomiast 35 lat temu, gdy zawody wznowiono, a zwyciężyli w nich Stefan Makne oraz Ireneusz Cieślak.
Mateusz Rękas jako młody pilot marzył najpierw o tym, żeby w Pucharze Gordona Bennetta w ogóle wziąć udział. Stało się to w 2014 roku, kiedy zawody startowały z francuskiego Vichy, a Rękas został wówczas najmłodszym uczestnikiem w ich historii. Zajął wtedy z Krzysztofem Zapartem 5. miejsce, które do tego roku było jego najlepszym osiągnięciem.

REKLAMA (2)

Zdecydowała strategia
W ostatnich latach Rękas startował w Pucharze Gordona Bennetta wraz z Jackiem Bogdańskim, doświadczonym pilotem Aeroklubu Kujawskiego i członkiem kadry narodowej. Tak było też w aktualnej 62. edycji zawodów, która rozpoczęła się 28 września, a zakończyła 1 października.
Polska ekipa była jedną z 20 załóg z całego świata, które wystartowały ze szwajcarskiego Berna. Początkowo nic nie wskazywało na to, że Rękas z Bogdańskim zwyciężą. Wzbili się bowiem na wysokość ponad 4 tysięcy metrów i przez ponad dobę utknęli nad Szwajcarią, oczekując na dobry wiatr. Spadli wtedy na ostatnie miejsce w stawce. – W takich zawodach bardzo ważna jest odpowiednia strategia oraz cierpliwość – mówi Jacek Bogdański. – Znaliśmy prognozy i wiatr wreszcie się pojawił. Zresztą kiedy nawet byliśmy w samej końcówce, poczuliśmy przedsmak sukcesu, bo kontroler w Zurychu powiedział nam, że ta strategia może dać zwycięstwo.
Z powodu warunków meteorologicznych załogi wybrały odmienne warianty lotu i po starcie poleciały w różne strony Europy. Tylko dwie z nich, polska i niemiecka, obrały kierunek północno‑wschodni. – Postanowiliśmy polecieć po polskie pierogi, a nie po włoskie spaghetti – żartuje Rękas. – Początkowo nie spodziewaliśmy się zwycięstwa, ale z każdą kolejną godziną lotu wszystko się zmieniało i przesuwaliśmy się w stawce na coraz wyższe pozycje.
Jak się później okazało, wybór kierunku lotu był strzałem w dziesiątkę, bo polska i niemiecka załoga znalazły się na podium. Choć na początki wiatru nie było, to po zmianie pogody balon Rękasa i Bogdańskiego pomknął kolejno przez Niemcy i Czechy do naszego kraju.
Polacy przelecieli łącznie nieco ponad 1145 kilometrów. Wylądowali w okolicach Ostródy po 58 godzinach i 28 minutach lotu. Gdy dotykali ziemi na polach, gdzie kilkaset lat temu toczyła się bitwa pod Grunwaldem, byli liderami wyścigu, ale równocześnie w powietrzu pozostawała jeszcze wspomniana ekipa z Niemiec. Pokonała jednak dotychczas krótszy dystans i chociaż wylądowała kilka godzin później w okolicach Wolsztyna, to nie zdołała już poprawić wyniku Polaków, zajmując ostatecznie 3. miejsce (po pokonaniu 840 kilometrów). Jeszcze wcześniej we Włoszech lądowali Amerykanie, którzy uplasowali się na 2. pozycji (przelecieli 882 kilometry).
– Radość była i wciąż jest ogromna. Po wylądowaniu w Polsce ucałowaliśmy ziemię – mówi Mateusz Rękas. – Pracowaliśmy na ten sukces wiele lat, włożyliśmy mnóstwo wysiłku. Bardzo cieszymy się, że po 35 latach przerwy ponownie zdobyliśmy Puchar Gordona Bennetta dla Polski, na dodatek w roku stulecia odzyskania niepodległości.

