O życzliwości cz. II

0
Fitri
Fitri | fot. Marta Tutaj
REKLAMA

Podczas moich samodzielnie organizowanych podróży trzymałam się zasady, że muszę sobie radzić sama i nie liczyć na pomoc. Wielokrotnie jednak spotykałam się „po drodze” z ludzką życzliwością i często z niej korzystałam. Nie wszystkie jej przejawy pamiętam, ale niektóre ze wspomnień lubię szczególnie.

Siostra i brat

Na plaży w Bira, na południowym końcu indonezyjskiej wyspy Sulawesi (Celebes), nie ma zbyt wielu białych turystów. Więcej jest Indonezyjczyków, zwykle z Makassaru – najbliższego dużego miasta, ale nie brak także przybyszów z innych wysp. Indonezja jest krajem złożonym z samych wysp, jej mieszkańcy więc stale podróżują z wyspy na wyspę.

Na tej plaży zawarłam znajomość z dziewczyną, która – podobnie jak ja – radośnie korzystała z kąpieli w morzu. Tyle, że robiła to w kompletnym stroju muzułmanki: długiej bluzie, luźnych spodniach, starannie zawiązanej chustce, zasłaniającej włosy i ramiona. I w sandałach.

Ponieważ znalazłyśmy się obok siebie w wodzie wystarczająco głębokiej do pływania, zapytałam dziewczynę, czy umie pływać.

REKLAMA (2)

– O tak! – odparła rozpromieniona. – Brat mnie nauczył!

Złożyła przed sobą dłonie jak pływacy na obrazkach i odważnie rzuciła się w fale. O dziwo, mimo ubrania i mało klasycznych ruchów pływackich, utrzymywała się na wodzie. Morze wokół Sulawesi jest bardzo słone.

Po pływaniu wróciłyśmy na plażę, usiadłyśmy na piasku – ja w kostiumie, ona w mokrym ubraniu – i zaczęłyśmy rozmawiać. Tak poznałam Fitri, która pochodziła z ortodoksyjnej rodziny muzułmańskiej, ale była kobietą wyzwoloną. Mieszkała w Dżakarcie, na Jawie, i pracowała jako wykładowczyni w uczelni ekonomicznej. Miała własne mieszkanie, zarabiała na siebie, po Sulawesi zaś podróżowała wraz z bratem, który mieszkał na tej wyspie.

– Zaprosił mnie tu i podarował tę podróż, bo właśnie obroniłam pracę doktorską – wyjaśniła Fitri z odcieniem dumy.

Z Fitri i jej bratem spędziliśmy w Bira cały dzień. Zwiedziliśmy stocznię, gdzie budowano tradycyjne dla tego regionu drewniane łodzie, spacerowaliśmy po plaży, piliśmy sok z młodych kokosów w restauracji w kształcie statku i oglądaliśmy zachód słońca. Rami, brat Fitri, był niewysokim mężczyzną w średnim wieku. Nie mówił po angielsku i w ogóle nie mówił zbyt wiele, ale stanowił miłe towarzystwo. Widać było, że jest dumny z siostry. Nie biorąc udziału w rozmowie, z cichą radością patrzył, jak rozmawiamy z Fitri. A ona opowiadała mi ze śmiechem, że rodzina co jakiś czas próbuje wydać ją za mąż, a dziewczyna za każdym razem robi uniki.

O życzliwości
fot. Marta Tutaj

– Powiedziałam, że jeśli wyjdę za mąż, zrobię to po mojemu. Powiedziałam, że lepiej mieć wielu przyjaciół, niż jednego wroga we własnym domu…Na szczęście mam własny dom, pracuję, jestem niezależna – oświadczyła pogodnie. – Część rodziny tego nie akceptuje. Ale Rami wierzy we mnie i we wszystkim mnie popiera.

Następnego dnia Fitri i jej brat wracali do Makassar, a że i ja wybierałam się w tamtą stronę – planowałam wypad do regionu Tanatoraja w centrum wyspy – zaproponowali, że mnie podwiozą. Zgodziłam się chętnie, bo miałam ochotę pobyć jeszcze w ich towarzystwie. Jak się okazało, zaproszenie obejmowało także zwiedzanie dwóch ładnych plaż po drodze oraz zjedzenie obiadu. Przy długim stole pod palmami zjedliśmy soup saudara, co tłumaczy się jako „zupę braterską”. Na Sulawesi to w zasadzie kompletny obiad, bo do zupy podaje się mnóstwo przystawek na osobnych talerzykach – można z tego spokojnie skomponować kilka dań. Gdy my z Fitri jadłyśmy i gadałyśmy na przemian, Rami przez telefon zamówił i kupił dla mnie bilet do Rentepao – głównego ośrodka Tantoraja.

Pożegnanie na dworcu było naprawdę serdeczne. A z Fitri wciąż jeszcze, po latach, wymieniamy maile.

Sorry, długi weekend…

Nad zatokę Bahia de Caraquez trafiłam niemal w przeddzień święta państwowego, co oznaczało dla Ekwadorczyków długi – czterodniowy – weekend. I oczywiście bardzo wielu z nich postanowiło spędzić go nad morzem.

