Inwestor – Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad – twierdzi tylko, że ekrany były montowane zgodnie z obowiązującymi przepisami i pozwoleniami. Pojawiła się też pogłoska, że część ekranów wartych miliony złotych wkrótce zostanie zdemontowana…
Pierwsze wątpliwości uwidoczniły się wkrótce po oddaniu fragmentu autostrady z Tarnowa do Szarowa w 2012 roku. Zdumieni kierowcy zauważyli, że podróż nową drogą przypomina podróż w tunelu. Niemal na całym odcinku po obu stronach znajdują się ekrany akustyczne. Zamontowano je także w pobliżu łąk i pól, z dala od zabudowań, również na skarpach wysokości kilku metrów, które stanowią naturalną barierę przed hałasem.
GDDKIA, inwestor autostrady, wyjaśniała wówczas, iż teren sąsiadujący z drogą został zabezpieczony przed hałasem w taki sposób, jaki określają polskie normy. Wiadomo już jednak było, że nasze przepisy dotyczące dopuszczalnych norm hałasu należały wtedy do najbardziej restrykcyjnych w Europie. Problem był szerszy i dotyczył wszystkich miejsc, w których w tamtym czasie budowano krajowe autostrady.
Nic dziwnego, że dość prędko pojawiły się spekulacje, że za tak wyśrubowanymi normami hałasu musiało stać jakieś tajemnicze lobby, które z nieznanych powodów dobrze zadbało o czyjś interes. Wystarczy podać, że jeden metr kwadratowy elementu dźwiękochłonnego to koszt 150 – 230 euro…
Ponieważ sprawa wyglądała podejrzanie, zajmowały się nią NIK i warszawska Prokuratura Okręgowa. Prokuratorskie postępowanie zostało jednak umorzone.
Zburzcie bariery
Jedynym skutkiem ówczesnych niejasności było doprowadzenie do zmiany ostrych przepisów określających dopuszczalne poziomy hałasu w Polsce. Przepisy zostały zliberalizowane. Dlatego tak bardzo wizualnie różnią się dziś od siebie dwa odcinki A4: Tarnów – Kraków i Tarnów – Dębica. Na tym drugim, oddanym w 2014 roku, liczba ekranów jest już znacznie mniejsza. Niektóre zostały obniżone.
Kiedy wydawało się, że problem został rozwiązany, pojawiły się inne wątpliwości. Niektórzy mieszkańcy osiedli znajdujących się w sąsiedztwie A4 zaczęli narzekać, że elementy źle ich chronią przed hałasem dobiegającym z szybkiej trasy. Chcieli nawet, by je zdemontować, ponieważ tylko zapaskudzają krajobraz i ograniczają widoczność.
Ponieważ najwięcej mówi się obecnie o wzbudzających wątpliwości ekranach na odcinku autostrady A4 między Tarnowem, Dębicą i Rzeszowem, chcieliśmy poznać stanowisko inwestora w tej kwestii.
My jesteśmy w porządku
Budowę odcinka między Tarnowem i Dębicą najpierw nadzorował Oddział GDDKiA w Rzeszowie. Potem – gdy na tym fragmencie doszło do sporu między inwestorem i wykonawcą, zakończonego przerwaniem robót i gdy po roku prace ruszyły na nowo – nadzór inwestorski przejął Oddział GDDKiA w Krakowie.
Pytamy więc w Krakowie o sprawę ekranów.
– Po sfinalizowaniu prac między Tarnowem i Dębicą odcinek z powrotem przekazaliśmy Rzeszowowi – informuje Iwona Mikrut, rzeczniczka prasowa Oddziału GDDKiA w Krakowie.
Rzeszów nie komentuje doniesień o możliwych wadach zastosowanych ekranów. Inwestor pod tym względem nie ma sobie nic do zarzucenia.
– Ekrany zostały wybudowane zgodnie z obowiązującymi przepisami, wydanymi decyzjami, odbiorami i pozwoleniami na użytkowanie – zapewnia Joanna Rarus, rzeczniczka prasowa rzeszowskiego Oddziału GDDKiA.
Zaprzecza, aby inwestor zamierzał w przyszłości demontować elementy dźwiękochłonne. Podobnego zdania jest Jan Krynicki, rzecznik prasowy GDDKiA w Warszawie.