REKLAMA (3)

W powietrzu i na ziemi
Zwycięstwo w Pucharze Gordona Bennetta wymagało odpowiedniego przygotowania. Jednym z najważniejszych elementów było wyposażenie kosza. Dwóch pilotów w podniebną podróż zabrało ze sobą m.in. jedzenie, napoje, ciepłe ubrania, butle i maski tlenowe, mapy lotnicze, a także liczny sprzęt – radio do komunikacji z kontrolerami ruchu lotniczego, telefon satelitarny czy transporter, który pokazuje pozycję kontrolerom.
Dodatkowo w koszu znalazł się balast w postaci pół tony piasku, którego w locie systematycznie się pozbywano. Wszystko trzeba było odpowiednio rozplanować, bo każdy kilogram może mieć znaczne i zadecydować o wyniku (piloci nieraz specjalnie odchudzają się przed zawodami).
Polska załoga leciała balonem gazowym napędzanym wodorem. To gaz lżejszy od powietrza, dzięki czemu cała konstrukcja może się unosić. Kierowanie polega na zmienianiu wysokości lotu (poprzez zrzucanie balastu) i znajdowaniu takiego wiatru, który umożliwi lot w pożądanym kierunku. Balon leci bowiem wyłącznie z wiatrem – w tym samym kierunku i z jego prędkością.
– Naszym zadaniem jest w ten sposób sterować balonem, żeby trafić na jak najlepszy wiatr i dolecieć w planowanym czasie do planowanego miejsca – mówi Rękas. – Na lot wpływa wiele czynników meteorologicznych, każda zmiana temperatury czy ciśnienia. Wystarczy, że słońce znajdzie się za chmurą, a my już to odczuwamy. Dlatego tak ważne jest odpowiednie przygotowanie, współpraca ze specjalistami, ale też szczęście, bo nie wszystko da się przewidzieć.
W wiklinowym koszu leci dwóch pilotów, ale na sukces Rękasa i Bogdańskiego pracowała grupa kilkunastu osób. Była wśród nich ekipa naziemna, w której znajdowało się m.in. trzech meteorologów, mających za zadanie pomagać pilotom i dbać o ich bezpieczeństwo. Z kolei grupa pościgowa podążała samochodem za balonem i przekazywała informacje z trasy. Jeszcze inni pomagali przy samym starcie, który też jest trudny. Pośród członków załogi znalazł się choćby Jakub Rękas, brat Mateusza. – Latanie balonem jest skomplikowane, bo to sport drużynowy, w którym liczy się dobre przygotowanie i umiejętności całej ekipy – mówi Bogdański.
Najważniejsi są jednak piloci w koszu, bo to oni podejmują kluczowe decyzje, a wszystkiemu towarzyszy nie tylko ogromna adrenalina, ale i zmęczenie. W końcu przebywa się na wysokościach, na których trzeba zakładać maski tlenowe i ciepłe ubrania. Śpi się na zmianę, ale w trakcie całego lotu zaledwie 2‑3 godziny. Trzeba zachować koncentrację, analizować pogodę, na bieżąco modyfikować przyjętą strategię. Wrażenia są jednak niezwykłe. – Balon gazowy, w przeciwieństwie do balonu na ogrzane powietrze, nie wytwarza hałasu. Panuje kompletna cisza, ma się wrażenie pływania w powietrzu – opowiadają piloci.
Polska załoga wylądowała więc krańcowo zmęczona, ale i szczęśliwa. Rękas z Bogdańskim odnieśli historyczny sukces i dołączyli do prestiżowego grona zwycięzców Pucharu Gordona Bennetta. Co więcej, dzięki ich wyczynowi za dwa lata start kolejnej edycji imprezy odbędzie się w Polsce.

Obserwuj nas na Google NewsBądź zawsze na bieżąco - wejdź na Google Wiadomości i zacznij obserwować nasze newsy.


REKLAMA
Ustaw powiadomienia
Powiadom o
0 komentarzy
Opinie w treści
Zobacz wszystkie komentarze