To nie napad, to kontrola!

0
voyager
voyager1
REKLAMA

Nigdy nie wiadomo, gdzie pojawi się kontrolujący. Może nagle wyskoczyć zza przystanku lub ustawić się na końcu kolejki za pasażerami wsiadającymi do autobusu. Wyciąga przezroczystą torbę za kilka groszy, wsypuje do niej pieniądze, zabiera wydruk z kasy fiskalnej i wychodzi. Potem pojawiają się pytania przestraszonych pasażerów: kto to był? Co robił? Za kilka dni sytuacja się powtarza, w miesiącu może być nawet kilkanaście takich kontroli.
– Z czymś takim raczej nie można spotkać się w innych firmach. W ten sposób niemający do nas zaufania szef chce złapać kogoś na złodziejstwie. Przy nas pieniędzy nie policzy i nigdy nie wiadomo, czy mamy ich za mało lub za dużo – oburza się kierowca pracujący w firmie Voyager. – Podczas takich akcji najbardziej rozsierdza mnie, że jestem poniżony, znieważony i obdarty z godności w miejscu publicznym. Czuję się jak złodziej, a nim nie jestem. Mam dziesięcioletni staż pracy i nie mogę pogodzić się z takim traktowaniem. Byłem już u jednego z tarnowskich adwokatów, który stwierdził, że jest to współczesne ciemiężenie, znęcanie się i mobbing – czyny karalne z urzędu.
Kierowcy sprzedają bilety w autobusie, a pieniądze mają przy sobie. Gdy kończą pracę, wypełniają dokument, że jeździli w danym dniu, przeliczają gotówkę, a potem oddają je w biurze razem z wydrukiem z kasy fiskalnej.
Nietypowymi kontrolami są zbulwersowani też pasażerowie. Akcja toczy się z przodu, ludzie siedzący z tyłu w ogóle nie wiedzą, co się dzieje. Czasem ktoś chwyci za telefon i chce dzwonić na policję, bo myśli, że jest świadkiem napadu.
– Człowiek, który wpadł do autokaru miał dresowe spodnie, postawiony kołnierz od kurtki i rozczochrane włosy. Nie powiedział „dzień dobry” ani „przepraszam”. Zasłonił kierowcę, chwycił całą szufladę z pieniędzmi i wrzucił je do jednorazowej reklamówki. Wśród ludzi zapanowała całkowita konsternacja.
A co na to zarząd firmy?
– Z radością przyjmuję fakt zajęcia się tematem kontroli pasażerskich w regularnej komunikacji zbiorowej. Funkcjonujemy na tarnowskim rynku już około dwóch lat, z przykrością obserwujemy jednak, iż nadal istnieją wyjątki zarówno wśród kierowców, jak i pasażerów, którzy nie potrafią zrozumieć, jaki cel mają takie kontrole – zauważa Kamil Wojtarowicz, prezes zarządu firmy Voyager Transport.
Dodaje, że podczas szkolenia przy rozpoczęciu pracy w firmie kierowcy są dokładnie uprzedzani przez szkolącego, jak i zarząd, na czym polegają kontrole, jak przebiegają i jaki mają cel.
– Kontrola odbywa się przeważnie dwutorowo, aby sprawdzić, czy kierowca wykonuje swoją pracę w sposób uczciwy – czy wszyscy pasażerowie otrzymali właściwy bilet i czy stan utargu się zgadza względem raportu fiskalnego. Przykładowo dwa tygodnie temu ujawniono kierowcę, który wiózł 15 pasażerów, spośród których większość posiadała bilety ulgowe, mimo że się im nie należały. Kierowca wystawiał np. bilet za 10 zł, a pobierał od klienta 16 zł. Reszta pasażerów w ogóle nie posiadała biletów. W ten sposób kierowca zabrał dla siebie około 130 złotych! Mnożąc taką kwotę przesz liczbę kursów, można sobie wyobrazić, o jakich sumach mówimy. To kwoty, które potencjalnie traciłaby firma, gdyby kontrole się nie odbywały – mówi prezes. – Kontrole obejmują również pasażerów, bo zdarzają się osoby, które przedstawiają kierowcy nieważne legitymacje czy też dostają się do autokaru bez biletu. Mamy także do czynienia z darmowymi przejazdami osób będących znajomymi kierowców. Są to sytuacje sporadyczne, ale się zdarzają. Niestety dużą grupą są pasażerowie, którzy nie zwracają uwagi na pobieranie biletu od kierowcy. I to jest największy problem, a zarazem najważniejszy cel takich kontroli – próba wykształcenia w pasażerach nawyku sprawdzania i pobierania biletów zgodnych z cennikiem i zamawianą relacją. Przede wszystkim dlatego, iż posiadanie ważnego biletu jest ubezpieczeniem na przejazd dla każdego pasażera oraz podstawą reklamacji.
Kamil Wojtarowicz zapewnia również, że kontrole zawsze odbywają się w sposób kulturalny, sprawny i z odpowiednim poinformowaniem pasażerów i kierowców. Opóźnienia są znikome i nie mają wpływu na rozkład jazdy.
– Osoba kontrolująca pasażerów kontynuuje podróż w środku autokaru, natomiast osobie kontrolującej kierowcę zajmuje to zwyczajowo 1‑2 minuty na przystanku, a wszystko zależy od sprawności kierowcy. Stwierdzenia typu „napad rabunkowy” czy „mobbing” są po prostu absurdalne – uważa przedstawiciel firmy. – 95 proc. kierowców i pasażerów jest uczciwa i bardzo to szanujemy. Natomiast świętym prawem zarządu firmy jest sprawdzanie tej uczciwości. Zarówno pasażerowie, jak i kierowcy muszą się do tego przyzwyczaić. Wszak w większości firm transportowych w Polsce takie kontrole się odbywają i nikt nie widzi w tym problemu.
Firma zamierza wprowadzić w niedługim czasie monitoring autokarów.

Obserwuj nas na Google NewsBądź zawsze na bieżąco - wejdź na Google Wiadomości i zacznij obserwować nasze newsy.


REKLAMA
Ustaw powiadomienia
Powiadom o
0 komentarzy
Opinie w treści
Zobacz wszystkie komentarze