Tam, gdzie czarni mnisi niebo z ziemią łączą

0
Kościół w Tyńcu | Fot. Mariusz Polański TEMI
Kościół w Tyńcu | Fot. Mariusz Polański TEMI
REKLAMA

Zapadła noc, ciepła i pogodna, toteż błony z okien powyjmowano. Biesiadnicy od razu więc usłyszeli gwar dobiegający z zewnątrz. Parskania koni mieszały się z ludzkimi głosami, brzękania ze śpiewem. Dziwili się, bo było już późno, więc gospodarz wyszedł na dwór, zobaczyć, co się dzieje. Po chwili wrócił z okrzykiem: dwór jakowyś wali! Złapali za kufle, by dopić resztki piwa, gdy w drzwiach pojawił się pachołek w błękitnym kubraku i czerwonej czapce. – Wytrzeć tam stoły i światła naniecić, księżna Anna Danuta zatrzyma się tu na odpoczynek – powiedział. Po chwili przez drzwi weszła pani odziana w czerwony płaszcz i szatę zieloną z pozłoconym pasem na biodrach. Za nią – panny dworskie. Jedna z dziewcząt niosła za księżną małą luteńkę, nabijaną miedzianymi ćwiekami… Kto jeszcze nie wie, gdzie to towarzystwo przybyło, niech przypomni sobie początek „Krzyżaków” Henryka Sienkiewicza. To gospoda „Pod Lutym Turem” w Tyńcu. Rok 1399.

Bo cel naszej dzisiejszej podróży to Tyniec właśnie. Kiedyś osobna wieś, dziś w administracyjnych granicach Krakowa – kilkanaście kilometrów na południowy zachód od centrum, na prawym brzegu Wisły, pomiędzy wapiennymi, jurajskimi wzniesieniami. Dojechać tam najprościej autostradą – zjazd przed Balicami. Można też oczywiście pociągiem. Do Tyńca kursują autobusy nr 112 (z ronda Grunwaldzkiego – dojazd z dworca tramwajem nr 52 lub autobusem nr 179) oraz 203 (z przystanku Czerwone Maki – z dworca tramwaj nr 52).

Opactwo na skale

Kiedy Zbyszko i Danusia spotkali się w tynieckiej gospodzie, potężne opactwo, do którego i ona należała, miało już ponad 350 lat. Wzniesiono go na górze nad Wisłą. Był to pierwszy w Polsce klasztor czarnych mnichów, czyli benedyktynów. Zachwyca do dziś – zarówno położeniem z przepiękną panoramą, jak i tysiącletnią historią. Zarówno jej duch, jak i materialne pozostałości przeszłości stają się tu przejmująco oczywiste.

REKLAMA (2)

Wchodzimy przez XVI-wieczny budynek tzw. opatówki. Jej nazwa to pamiątka uroczystych powitań, które przez stulecia odbywały się na znajdującym się tuż za nią dziedzińcu. Tu opaci wychodzili naprzeciw znamienitym gościom. Stąd wchodzimy do kościoła pod wezwaniem świętych Piotra i Pawła. Do wnętrza (obecnie trwają prace konserwatorskie i rusztowania nieco przesłaniają detale) prowadzi brama z kunsztowną, żelazną klamką w kształcie ryby. W podziemiach pod prezbiterium zachowały się fragmenty murów kamiennej trójnawowej świątyni romańskiej, liczące prawie tysiąc lat! Prezbiterium jest gotyckie, czteroprzęsłowe. Sam korpus zaś – barokowy. Został przebudowany w czasach największej świetności opactwa. Nawy boczne zaadaptowano na kaplice. Ołtarz główny, z czarnego marmuru dębnickiego, jest rokokowy. XVI-wieczna polichromia przedstawia trzech króli.

Warto zwrócić uwagę na przepiękną barokową ambonę w kształcie łodzi oraz stalle z obrazami na zapleckach – opowiadają długie dzieje zakonu benedyktynów. Fasadę świątyni akcentują czworoboczne wieże zwieńczone spłaszczonymi hełmami. Od południowej strony kościoła znajduje się czworoboczny klasztor z wirydarzem i krużgankami, trójskrzydłowy kompleks zgrupowany wokół drugiego wirydarza, a także dawna biblioteka. Warto tu zajrzeć, bo skrywa najcenniejsze eksponaty, odnalezione podczas prac, których celem było przywrócenie dawnej świetności temu niezwykłemu miejscu: fragmenty romańskiej i gotyckiej kamieniarki (kapitele, trzonki i bazy kolumn z pięknym ornamentem geometryczno-roślinnym) oraz elementy arkad pierwotnego krużganka.