Kiedy dotarłam tłukącym się przez pół dnia autobusem do wioski Canoi, znanej jako dobre miejsce dla surferów, sytuacja była jak w Juracie u progu sezonu. Tam, gdzie tydzień wcześniej miałabym duży wybór miejsc noclegowych, zabrakło nagle nawet materacy na podłodze. Owszem, wszędzie przyjęliby mnie chętnie, ale tylko na jedną noc, bo kolejne daty wypełnione były rezerwacjami ustalonymi na dwa i trzy miesiące wcześniej. A ceny – nawet bardzo prostych kwater (np. na piętrze niewykończonego jeszcze drewnianego domu, gdzie był szeroki widok na zatokę, lecz za to nie było ani łazienki, ani kompletnego dachu – chętni stawiali namioty na drewnianej podłodze!), były kilkakrotnie wyższe niż zazwyczaj.

Znużona bezskutecznymi poszukiwaniami zostawiłam plecak pod opieką właścicielki jednej z małych restauracji na plaży i ruszyłam wzdłuż wybrzeża po piasku – tam, gdzie kończyła się turystyczna wieś. Z podróży autobusem pamiętałam, że w odległości dwóch, trzech kilometrów było tam jeszcze parę pojedynczych hoteli – być może mniej obłożonych, skoro odleglejszych. Niestety, i one okazały się być „pod rezerwacją”. Reakcja na długi weekend na wszystkich kontynentach jest podobna.

REKLAMA (3)

Przeszłam jeszcze kilkaset metrów, zastanawiając się, czy nie dałoby się przenocować pod którąś z wyciągniętych na plażę łodzi. Co prawda, gdy próbowałam kiedyś takiego noclegu nad polskim morzem, była to jedna z gorszych nocy w moim życiu: nie dość, że zimno, to jeszcze przez cały czas musiałam słuchać krzyków młodych Polaków, którzy – parami i grupami – postanowili spacerować po plaży. W Ekwadorze jednak – pocieszałam się – noce są cieplejsze, a Ekwadorczycy może będą mniej krzykliwi. Z moją śladową znajomością hiszpańskiego przynajmniej ich… nie zrozumiem.

Spotkanie pod łodzią

Wczołgiwałam się właśnie pod dziób starej łodzi, by zbadać warunki noclegu, gdy spod łodzi sąsiedniej skinął na mnie duży białoskóry brodacz, raczący się piwem. Pogawędkę rozpoczęliśmy w nierównym tempie, bo on mówił szybko amerykańskim slangiem, a ja – angielskim basic z akcentem azjatyckim. Ale po dostrojeniu językowym doszliśmy do porozumienia. On był Amerykaninem z Kentucky, odwiedzającym swoją córkę, która tu, w Ekwadorze, wyszła za mąż. Ja w kilku zdaniach opowiedziałam historię swoich poszukiwań noclegu. Tony z Kentucky zadumał się, ssąc szyjkę prawie pustej już butelki.

I wpadł na pomysł. Otóż jego córka i zięć budują obok nieduży pensjonat, który na razie nie przyjmuje gości, bo nie jest gotowy. Dla niewymagającego turysty znajdzie się jednak na tyłach domu pokój, z którego korzystają zwykle robotnicy – piętrowe łóżka i prosta łazienka. Obecnie stoją tam kontenery z piwem, fotele ogrodowe i inne graty, ale gdyby mi to nie przeszkadzało, mogę tam zamieszkać co najmniej do końca długiego weekendu. Dostanę czyste koce i ręczniki. Ile to będzie kosztować? Tony zagwizdał na butelce. Nic, przecież to nie jest hotelowy pokój! Może kiedyś, gdy hotel już ruszy, zareklamuję go przyjaciołom. W każdym razie pod łodzią raczej nie będzie mi wygodniej, prawda?

Podróżując bez planu trzeba się nauczyć ufać szczęściu. Pokój, niechby zagracony, ale z łazienką, tuż przy plaży, i to za darmo? Naprawdę, nie było się nad czym zastanawiać.

Tak zamieszkałam w prawie piwnicznej, ale całkiem wygodnej izbie u rodziny Toniego. Plaża wokół hotelu była pusta, z długą falą i silnym przybojem, raczej do spacerów niż pływania. Ale było malowniczo i spokojnie – szczególnie w porównaniu z zatłoczoną plażą w Canoi. Tu na brzegu spotykało się głównie miejscowych ludzi – zbieraczy drewna i małży. A zachody słońca nie miały sobie równych.

Tu właśnie zobaczyłam po raz pierwszy w życiu szczególny fenomen optyczny – tzw. zielony błysk, zielony promień. Można go obserwować tylko przy idealnie bezchmurnym niebie – ostatni promień znikającego za horyzontem słońca ma wtedy kolor zielony. O fenomenie tym napisał książkę Jules Verne, a Eric Rohmer poświęcił mu film. Ja zaś nie zobaczyłabym go, gdyby nie życzliwość przypadkowo spotkanego w Ekwadorze Amerykanina z Kentucky.

Obserwuj nas na Google NewsBądź zawsze na bieżąco - wejdź na Google Wiadomości i zacznij obserwować nasze newsy.


REKLAMA
Ustaw powiadomienia
Powiadom o
0 komentarzy
NAJNOWSZE
NAJSTARSZE NAJWYŻEJ OCENIANE
Opinie w treści
Zobacz wszystkie komentarze