Moving Pictures

0
REKLAMA

Moving Pictures12 lutego 1981 roku został wydany ósmy studyjny album zespołu Rush – Moving Pictures. Dziś, po ponad czterech dekadach, jest uważany za jeden z najważniejszych dużych krążków w dziejach rocka progresywnego.

Osobiście nie nazwałbym się oddanym fanem kanadyjskiego trio. Nie zmienia to jednak faktu, że płyta, do której dziś wracam, jest dla mnie najważniejsza w dyskografii bandu i, co więcej, znajduje się w pierwszej pięćdziesiątce mojej listy albumów wszech czasów. Zatem do rzeczy.

W czerwcu 1980 roku Rush zakończył dziesięciomiesięczną trasę koncertową po Stanach Zjednoczonych, Kanadzie i Wielkiej Brytanii promującą album Permanent Waves. Podczas „przystanku w trasie” w Nowym Jorku zespół, zamiast przygotowywać drugi album koncertowy wykorzystujący świeżo zarejestrowane nagrania, zdecydował się rozpocząć prace nad nowym krążkiem studyjnym. Perkusista Neil Peart był wyjątkowo entuzjastycznie nastawiony, a Geddy Lee i Alex Lifeson szybko zarazili się jego zapałem. Trio przedstawiło pomysł swojemu menadżerowi i producentowi ‒ Terry’emu Brownowi, który wcześniej nakreślił dwuletni plan działań. Brown zgodził się na zmianę i anulował harmonogram.

REKLAMA (2)

W sierpniu 1980 roku zespół zaczął nagrywać nowy materiał, który w porównaniu z wcześniejszymi albumami zawierał kompozycje o strukturach bardziej zwartych i brzmieniu przyjaźniejszym dla rozgłośni radiowych.

Mając w pełni przygotowany repertuar, Rush rejestrował nagrania w Le Studio w Quebecu. Odrobinę wcześniej studio zostało wyposażone w cyfrowy 48-ścieżkowy rekorder, który wymagał od muzyków czasu na zapoznanie się z nim. Warto tu dodać, że Moving Pictures był pierwszym albumem Browna wyprodukowanym cyfrowo.

W czasie rejestracji muzycy świadomie starali się zachować jak najlepszą jakość swoich nagrań, przenosząc gotowe fragmenty na nowe taśmy. Oryginalną kopię umieszczali w magazynie, eliminując w ten sposób ewentualne uszkodzenia spowodowane częstym odtwarzaniem. Podczas sesji artyści eksperymentowali z mikrofonem strefowym, który odbierał bezpośredni dźwięk, bez sygnałów pogłosowych. Podczas gry Neila Pearta mikrofon był przyklejony taśmą do jego klatki piersiowej. Przechwycony z niego dźwięk został wykorzystany w końcowym miksie do odtworzenia atmosfery w studio nagraniowym. Warto przy tym dodać, że perkusista nosił również mikrofon podczas kręcenia teledysku do utworu Vital Signs.

Manish Agarwal („Times”, „Kerrang!”, „Mojo”) w recenzji opublikowanej na łamach książki 1001 albumów muzycznych. Historia muzyki rozrywkowej napisał: Płytę „Moving Pictures” otwiera radiowy utwór „Tom Sawyer”. Ta oda do indywidualizmu przeciwstawia ciężkie riffy wirtuoza gitary Aleksa Lifesona elektronicznemu tłu, a gwałtowna perkusja Pearta udziela wsparcia całości. Melodyjne wokalizy Lee rozświetlają prośbę o prywatność w „Limelight”, a „Vital Signs” łączy dramatyczny refren z futurystycznym reggae. „The Camera Eye” natomiast to powrót epickich schematów, ale ulokowanych w miejskiej, a nie fantazyjnej scenerii.

Godnym wspomnienia jest tu też nagrany w jednym podejściu utwór Red Barchetta z wpadającym w ucho refrenem.

REKLAMA (3)

Moving Pictures spotkał się z pozytywnym przyjęciem krytyki i odniósł błyskawiczny sukces komercyjny, osiągając pierwsze miejsce w zestawieniu bestsellerów w Kanadzie, a trzecie w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii. Z pięcioma milionami egzemplarzy pozostaje do dziś najlepiej sprzedającym się albumem Rush w USA.

Warto przy tym dodać, że kompozycje Limelight, Tom Sawyer i Vital Signs zostały wydane na singlach, a instrumentalny YYZ był nominowany do nagrody Grammy w kategorii Best Rock Instrumental Performance.

W 2009 roku na łamach „Teraz Rock” Grzegorz Kszczotek napisał: Bez wątpienia najlepsza płyta, na której nie osiadł kurz czasu. W czym tkwi jej czar i siła? Przede wszystkim świetnie dobrano tu zestaw kompozycji Lee i Lifesona. Każda z nich jest doskonała. Jakiś czas temu magazyn „Kerrang!” umieścił Moving Pictures na 43. miejscu wśród 100 największych albumów heavymetalowych wszechczasów. W 2012 roku w ankiecie czytelników prestiżowego dwutygodnika „Rolling Stone”, przeprowadzonej pod hasłem Twoje ulubione albumy progrockowe wszechczasów, krążek ulokował się na miejscu 10. Trzy lata później, na liście 50 najlepszych albumów progrockowych wszech czasów, opublikowanej również na łamach „Rolling Stone”, znalazł się na podium, ulegając jedynie The Dark Side Of The Moon Pink Floyd oraz In The Court Of The Crimson King King Crimson.

Minęło ponad cztery dekady, a Moving Pictures czas się nie ima i wciąż słucha się go z najwyższą przyjemnością.

# TEMI, Fonograf, Moving Pictures Rush Krzysztof Borowiec

Obserwuj nas na Google NewsBądź zawsze na bieżąco - wejdź na Google Wiadomości i zacznij obserwować nasze newsy.


REKLAMA
Ustaw powiadomienia
Powiadom o
0 komentarzy
Opinie w treści
Zobacz wszystkie komentarze