W zimnej hali rodziły się wielkie sukcesy

0
Edyta Ropek
REKLAMA

Rozmowa z tarnowianką Edytą Ropek, mistrzynią wspinaczki na czas, obecnie działającą w światowych strukturach olimpijskiej dyscypliny

Wspinaczka sportowa przeszła bardzo długą drogę – od niszowej dyscypliny do sportu obecnego na igrzyskach olimpijskich. Zaczynała Pani treningi w czasach, gdy brakowało finansowania czy infrastruktury. Jakie były Pani wspinaczkowe początki?
Jako dziecko trenowałam pływanie, bo rodzice bardzo chcieli, żebym uprawiała jakiś sport. Tata był piłkarzem, więc w naszym domu zawsze zwracało się uwagę na aktywność i rozwój fizyczny. Po pewnym czasie zaczęłam jednak szukać innej dyscypliny, w której mogłabym dalej rozwijać swoją pasję. Sprawdzałam różne sekcje sportowe w Tarnowie i w ten sposób trafiłam na ściankę wspinaczkową klubu Tarnovia, wówczas jedyną w mieście. Od razu bardzo mi się spodobało i postanowiłam zostać.

Ma Pani w swoim dorobku wiele międzynarodowych sukcesów, w tym medale mistrzostw Europy i świata oraz zwycięstwa w Pucharze Świata. Który moment wspomina Pani jako najważniejszy w karierze?
Punktem zwrotnym było wicemistrzostwo świata zdobyte w 2007 roku w Hiszpanii. To właśnie wtedy wspinaczka na czas po raz pierwszy pojawiła się na mistrzostwach świata w takiej formule, w jakiej rozgrywana jest do dziś – także na igrzyskach olimpijskich. Ten sukces zmienił bardzo wiele nie tylko dla mnie, ale też dla całej dyscypliny w Polsce. Ministerstwo Sportu dostrzegło wtedy, że mamy wyniki na arenie międzynarodowej i warto wspierać wspinaczkę sportową oraz zawodników. Wcześniej musiałam wyjeżdżać do Włoch, żeby trenować na odpowiednich ścianach, co było niezwykle trudne zarówno finansowo, jak i logistycznie. Tymczasem dzięki tamtemu medalowi w Tarnowie powstała pierwsza w Polsce oficjalna, licencjonowana ściana do bicia rekordu świata w konkurencji na czas, tzw. Speed Record Wall. To otworzyło zupełnie nowy rozdział dla całej kadry.
Warunki wciąż jednak były dalekie od idealnych. Jako że ściana była przenośna, to prywatnie udało mi się zorganizować halę, którą wynajmowaliśmy. To właśnie tam trenowali reprezentanci Polski, odbywały się pierwsze zgrupowania kadry narodowej, szkoliliśmy zawodników i organizowaliśmy Puchary Polski we wspinaczce na czas. I chociaż hala była nieogrzewana i zimna, to udało się stworzyć fundamenty pod rozwój tej dyscypliny, co zaowocowało wielkimi sukcesami. Na wspomnianej ścianie trenowały obie medalistki igrzysk olimpijskich z Paryża – Aleksandra Mirosław i Aleksandra Kałucka.

Po zakończeniu kariery sportowej nie rozstała się Pani ze wspinaczką. Wręcz przeciwnie – nadal była Pani bardzo aktywna w środowisku, angażując się w szkolenie, organizację zawodów i pracę z kadrą narodową. Jak wyglądał ten czas?
Moja droga od dawna była dwutorowa. Jeszcze w trakcie startów zajmowałam się szkoleniem, organizacją zawodów czy zgrupowań kadry narodowej. Gdy podjęłam decyzję o zakończeniu kariery, mogłam w pełni poświęcić się tym działaniom.
Przez pewien czas byłam trenerką kadry młodzieżowej Polskiego Związku Alpinizmu. Prowadziłam też własny klub wspinaczkowy KS Sportiva, którego najważniejszym zadaniem był nabór i zachęcanie dzieci do uprawiania tego sportu. Uczestniczyłam w tworzeniu systemu szkolenia we współpracy z krajowym związkiem, pracowałam z kadrą Polski, a równolegle organizowałam zawody na różnych szczeblach.
W 2017 roku byłam zaangażowana w organizację World Games we Wrocławiu, czyli igrzysk sportów nieolimpijskich. Wtedy wspinaczka nie była jeszcze w programie olimpiady. Podczas tej imprezy gościł w Polsce Thomas Bach, przewodniczący Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego. Udało nam się wtedy zaprezentować wspinaczkę sportową z dobrej strony i właśnie tam zapadła decyzja, że ta dyscyplina trafi do programu igrzysk w Tokio. Później współorganizowałam m.in. zawody we wspinaczce przy okazji Igrzysk Europejskich, które w 2023 roku odbywały się w Tarnowie.