Ogniem i bronią

Opactwo, choć tak świetnie ufortyfikowane, było wielokrotnie niszczone. Po raz pierwszy w XIII wieku w czasie najazdu Tatarów. Na początku następnego wieku zostało spalone przez wojska sprzyjające biskupowi Muskacie w konflikcie z Władysławem Łokietkiem, którego z kolei popierali mnisi. Ponownie tynieckie zabudowania spłonęły podczas potopu szwedzkiego, a niewiele ponad wiek później – gdy konfederaci barscy urządzili tu twierdzę – zrujnowały je wojska rosyjskie. Koniec bytności benedyktynów na tynieckim wzgórzu to rok 1822, kiedy cesarz Franciszek Józef zdecydował o kasacie zakonu. Czarnych braci na powrót sprowadził do Tyńca arcybiskup Adam Stefan Sapieha. Pech polegał na tym, że opactwo przejęli tuż przed wybuchem II wojny światowej… Podobnie jak kiedyś konfederaci, w 1945 roku twierdzę urządzili tu hitlerowcy – stąd odpierając ataki Armii Czerwonej.

Bezcenne księgi

Opactwo tynieckie to także miejsce, z którym związane są najwyższej klasy dzieła rzemiosła artystycznego i sztuki iluminacji ksiąg. Wyposażenie klasztoru co prawda uległo rozproszeniu, a przedmioty, które ocalały – najcenniejsze i najstarsze polskie skarby – znajdują się poza opactwem, jednak spacerując starymi tynieckimi szlakami, warto mieć tego świadomość.

Bardzo burzliwa jest historia XI-wiecznego Sakrametarza Tynieckiego, niezwykle cennej księgi liturgicznej, która została tu sprowadzona z diecezji kolońskiej. Manuskrypt o wymiarach 28,5 na 22,5 cm, spisany został na pergaminie. Liczy 234 karty. Czterdzieści dwie strony zdobią bordiury, tworzące ramy wypełnione motywami liści i palmet. Trzydzieści osiem stron pisanych jest złotem i srebrem na purpurze. W sakramentarzu znajduje się najstarszy polski zapis muzyczny – wykonany w XII wieku, zapewne przez tynieckiego mnicha. W czasie wojen szwedzkich został zrabowany z klasztoru. Następnie został odkupiony i wrócił do Tyńca. Z kolei trafił do Biblioteki Ordynacji Zamojskiej. Na początku wojny stamtąd zabrali go Niemcy, ale nie udało się im wywieźć sakramentarza. Po powstaniu warszawskim cenna księga trafiła do Pruszkowa, stamtąd do Podkowy Leśnej, a następnie do kolegiaty łowickiej, gdzie została ukryta pod posadzką. W 1952 roku stała się własnością Biblioteki Narodowej. Jest dostępna on-line w Cyfrowej Bibliotece Narodowej „Polona”.

REKLAMA (3)

W BN przechowywany jest również Antyfonarz opata Mścisława, który powstał rok przed bitwą pod Grunwaldem. Unikatowa księga, napisana ręcznie na pergaminie, waży około 30 kilogramów! Zawiera wiele ilustracji i śpiewy na pierwszą połowę roku liturgicznego. Jej losy były mniej dramatyczne niż sakramentarza. Po kasacie zakonu Antyfonarz trafił do Lwowa, do tamtejszej biblioteki uniwersyteckiej, a stamtąd do Warszawy. Taką samą trasą podróżował datowany 20 lat wcześniej Graduał tego samego opata Mścisława, a także pochodzący z połowy wieku XV, przepięknie ilustrowany Graduał opata Macieja Skawinki.

Na miejscu, w tynieckim muzeum, można zobaczyć jedynie kopię złotego kielicha i pateny pochodzących z jednego z pierwszych pochówków opackich.

O pięknej Helgundzie

A na koniec opowieść w zupełnie innym stylu. Oparta na jeszcze starszej historii, sięgającej czasów Wiślan. Pan na Tyńcu, Walgierz Wdały, podczas pobytu na dworze króla Franków zakochał się w jego córce, pięknej Helgundzie. Trzy noce śpiewał pod jej oknem, aż dziewczyna wzgardziła niemieckim królewiczem i pokochała naszego Walgierza. Razem przyjechali do Tyńca. Tu rycerz dowiedział się, że Wisław Piękny, pan na Wiślicy, ostatnio bardzo dokuczał jego krewnym. Pojmał go więc i wtrącił do lochu.

Po jakimś czasie wyruszył na wojenną wyprawę. Nękana samotnością Helgunda wypuściła więźnia, a w jego objęciach zapomniała o mężu. Razem uciekli z Tyńca do Wiślicy. Gdy Walgierz wrócił i dowiedział się o niewierności żony, popędził do zamku Wisława. Żona zaprosiła go do środka, a tam czekali rycerze Wisława. Zakuli Walgierza w łańcuchy i uwięzili w klatce, z której co wieczór musiał obserwować miłosne uciechy Helgundy i Wisława. Bardzo brzydka siostra pana na Wiślicy, której Walgierz za pomoc obiecał małżeństwo, dała mu klucze do kajdan i miecz. Gdy kochankowie znów cieszyli się sobą, Walgierz zrzucił łańcuchy, wyszedł z klatki i ich zabił. A później, cóż, wrócił do Tyńca.

Obserwuj nas na Google NewsBądź zawsze na bieżąco - wejdź na Google Wiadomości i zacznij obserwować nasze newsy.


REKLAMA
Ustaw powiadomienia
Powiadom o
0 komentarzy
NAJNOWSZE
NAJSTARSZE NAJWYŻEJ OCENIANE
Opinie w treści
Zobacz wszystkie komentarze