Żarówkowy zawrót głowy

0
zarowki
zarowki
REKLAMA

W połączeniu z jego tajemniczą miną i wypowiedzianą mimochodem sugestią, abym poczytała sobie coś na temat żarówek, banalne pouczenie o przyjaznym dla wzroku oświetleniu nabierało innego znaczenia.
Po powrocie do domu krytycznie przyjrzałam się wszystkim moim lampom. Energooszczędne świetlówki poskręcane w ozdobne kształty z całkowitym spokojem przyjęły moje potępiające spojrzenie. Zadomowiły się u mnie we wszystkich żyrandolach, od kiedy histeryczna propaganda Unii Europejskiej na tle oszczędzania energii nakazała stopniowe wycofywanie z rynku zwykłych żarówek. Nie zwróciłam wtedy uwagi na głosy krytyków wysuwających argumenty o szczególnie negatywnym wpływie świetłówek na zdrowie człowieka. Złościło mnie jedynie, że źródło światła nie jest dość jasne i ma dziwną barwę. Argumenty ekologów były jednak przekonujące, więc z czasem przyzwyczaiłam się do trupio bladej poświaty, jaka pojawiała się w domu po zachodzie słońca. Zresztą nie miałam wyjścia – zgodnie z wyliczeniami specjalistów, realnych oszczędności prądu należało się spodziewać nie wcześniej niż za kilkanaście miesięcy od wymiany żarówek na nowocześniejsze zamienniki. Jeśli bilans strat i zysków miał się w portfelu wyrównać, trzeba było cierpliwie poczekać na zwrot wysokich kosztów nowych świetlówek.
Teraz jednak ziarno nieufności, zasiane w moim umyśle przez lekarza, zaczęło swobodnie kiełkować, a nawet zapuszczać korzenie. A jeśli te wszystkie plotki na temat świetlówek są prawdziwe? Ruszyłam do komputera i zaczęłam przeglądać strony internetowe. Bez szczególnego wysiłku udało mi się znaleźć mnóstwo informacji na temat promowanego przez UE typu oświetlenia.
Według specjalistów nasza stara poczciwa żarówka opatentowana przez T.Edisona w 1879 roku okazuje się być najbardziej zbliżonym do słonecznego źródłem światła, ma bardzo dobry wskaźnik oddawania barw i co najważniejsze nie powoduje efektu stroboskopowego, jaki pojawia się w przypadku świetlówek kompaktowych. To właśnie ten niedostrzegalny przez ludzkie oko efekt migotania, odbierany jednak przez ludzki mózg, obwiniany jest o powodowanie migrenowych bólów głowy, utratę ostrości wzroku, bezsenność, a nawet stany depresyjne. Blask świetlówek, według ekspertów, jest daleki od naturalnego światła słonecznego i żarowego (ogień, żarówka), do którego oko ludzkie jest przyzwyczajone od wieków.
Szkodliwych efektów stosowania świetlówek, laboratoryjnie potwierdzonych między innymi przez naukowców niemieckich, jest jednak więcej. Dlatego właśnie przeciw restrykcyjnemu zakazowi sprzedawania tradycyjnych żarówek protestują od lat różne organizacje oraz oburzeni obywatele państw europejskich, śląc petycje do Brukseli. Jak widać na razie z marnym skutkiem. Zaczęłam się więc zastanawiać, o co właściwie chodzi w tym żarówkowym chaosie? Czy przypadkiem, jak to zwykle bywa, nie o wielkie pieniądze?