REKLAMA (2)

Doświadczenie sportowe i organizacyjne zaowocowało kolejną rolą. Niedawno jako pierwsza osoba z Polski i druga kobieta na świecie została Pani włączona do programu szkoleniowego dla delegatów technicznych Międzynarodowej Federacji Wspinaczki Sportowej (IFSC). To ścieżka prowadząca do najwyższej funkcji sędziowsko-organizacyjnej podczas zawodów światowej rangi. Na czym polega ta praca?
Przy największych wydarzeniach wspinaczkowych – takich jak puchary, mistrzostwa świata czy igrzyska olimpijskie – zawsze są lokalni organizatorzy, ale nad całością imprezy czuwa przedstawiciel Międzynarodowej Federacji Wspinaczki Sportowej. To właśnie delegat techniczny, który odpowiada za przygotowanie i przebieg zawodów zgodnie ze standardami IFSC. Na całym świecie jest zaledwie pięć takich osób, które podróżują i nadzorują organizację imprez z kalendarza federacji. Delegaci mają ostatnie słowo w kluczowych kwestiach – są szefami wydarzenia od strony techniczno-organizacyjnej.
W tym roku otrzymałam szansę dołączenia do kilkuosobowej grupy z całego świata, która rozpoczęła dwuletni program stażowy. Po jego zakończeniu będziemy mogli samodzielnie pełnić funkcję delegatów technicznych i odpowiadać za najważniejsze zawody, także te rangi olimpijskiej. W czerwcu jako asystentka miałam już okazję zdobyć pierwsze doświadczenie podczas Pucharu Świata w boulderingu w Pradze. Współpracowałam z Francuzką Emilie Gheux, która była delegatem technicznym na olimpiadzie w Paryżu.

Rola delegata technicznego jest bardzo odpowiedzialna, ale chyba dobrze wpisuje się w Pani dotychczasowe doświadczenia?
To dla mnie naturalny krok, bo najpierw byłam zawodniczką, a potem pracowałam jako organizatorka zawodów. Przy Igrzyskach Europejskich w Tarnowie odpowiadałam za przygotowanie całej areny, zaplecza technicznego, współpracę z telewizją – wszystko, co sprawia, że wydarzenie może się odbyć. Oczywiście cały ten proces musiał być konsultowany z delegatem technicznym IFSC, aby zawody były zgodne z przepisami i standardami międzynarodowymi. Tych wytycznych jest naprawdę bardzo dużo, ale dzięki wieloletniemu doświadczeniu sportowemu i organizacyjnemu mam już sporą wiedzę. Przez lata widziałam, jak wyglądają zawody od strony uczestnika i co jest potrzebne, żeby impreza stała na najwyższym poziomie. To sprawiło, że zostałam wybrana do prestiżowego programu stażowego. Teraz szlifuję te elementy, których wcześniej nie znałam, a które są istotne dla zarządu Międzynarodowej Federacji Wspinaczki Sportowej.

Jak udaje się Pani łączyć życie prywatne, zawodowe i działalność w strukturach międzynarodowych? To musi być bardzo intensywna codzienność…
To prawda, ale bardzo lubię pracę projektową, która wymaga mobilizacji w krótkim czasie, realizacji trudnych zadań i współpracy z dużą grupą ludzi. Gdy projekt się uda, satysfakcja jest ogromna – i to właśnie daje mi napęd. Dlatego taki tryb życia jest w pewnym sensie skrojony na moją miarę. Trudno byłoby mi funkcjonować w spokojnej, rutynowej codzienności. Przez lata startów w zawodach towarzyszyła mi adrenalina i chyba już tak mam, że ciągle jej potrzebuję. Teraz odnajduję ją w tym trochę niestandardowym, wolnym zawodzie, w którym jest sporo stresu, ale też mnóstwo satysfakcji.

