Część honorowych krwiodawców w kraju zwraca uwagę na marną jakość czekolady, którą otrzymują po oddaniu krwi. W Tarnowie niektórzy wyjaśniają, że chodzi nie o czekoladę jako taką, ale o zasadę. O to, by krwiodawców traktować poważnie i żeby fundusze przeznaczane na zakup posiłków regeneracyjnych były lepiej wykorzystane.
– Znam sprawę – mówi Ewelina Nowak, honorowa krwiodawczyni z Tarnowa od 2011 roku, przedstawicielka PCK. – Słyszałam, że część środowiska krwiodawców zwróciła uwagę na jakość czekolad, które otrzymują w ramach swojej aktywności. Oczywiście, nie dla czekolady oddaje się honorowo krew, to nie w tym problem. Problem, jak się wydaje, polega na tym, że ludzie oddający krew chcą być doceniani, więc nie powinno się ich zbywać byle czym, a niektórzy tak uważają. Chociaż przyznam, że mnie czekolada, która teraz jest, smakuje. W ciągu lat zmieniały się jej smaki, tak jak ich producenci i dostawcy. Bywało w przeszłości, że zdarzały się wyroby paskudne, nie do zjedzenia.
Niedawno w prasie pojawiły się głosy niektórych honorowych krwiodawców z całego kraju, którzy uważają, że są lekceważeni. Zwracali uwagę na jakość czekolady odbieranej po oddaniu krwi. Twierdzą, że to szajs.
Honorowy krwiodawca oddaje jednorazowo 450 ml krwi. Dokładnie tyle, ile może być potrzebne do uratowania życia trzech osób. Zgodnie z rozporządzeniem ministra zdrowia z 2004 r. honorowemu dawcy przysługuje posiłek regeneracyjny o wartości 4,5 tys. kcal. Aby spełnić to wysokie wymaganie, dawcom przekazuje się wysokokaloryczną czekoladę. Jedna tabliczka zawiera ok. 500 kcal, krwiodawca dostaje ich całą paczkę, w której znajduje się maksymalnie 9 sztuk. Kobiety mogą oddawać krew do czterech razy w roku, a mężczyźni do sześciu. Najbardziej aktywni mają do swojej dyspozycji kilkadziesiąt tabliczek w ciągu roku.
To tylko fragment tekstu… |
REKLAMA (2)
Cały artykuł dostępny tylko dla subskrybentów. Wykup nielimitowany dostęp BEZ REKLAM do wszystkich treści i wydań elektronicznych tygodnika TEMI. Jesteś już subskrybentem? Zaloguj się |