Łowy na podziemne skarby

0
po skarby
po-skarby
REKLAMA

Studenci wystraszyli poszukiwaczy
Znajdowane przez archeologów przedmioty codziennego użytku, narzędzia i ozdoby z dawnych lat mają przede wszystkim wartość historyczną i trafiają do muzealnych gablot. Archeolodzy mówią o skarbie, jeśli odkrywane w większej liczbie zabytki prezentowały w pradziejach sporą wartość. Może być nim np. kilkanaście kamiennych czy brązowych siekier przygotowanych przed wiekami na wymianę, kilka brązowych ozdób ukrytych niegdyś pod kamieniem czy zakopanych w glinianym garnku. Jednak z tego, że ziemia kryje jeszcze wiele skarbów, zdają sobie sprawę nie tylko archeolodzy, ale również ludzie z detektorami metali penetrujący najczęściej dawne grody lub ruiny zamków.
– Kiedyś na wielu grodziskach i zamczyskach widniały ślady nielegalnych wkopów. Ludzie często zgłaszali, że widzieli kogoś idącego z metalowym talerzem na kiju, jakby czegoś szukał – przyznaje Andrzej Cetera, szef tarnowskiej delegatury Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków. – Pamiętam, jak w Melsztynie prowadząca badania ekipa studentów wraz z profesorem Uniwersytetu Jagiellońskiego natknęła się na poszukiwaczy skarbów, w pobliżu stał ich samochód z rejestracją śląską. Studencka grupa spłoszyła ich.

Zapinki w Internecie
Tarnowscy archeolodzy nigdy nie przyłapali na gorącym uczynku żadnej osoby prowadzącej nielegalne poszukiwania, gdy jednak w Internecie pojawiła się informacja o odkrytym na południu Polski skarbie monet wczesnośredniowiecznych, pochodzących z X i XI wieku, zaczęto przypuszczać, że kolekcja mogła być nielegalnie wykopana właśnie w okolicach Tarnowa. Takie internetowe sygnały śledzą eksperci w specjalnej komórce powołanej w Narodowym Instytucie Dziedzictwa w Warszawie oraz policjanci z Komendy Głównej Policji.
Kilka lat temu głośno było o zatrzymaniu mieszkańca Tuchowa, który oferował do sprzedaży na w internetowym serwisie aukcyjnym wykopane pierścionki i zapinki z brązu.
– Większość przedmiotów pochodziła z rabunku grobów popielnicowych z okresu rzymskiego, I i IV wieku naszej ery, a część z epoki brązu. Zatrzymany najprawdopodobniej był ostatnim ogniwem nielegalnego łańcuszka. Najpierw ktoś rabował cmentarzyska, konserwował znalezione przedmioty, a potem je sprzedawano – mówi Andrzej Cetera. – Czasem wartość tych rzeczy nie jest wielka. Na internetowych aukcjach sprzedawane są one w cenach, jakie proponują kupujący. Jednak wyrwany z pewnego kontekstu zabytek traci przede wszystkim swą wartość naukową.
Kolekcja brązowych zapinek, będących pradawnymi agrafkami, jakimi mężczyźni i kobiety spinały swe szaty, trafiła do Muzeum Okręgowego w Tarnowie.
– Policja poprosiła nas o dokonanie ekspertyzy tych przedmiotów. Zapinki znalazły się w naszych zbiorach, choć nadal nie wiemy, skąd pochodzą – przyznaje Andrzej Szpunar, dyrektor tarnowskiego muzeum.

REKLAMA (3)

Lepiej współdziałać niż walczyć
Prawo mówi, że zabytki archeologiczne są własnością skarbu państwa. W przypadku grabieży obowiązuje odpowiedzialność karna: grzywna albo pozbawienie wolności.
– Nie łudźmy się, że zjawisko całkowicie zanikło, wciąż są osoby, które prowadzą nielegalne badania. W dzisiejszych czasach mamy łatwy dostęp do informacji, map czy sprzętu – uważa Andrzej Cetera.
Archeolodzy starają się w rozmaity sposób przeszkodzić poszukiwaczom skarbów. Publikując oficjalne informacje o prowadzonych wykopaliskach nie ujawniają ich dokładnych miejsc, map ani wartości znajdowanych przedmiotów. Mogą też rozsypać na terenach dawnych grodzisk kilka kilogramów gwoździ.
– Gdy po raz setny ktoś z detektorem metali znajdzie małego gwoździa, na pewno zniechęci się do dalszych poszukiwań – dodaje Andrzej Szpunar. Jednak szef muzeum jest zwolennikiem pokojowego współdziałania z detektorystami. Kiedyś, gdy archeolodzy mieli problemy z prowadzonymi badaniami, poprosili ich nawet o pomoc, bo wiedzieli, że mają bardzo dobry sprzęt. Poszukiwacze jednak nie pojawili się na wykopaliskach.
– Z detektorystami trzeba się jakoś porozumieć – mówi. – Przecież nie wszystko, co interesuje archeologa, wzbudza ciekawość poszukiwacza skarbów. Ponadto, jeśli będziemy ich bezwzględnie karać, to zejdą do podziemia i znajdowane przez nich przedmioty będą trafiać głównie za granicę. Na bazarze w okolicach Przemyśla widziałem kiedyś kamienny toporek i siekierkę sprzedawane przez Ukraińca, który najprawdopodobniej przewiózł te przedmioty przez granicę.

REKLAMA (2)

Wszystko przez obrączkę…
Poszukiwacze skarbów mówią o swojej pasji jak o najwspanialszym hobby. Zaczyna się zazwyczaj niewinnie, np. gdy pomagają babci w znalezieniu zagubionej obrączki. Jednak potem tropienie coraz bardziej wciąga… Kupują detektory, które kosztują od 200 do nawet kilkunastu tysięcy złotych, potrafiące odróżnić metale kolorowe, stare lub nowe. Przed wyruszeniem w teren studiują mapy, czytają książki, rozpytują okolicznych mieszkańców…
– Czasem jest to zwykła ludzka ciekawość, a czasem realizacja marzeń z młodości, kiedy czytało się książki i rozmyślało o znalezieniu skarbów – mówi jeden z tarnowskich detektorystów.
Jednak pasjonatów poszukiwań trzeba odróżnić od nastawionych na zysk rabusiów. W Tarnowie powstaje Stowarzyszenie Badaczy Zamierzchłych Czasów im. hetmana Jana Tarnowskiego, założone przez – jak sami się nazywają – patriotów lokalnych.
– Chcemy poznać historię naszego terenu niejako od wewnątrz, nie tylko z książek –mówią. Działacze stowarzyszenia podkreślają, że będą prowadzić poszukiwania we współpracy z tarnowskimi archeologami i pod ich okiem.
– Będziemy służyć pomocą podczas prac wykopaliskowych, gdy nie ma wystarczającej liczby osób i sprzętu, zamierzamy też pomagać osobom prywatnym, chcącym coś znaleźć. Nie będzie to jednak działalność dochodowa, lecz zwykłe hobby – zapewniają członkowie stowarzyszenia.

Obserwuj nas na Google NewsBądź zawsze na bieżąco - wejdź na Google Wiadomości i zacznij obserwować nasze newsy.


REKLAMA
Ustaw powiadomienia
Powiadom o
0 komentarzy
Opinie w treści
Zobacz wszystkie komentarze