REKLAMA (3)

Dziś wspinaczka sportowa jest transmitowana w telewizji, a reprezentantki Polski zdobywają olimpijskie medale. Kiedyś to było nie do pomyślenia. Jak ocenia Pani rozwój tej dyscypliny w ostatnich latach?
To zupełnie inny poziom niż kiedyś. Dziś właściwie nie istnieją już problemy, z którymi my się borykaliśmy, jak zdobycie środków na organizację zawodów i wsparcie zawodników czy zachęcenie dużych mediów do zainteresowania się wspinaczką. Przeskok jest ogromny.
Zawsze wierzyłam, że wspinaczka sportowa może być bardzo atrakcyjna dla widzów, a igrzyska olimpijskie tylko to potwierdziły. Okazało się, że wspinaczy świetnie się ogląda. Dlatego po debiucie w Tokio zapadła decyzja, żeby wspinaczka znalazła się również w programie igrzysk w Paryżu, a teraz mówi się o jej obecności na kolejnej olimpiadzie. Poprzednio byliśmy jeszcze w programie dodatkowym, ponieważ organizator mógł samodzielnie wybrać kilka dyscyplin, które chce pokazać. Teraz, po bardzo udanej prezentacji, mamy realną szansę, żeby wspinaczka na stałe została sportem olimpijskim.

To bardzo dobra informacja dla sportowego środowiska Tarnowa, bo nasze miasto jest dzisiaj czołowym ośrodkiem w Polsce, jeśli chodzi o szkolenie w konkurencji na czas. Mamy bogatą tradycję, na którą składają się nie tylko Pani sukcesy, ale też później międzynarodowe triumfy Marcina Dzieńskiego czy sióstr Kałuckich. Jak to się stało, że właśnie w mieście nad Białą powstało wspinaczkowe zagłębie?
To efekt zaangażowania wielu osób z naszego środowiska. Wspinaczka sportowa jest w Tarnowie uprawiana od dawna, ale jej rozwój znacząco przyspieszyło utworzenie wspominanej już ściany Speed Record Wall, która powstała jako jedyna tego rodzaju w Polsce w tamtym okresie. Gdyby ktoś zdecydował, żeby ulokować ją w innym mieście, to zapewne gdzie indziej rodziłyby się największe talenty i sukcesy. To pociągnęło za sobą kolejne inwestycje. Akademia Tarnowska zbudowała własną halową ścianę, widząc, że w mieście istnieje silne środowisko i że warto wspierać tę dyscyplinę. Dzięki mozolnej, ale skutecznej pracy wielu osób Tarnów stał się polskim centrum wspinaczki na czas.

Dziś dzieci i młodzież coraz rzadziej uprawiają sport, spędzają mniej czasu w ruchu. Dlaczego więc warto trenować na ścianie?
Wspinaczka sportowa jest dyscypliną, która wymaga odwagi i daje ogromną dawkę wrażeń, niezależnie od poziomu zaawansowania. Czy ktoś wspina się świetnie, czy dopiero zaczyna, zawsze pojawia się ten moment, gdy jesteśmy kilka metrów nad ziemią, co naturalnie wywołuje stres i wyrzut adrenaliny. Dlatego właśnie wspinaczka jest idealna dla osób, które lubią wyzwania i potrzebują mocniejszych doświadczeń. To sport dla tych, którzy szukają aktywności niosącej ze sobą trochę ryzyka, ale jednocześnie dającej niesamowitą satysfakcję i poczucie przekraczania własnych granic.
Zachęcam jednak do uprawiania jakiegokolwiek sportu. Każdy z nas ma potrzebę ruchu, trzeba ją tylko dobrze ukierunkować. Jeśli coś sprawia radość, a przy okazji wpływa pozytywnie na zdrowie, to warto się w to zaangażować. Dla mnie nie ma znaczenia, czy będzie to wspinaczka, piłka nożna, pływanie czy inna dyscyplina. Ważne jest, żeby młodzi ludzie robili to, co naprawdę lubią. Może okazać się, że ktoś odkryje swoją pasję trochę przypadkiem. Tak było w moim przypadku, bo przecież miałam pływać, a trafiłam na ścianę. Najważniejsze, żeby spróbować i znaleźć to, co naprawdę nas cieszy. A jeśli zaangażujemy się w pełni, to nie zatrzymają nas żadne trudności czy niewygody, ponieważ rekompensatą będą ogromna satysfakcja i radość z uprawiania ukochanego sportu.

Obserwuj nas na Google NewsBądź zawsze na bieżąco - wejdź na Google Wiadomości i zacznij obserwować nasze newsy.


REKLAMA
Ustaw powiadomienia
Powiadom o
0 komentarzy
NAJNOWSZE
NAJSTARSZE NAJWYŻEJ OCENIANE
Opinie w treści
Zobacz wszystkie komentarze