Tam, gdzie maź bogactwo dawała

0
Chyża
Chyża | fot. autor
REKLAMA

W centralnym punkcie stoi chyża – tradycyjna chałupa, zbudowana pod sam koniec XIX wieku. Kryta gontem, nie strzechą. Drewno na ścianach jest ciemne, prawie czarne – bo dobrze zakonserwowane. Niebieskie elementy mają nie tylko odstraszać owady, ale wnosić szczęście pod dach. Dom jest spory – jak na owe czasy – wygodny i dobrze wyposażony. W kuchni duży piec, z zapieckiem, na którym można w cieple odpocząć po trudach podróży i codziennej pracy. Stodoła i spichlerz to osobne budynki, wypełnione sprzętami potrzebnymi do codziennego życia. Wielkie beczki na kapustę, dzieże, w których można miesić chleby, tradycyjne urządzenia do wyrobu lnu, czy wreszcie drewniane łyżki – charakterystyczne dla okolicy. No i prawdziwy rarytas – oryginalne wozy maziarskie. Jeden z nich należał do Dymitra Kareła – ostatniego, który z Łosi wyruszył w trasę, by handlować dziegciem, mazią i smarami.

Kuchnia: piec z zapieckiem
Kuchnia: piec z zapieckiem | fot. autor

Zagroda Maziarska w Łosiu to miejsce niezwykłe. Jedno z tych, które dowodzą ciekawej, choć skomplikowanej historii naszych ziem. Naszych – bo Łosie od Tarnowa to zaledwie 75 kilometrów (można jechać przez Grybów na Ropę lub przez Gorlice i Bielankę). A jest to ewenement na skalę – być może nawet – światową. Dzisiaj oddział gorlickiego muzeum, jednak miejsce dość szczególne, zarówno ze względu na niecodzienną przeszłość, jak i wciąż żywą historię ludzi, których bytność na tej ziemi zakończyła w roku 1947 akcja „Wisła”.

Łemkowie, maziarze, łosianie

No to spróbujmy od początku. Łemkowie – kim byli i skąd się wzięli? Tak dokładnie nie wiadomo. To ludność wschodniosłowiańska zamieszkująca także tereny Słowacji, Czech, Węgier, Rumunii, Słowenii czy Chorwacji. Rusini lub Rusnacy, bo Łemkowie to było przezwisko. Sami na nie zapracowali, często używając słowa „łem” – co znaczy: tylko.

REKLAMA (2)
Maziarz z kolaską
Maziarz z kolaską | fot. autor

Podchwycili to miejscowi i tak zostało. Do wsi Łosie przybyli prawdopodobnie w latach dwudziestych XVI wieku – kiedy miała miejsce powtórna jej lokacja. Za ich sprawą 350 lat później wieś była najbogatsza w całej okolicy. Oni sami mieszkali w coraz większych i wygodniejszych domach, ubierali się elegancko i trzymali służbę. A to wszystko dzięki mazi, którą sami wytwarzali, a następnie handlowali nią po całej Europie. Nie mieli wyjścia – bo ziemie w okolicy są bardzo słabe. Nie nadają się do uprawy. Nawet studnię trudno tu wykopać, bo często z ziemi zamiast wody wypływa… ropa.

Smary, dziegcie, oleje

No, ale zanim zorientowali się, że nieurodzajna ziemia gromadzi takie skarby, sami wytwarzali tak zwaną kołomaź – bardzo potrzebną wszystkim, którzy używali drewnianych wozów. Żeby jeździły, trzeba było systematycznie smarować osie kół. Kołomaź uzyskiwano w procesie suchej destylacji sosnowych gałązek, których nie brakowało w lesistej okolicy.

Łosiańscy maziarze kopali w ziemi doły, których głębokość wynosiła około metra. Wnętrze oblepiali gliną. Na dnie umieszczali rurkę, która na zewnątrz wyprowadzała efekty pracy mielesza – bo tak nazywano te miejsca. Drewno, które w nich umieszczano, musiało być suche i czyste, porąbane na szczapy – które nazywano karpiną. Układano je w stos, który sięgał półtora metra nad powierzchnię ziemi. Kopiec (uszczelniony gliną, by ogień nie wydostał się na zewnątrz) podpalano. Przez kilkanaście godzin drewno tliło się bez dostępu powietrza. Po jakimś czasie na powierzchni zaczynały się pojawiać produkty destylacji.

