Dziwny manewr pana doktora

0
dziwny porod
dziwny-porod
REKLAMA

25‑letnia mieszkanka Tarnowa oskarża lekarza jednego z tarnowskich szpitali o wykonanie podczas porodu zakazanego manewru, który miał doprowadzić do poważnych komplikacji zdrowotnych. Kobieta przeszła trzy operacje chirurgiczne i stara się o orzeczenie o stopniu niepełnosprawności, bo nie może pracować.
Pani Katarzyna ma 25 lat. Pierwszą ciążę poroniła, kolejna była zagrożona, tarnowianka musiała przez jakiś czas leżeć w szpitalu i przyjmować leki. Wszystko jednak przebiegało prawidłowo, o czym świadczyły wykonywane badania: USG i KTG, za pomocą którego ocenia się akcję serca płodu. Pacjentka skarżyła się jedynie na bardzo opuchnięte ręce i nogi.

– Lekarze mówili, że pod koniec ciąży jest to normalne. Jednak kilka dni po wyznaczonym terminie porodu zaniepokoiłam się, bo nogi mi tak spuchły, że nie mieściły się nawet do butów męża – opowiada tarnowianka.
Wieczorem trafiła na porodówkę jednego z tarnowskich szpitali. Lekarze ocenili, że nic się nie dzieje, ale pacjentka została na oddziale, gdyż było już po terminie porodu. Wykonywane codziennie badania potwierdzały, że wszystko przebiega w porządku. Kolejnego dnia pacjentce odeszły wody płodowe i zaczęła odczuwać skurcze. Położna zaleciła spacerowanie po sali, ale szybko okazało się, że poród bardzo szybko postępuje. O godzinie 20.45 pani Katarzyna była już na bloku porodowym, zjawił się też jej mąż.
– Obecny przy porodzie lekarz przestrzegał, że mogę rodzić bardzo długo, nawet 12‑18 godzin i będzie bolało. Usłyszałam: proszę nie prosić przy każdym skurczu o cesarkę. Bardzo mnie tym wystraszył – kontynuuje nasza rozmówczyni.
Jednak podczas porodu stwierdzono zaburzenia tętna płodu, które zaczęło spadać.
– Doktor stanął po mojej lewej stronie i całym przedramieniem ucisnął mi brzuch pod klatką piersiową. Zrobił to z całej siły. Po kilku minutach powtórzył to samo – opowiada pani Katarzyna.

Wyczuła, że lekarz i położne się spieszą, cały poród trwał trzy godziny. Synek pani Katarzyny urodził się z owiniętą wokół szyi pępowiną, a jego stan neonatolodzy ocenili zaledwie na sześć w dziesięciopunktowej skali Apgar, co wskazywało na zamartwicę średniego stopnia. Dziecko położono w łóżeczku i podpięto do aparatury monitorującej oddech.Młodej mamie nie było dane opiekować się maluchem, ponieważ tuż po porodzie z powodu rozległych uszkodzeń trzeba było wezwać chirurga. Diagnoza nie była zadowalająca: pęknięcie krocza najwyższego, czwartego stopnia. Kobietę od razu skierowano na operację, którą wykonywało dwóch medyków.– Była to sytuacja nagła, pacjentka przy tak dużym uszkodzeniu mogła się wykrwawić i dlatego wymagało to szybkiego działania z naszej strony – tłumaczył potem chirurg. – Pierwszy raz w swojej 25‑letniej pracy spotkałem się z tak dużym urazem okołoporodowym.
Komplikacje zdrowotne nie ustąpiły, po kolejnych konsultacjach chirurgicznych okazało się, że konieczna jest następna operacja. W obawie przed zakażeniem na pewien czas lekarze wykonali pacjentce stomię jelitową.

– Leżałam w szpitalu trzy tygodnie, potem wyszłam wraz z dzieckiem do domu. Przez prawie dwa miesiące nie mogłam siedzieć ani chodzić, w ogóle nie wstawałam z łóżka. Nie karmiłam synka, praktycznie nie miałam z nim kontaktu. Mąż musiał opiekować się dzieckiem i mną – żali się tarnowianka. Młoda kobieta przeszła trzy operacje chirurgiczne, ale poważne dolegliwości odczuwa do dziś, jej stan zdrowia może rzutować na kondycję zdrowotną w starszym wieku. W klinice w Krakowie mogłaby wykonać kolejny zabieg, jednak już nie ma na to sił, woli skorzystać z rehabilitacji. Jest nauczycielką najmłodszych dzieci w podstawówce, ale obecny stan zdrowia przeszkadza jej w wykonywaniu codziennej pracy, dlatego będzie się starać o orzeczenie o stopniu niepełnosprawności i przekwalifikowanie zawodowe.
Pani Katarzyna uważa, że podczas porodu popełniono błąd, bo tętno płodu zanikało i lekarze powinni wykonać cesarskie cięcie.

Kobieta trafiła do ginekologa‑położnika Ryszarda Frankowicza z Zakładu Usług Medycznych i Opinii Cywilnych „Medicum – Opinia” w Tarnowie, znanego z zajmowania się błędami w sztuce medycznej popełnionymi przez swoich kolegów po fachu. Lekarz domyśla się, że położnik prowadzący poród tarnowianki mógł zastosować tzw. manewr Kristellera, opisany po raz pierwszy w 1867 roku, w Polsce zakazany przez Polskie Towarzystwo Ginekologiczne, gdyż może prowadzić do nieodwracalnych uszkodzeń narządów zarówno matki, jak i dziecka. Tarnowianka wynajęła adwokata i zawiadomiła prokuraturę o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Zarówno lekarz, jak i położne zaprzeczyli, że pacjentka miała wykonany manewr Kristellera. Prokurator powołał biegłego, który podkreślił, że nie da się jednoznacznie potwierdzić związku przyczynowo‑skutkowego pomiędzy działaniem personelu medycznego a obrażeniami, jakich doznała 25‑latka.– Wątpliwe jest, by w trakcie porodu zastosowano rękoczyn Kristellera, gdyż jest on zakazany przez Polskie Towarzystwo Ginekologiczne, a także dlatego, że lekarz nie zdecydowałby się na umyślne jego zastosowanie, gdyż jego skutkiem mogło być ciężkie powikłanie w postaci pęknięcia macicy. O jego zastosowaniu mówi jedynie pacjentka i jej mąż – czytamy w uzasadnieniu prokuratury, która oddaliła sprawę.
Prokurator nie dał wiary 25‑latce, która nie ma wiedzy medycznej i mogła się pomylić. Pani Katarzyna postanowiła jednak dalej dochodzić swoich praw i złożyła do sądu zażalenie na postanowienie prokuratury.
– Poszukuję kobiet, które doświadczyły podczas porodów podobnego działania lekarzy. Chcę się upewnić, że nie tylko u mnie zastosowano zakazany manewr – dodaje.

Obserwuj nas na Google NewsBądź zawsze na bieżąco - wejdź na Google Wiadomości i zacznij obserwować nasze newsy.


REKLAMA
Ustaw powiadomienia
Powiadom o
0 komentarzy
Opinie w treści
Zobacz wszystkie komentarze