Kiedy na początku roku 2020 ogłaszano rozpoczęcie prac nad parkletami na ulicy Wałowej, pomysł zdawał się być interesujący.
Takie wysepki z zagospodarowaną zielenią, gdzie w cieniu wśród roślinności będzie można odpocząć podczas spaceru po mieście sprawdziłyby się doskonale i poprawiły wizerunek starówki. Wszak parklety, czyli parki kieszonkowe to elementy małej architektury służące do odpoczynku i zapewniające kontakt z przyrodą. Te na ulicy Wałowej to jeden ze zwycięskich projektów Budżetu Obywatelskiego z 2019 roku. Całość kosztowała ponad 200 tysięcy zł.
Jakieś fatum dopadło jednak także tej inwestycji. Problemy związane z pandemią, przeciągającymi się uzgodnieniami z konserwatorem, a później z wyłonieniem wykonawcy sprawiły, że prace nad parkletami, które miały być ukończone jesienią 2020 roku, ruszyły dopiero rok później.
W listopadzie zeszłego roku zdemontowano kostkę brukową i przygotowano nawierzchnię. W tym tygodniu ruch wokół prac przy parkletach zintensyfikował się, gdyż padła obietnica oddania inwestycji na długi weekend majowy.
Przechadzając się wczoraj po ulicy Wałowej doznałem rozczarowania. Nie tylko dlatego, że zarys kieszonkowych parków nie jest zbieżny z moim wyobrażeniem tego, jak powinny wyglądać parklety. Zobaczyłem wielkie donice kojarzące się bardziej z miejscem ostatecznego odpoczynku, niż ze strefą relaksu. Dwie konstrukcje są w zupełnie innym stylu od trzeciej. Ta została zaprojektowana w kształcie przypominającym plaster miodu, zupełnie nie korespondując z pozostałymi. Nie jestem przekonany, czy drewniane wykończenie spowoduje znaczącą poprawę wyglądu tych konstrukcji. Pozostaje mieć nadzieję, że piękno roślin zrównoważy alternatywną urodę miejsca ich zasadzenia.