REKLAMA (3)

Najpierw terpentyna, później dziegieć (do dziś wykorzystywany do produkcji medykamentów i kosmetyków) a na końcu maź, która była z nich najcięższa. Z takim asortymentem każdej wiosny maziarze wyruszali z Łosi w świat. Nie było ich w domach ponad pół roku. Docierali w odległe zakątki Europy: Węgry aż po Siedmiogród – z jednej strony, ziemie dzisiejszej Łotwy i Litwy – z drugiej. Przez pokolenia wypracowali całe sieci powiązań handlowych, toteż fach często przechodził z ojca na syna. W okresie międzywojennym, gdy wieś liczyła 280 gospodarstw, handlem zajmowało się aż 670 mężczyzn. Rekordowy i często wspominany w łosiańskich historiach był rok 1934, kiedy wyjechało stąd 335 wozów. Choć wtedy oferowali już towary trochę innego pochodzenia.

Wóz Dymitra Kareła
Wóz Dymitra Kareła | fot. autor

Tak się bowiem zdarzyło (przypomnijmy tu podróż do Bóbrki), że od połowy XIX wieku na Podkarpaciu rozwijał się przemysł naftowy. Przedsiębiorczy łosianie szybko przestawili się więc na produkcję i handel smarami technicznymi oraz olejami pochodzącymi z ręcznie kopanych studni, a nawet z rafinerii. Ich obróbka była pilnie strzeżoną tajemnicą. By uzyskać smary najlepszej jakości, do ropy dodawali wapno, asfalt, olej, a nawet kalafonię. Nie zdradzali jednak proporcji, kluczowych dla jakości produktów. Toteż zbyt na nie mieli tylko u odbiorców indywidualnych, dostarczali je nawet do zakładów przemysłowych.

Maziarzem być…

Podczas wizyty w zagrodzie można usłyszeć historię o pięknej łosiance, która bez wahania odrzuciła oświadczyny adwokata z Gorlic, bo wolała wyjść za maziarza. Było dla niej jasne, że to właśnie taki mężczyzna zapewni jej dostatnie życie. Bo rzeczywiście, maziarze nie tylko potrafili zarabiać pieniądze. Wiele czasu spędzając w świecie, byli otwarci na różne nowinki. Porządne domy z łazienkami budowali nie tylko w rodzinnej wiosce. Co zamożniejsi przenosili się do miast lub emigrowali za granicę. Zwracali uwagę na stroje – zarówno męskie, jak i kobiece były wykonywane z dobrej jakości tkanin. No i, co chyba najważniejsze, przykładali wagę do kształcenia dzieci. Niewielka część potomków maziarzy z Łosi, którzy w czasie odwilży w latach 50. zdecydowali się powrócić w rodzinne strony, zajęła ważne stanowiska w gorlickiej rafinerii.

Kobieta w tradycyjnym stroju
Kobieta w tradycyjnym stroju | fot. autor

Pamiątki z przeszłości

Pomieszczenia budynków maziarskiej zagrody wyposażone są w różne eksponaty, które przybliżają historię i kulturę Łemkowszczyzny, a także mapy, fotografie i plansze z informacjami. Można zobaczyć specjalne krosna, które ubogi, rozpoczynający pracę maziarz nosił na plecach i z nich miarką odmierzał produkt, a także dwukołową kolaskę, ciągniętą przez jedną lub dwie osoby na dalsze eskapady. Można usłyszeć o trudnych latach praktyki pod okiem doświadczonych krewnych lub obcych i niełatwych wymaganiach, którym trzeba było sprostać, by spełnić marzenie o dostatku. No i wreszcie obejrzeć wspomniane już sekery, czyli nakryte plandeką rozpiętą na kabłąkach wozy, które – zaprzężone w parę koni – wiozły maziarzy w daleki świat.

Obserwuj nas na Google NewsBądź zawsze na bieżąco - wejdź na Google Wiadomości i zacznij obserwować nasze newsy.


REKLAMA
Ustaw powiadomienia
Powiadom o
0 komentarzy
NAJNOWSZE
NAJSTARSZE NAJWYŻEJ OCENIANE
Opinie w treści
Zobacz wszystkie komentarze