– Na tych odcinkach autostrad, gdzie po liberalizacji przepisów o poziomie dopuszczalnego hałasu można było jeszcze wprowadzić zmiany, zostały one wprowadzone. Przewidzianą do montażu liczbę ekranów akustycznych odpowiednio ograniczono. Tam zaś, gdzie już nie można było zastosować zmian, pozostanie dotychczasowa liczba ekranów. Chodzi o pieniądze, które wydał Skarb Państwa i byłoby niecelowe usuwać to, co już funkcjonuje.
Czy funkcjonuje należycie, czy zdaje w praktyce egzamin?
Na to pytanie rzecznik Generalnej Dyrekcji nie odpowiedział. Odesłał nas do Oddziału w Rzeszowie. Nikt jednak nie chce odnieść się do tej wątpliwości wprost.
Im dalej, tym gorzej
– Ekrany akustyczne, tak jak pozostałe inwestycje związane z drogami, objęte są gwarancjami na roboty na okres od 5 do 10 lat, w zależności od rodzaju inwestycji – mówi Joanna Rarus. – Po upływie jednego roku od dnia oddania do użytku fragmentu A4 GDDKIA została zobowiązana do przeprowadzenia pomiarów w zakresie między innymi oddziaływania inwestycji na tzw. klimat akustyczny. Przeprowadzona analiza pokaże nam, czy zastosowane rozwiązania są wystarczające, czy jednak konieczne będzie wprowadzenie dodatkowych rozwiązań, które chronią przed ponadnormatywnymi oddziaływaniami.
Wątpliwości związane z prawidłowym funkcjonowaniem ekranów zostały wzmocnione po wypowiedzi dr. inż. Tadeusza Wszołka z Katedry Mechaniki i Wibroakustyki w krakowskiej AGH. W wywiadzie z gazetą „Super Nowości” oznajmił: „Ekrany przy autostradzie nie spełniają swojej roli, bo albo zostały źle zaprojektowane, albo źle je wykonano. Dochodzi do sytuacji, że im dalej od drogi, tym jest gorzej i hałas wzrasta. Z jednej strony taka bariera akustyczna tłumi dźwięk, z drugiej go wzmacnia. Fala uderzeniowa odbija się bowiem od środka drogi i wychodzi poza ekran. O tym, że jest głośno, decyduje też topografia terenu przy autostradzie, czyli natężenie dźwięku zależy od obiektów, które znajdują się przy drodze”.
Zaraz poszła wieść, że trefne ekrany znajdują się na wielu odcinkach autostradowych w Polsce i dojdzie do ich demontażu, ponieważ ich utrzymanie również kosztuje.
O miliard za dużo
– Postawienie tylu ekranów akustycznych na początku budowy autostrad zawsze mnie zastanawiało – mówi Michał Wojtkiewicz, poseł z Tarnowa, członek sejmowej komisji infrastruktury. – Niezrozumiałe są dla mnie inne rozwiązania. Przy zjeździe z autostrady w Tarnowie zaprojektowano i zbudowano aż trzy blisko położone siebie ronda. Nie za dużo? Przecież za tym też idą dodatkowe koszty.
Ponieważ na zakup i montaż barier dźwiękochłonnych wydano przy okazji budowy tras szybkiego ruchu miliony złotych, zapewne dokładnego wyjaśnienia będzie wymagała – a w każdym razie powinna wymagać – kwestia ekranów akustycznych. Tym razem opinia publiczna powinna otrzymać odpowiedź na zasadnicze pytanie: czy zastosowane bariery rzeczywiście mają wady powstałe na etapie projektowania lub wykonawstwa, a jeśli tak, to które, gdzie i kto za nie odpowiada?
Jak dotychczas nie dowiedzieliśmy się, czy wprowadzenie w Polsce skrajnie restrykcyjnych przepisów dotyczących dopuszczalnego poziomu hałasu było tylko przejawem nadgorliwej troski decydentów o zdrowie i komfort mieszkańców. Wiemy tylko, że ktoś solidnie zarobił, ponieważ – jak się szacuje – Polska na montażu niepotrzebnych barier mogła stracić nawet ok. 1 mld zł. Wiemy też, że ta „Polska” to my – skromni podatnicy.