Oficjalne dane mówią o tym, iż zamiana żarówek na energooszczędne świetlówki miała uratować Europę przed efektem zużywania zbyt dużej ilości energii, ocieplaniem klimatu i ekologiczną katastrofą, jak twierdzili niektórzy. Zwykła żarówka ma bowiem jeden poważny minus – tylko 5% pobieranej energii zamienia w światło, 95% przetwarza na ciepło, a zatem marnuje ją. Stosowne władze zaczęły więc przekonywać obywateli swoich krajów, że wielką troską leży im na sercach wysokość ich rachunków za prąd. Oburzone okrzyki setek zwykłych Kowalskich, którzy dowodzili, że sami mają prawo decydować, jakie płacą rachunki oraz czym ogrzewają swoje mieszkanie (kto bogatemu zabroni grzać się przy żarówkach stuwatowych?) urzędnicy w Brukseli nie zaszczycili nawet wzruszeniem ramion. Mieli w końcu swoje ekspertyzy i to pozwalało im spać spokojnie.
Szybko jednak znaleźli się inni fachowcy od wyliczeń. Przedstawili wyniki mówiące o tym, że po pierwsze, do produkcji świetlówek niezbędne jest użycie znacznie większej ilości energii niż do tradycyjnej żarówki, a po drugie, gospodarstwa domowe i tak zużywają tylko niewielki procent energii w porównaniu z przemysłem. Zatem oszczędności w tym względzie nie przekroczą 10%. Na dodatek efekt proekologiczny takich działań jest o tyle mizerny, że z rozbitych świetlówek do środowiska wydobywają się potężne ilości rtęci używanej przy ich produkcji. To właśnie z tego powodu nie wolno zużytych lampek wyrzucać do zwykłych koszy na śmieci, tylko do specjalnie w tym celu ustawianych pojemników. Wychwalane początkowo ekologiczne dążenia w tej sprawie znikają zatem w oparach absurdu, tym bardziej że Unia zakazała jednocześnie produkcji termometrów z rtęcią, by chronić przyrodę. Gdzie tu zatem sens i logika?
Im dłużej zaczytywałam się w kolejnych informacjach, tym bardziej czułam, że budzi się we mnie przekorna polska dusza – skoro ktoś obcy odbiera mi wolność decydowania o moim stylu życia, stosując niczym nieuzasadnione restrykcje (interesy jakiegoś lobby przemysłowego nic mnie nie obchodzą), to ja muszę znaleźć sposób, by tę wolność odzyskać. Na szczęście nie jestem w tym myśleniu osamotniona.
Jeśli wierzyć wypowiedziom internautów, gdy tylko tradycyjne żarówki zaczęły znikać ze sklepów, piwnice i składziki polskich domów wypełniły się zapasami, które mogą wystarczyć na wiele lat. Nie wszyscy jednak zdążyli się na czas zorientować w planie Unii. Polak nie byłby wszakże Polakiem, gdyby nie wymyślił na to jakiegoś sposobu. Okazuje się, że tradycyjnych żarówek do użytku domowego oficjalnie nie można już nigdzie kupić. Bez trudu za to i w zgodzie z przepisami zakupimy „żarówkę wstrząsoodporną”, przeznaczoną do użytku przemysłowego.
Wygląda zatem na to, iż oficjalnie potwierdzono tym samym, że w pewnych warunkach praca przy świetlówkach jest niemożliwa lub niebezpieczna. W takim razie dlaczego ktoś ma prawo dyktować mi, przy jakim oświetleniu mam pracować w domu?
Wyciągając wnioski z bogatej internetowej lektury, z trudem powstrzymałam się przed zgrzytaniem zębami (do kosztów okulisty doszłyby jeszcze wydatki na dentystę). Konstytucja gwarantuje mi prawo do ochrony życia i zdrowia. I co z tego? Mogę sobie tylko zanucić pod nosem: gdzie są żarówki z tamtych lat…
Kiedy w XIX wieku pojawiły się w użytku stearynowe świece dające białe światło znacznie jaśniejsze niż ze świec woskowych, ludzie zaczęli osłaniać je ozdobnymi parawanikami, by nie uszkodzić sobie wzroku. Wciąż jednak mieli wybór, jakie świece chcą włożyć do lichtarza. My zostaliśmy pozbawieni części naszej wolności w tej i wielu innych sprawach, o których decyduje się za nas w obcym kraju.
Po rozmowie ze znajomym elektrykiem postanowiłam jednak działać i ratować wzrok mojej rodziny w inny sposób – powymieniam wszystkie świetlówki na halogeny, znacznie mniej oszczędne, ale dające zdrowsze światło, jak podają eksperci. Muszę się jednak spieszyć z robieniem zapasów. W jednym z tarnowskich sklepów poinformowano mnie, że UE ma już poważne plany wycofania z rynku także lampek halogenowych. Kontrowersyjne świetlówki będą sobie mogły spokojnie królować na sklepowych półkach. Bez konkurencji.

REKLAMA (3)
Obserwuj nas na Google NewsBądź zawsze na bieżąco - wejdź na Google Wiadomości i zacznij obserwować nasze newsy.


REKLAMA
REKLAMA (2)
Ustaw powiadomienia
Powiadom o
0 komentarzy
NAJNOWSZE
NAJSTARSZE NAJWYŻEJ OCENIANE
Opinie w treści
Zobacz wszystkie komentarze