Tam, gdzie dla wina kościół zbudowano

0
Ażurowa kładka
Ażurowa kładka | Fot. Mariusz Polański TEMI
REKLAMA

To tu Jan „Kania” Kaniowski uwodził młodziutką Mitzi, tu papuga oberleutnanta Franza von Nogaya obrażała samego Miłościwego Cesarza, stąd wreszcie „dała nogę” międzynarodowa grupa znużonych pierwszowojenną zawieruchą wojaków – no bo tu stacjonowała kompania wartownicza 60. pułku piechoty cesarsko-królewskiej armii. Pamiętamy ich wszystkich z kapitalnej komedii Janusza Majewskiego „C.K. Dezerterzy”, na kanwie powieści Kazimierza Sejdy. Miejscem tych zdarzeń było położone na węgierskiej prowincji miasteczko o nazwie Sátoraljaújhely.

Bo tam właśnie dziś się wybierzemy. Miasteczko nie tylko naprawdę istnieje, ale leży zaledwie około 150 kilometrów od polskiej granicy – z przejścia w Koniecznej jedziemy przez Svidnik, Vranov nad Toplou i Trebisov. Stąd jeszcze 30 kilometrów i zaraz za słowacko-węgierską granicą odnajdujemy arenę zdarzeń znanych z „C.K. Dezerterów”. Ale nie będziemy się koncentrowali na książce (filmowe kadry były kręcone w innych miejscach), bo pięknie położone wśród górskich szczytów (!) Sátoraljaújhely ma sporo naprawdę nieoczywistych atrakcji i gwarantuje niezapomniane chwile, które można wypełnić sporą dawką adrenaliny, historycznymi konotacjami, świetnym jedzeniem i doskonałym tokajskim winem, jako że to właśnie region winiarski Węgier.

Wzgórza trzy

Wzgórza są trzy, jedno w kształcie namiotu – po węgiersku sátor – i stąd właśnie nazwa starej osady, jeszcze z czasów podboju tych ziem, a później miasta, które lokowane było już w 1261 roku. Przez wieki znajdowało się w centrum królestwa Węgier, a później austro-węgierskiej monarchii. Dziś miasto graniczne, postanowieniami traktatu z Trianon rozcięte na dwie części i podzielone pomiędzy Węgry i Słowację. Doskonały symbol węgierskiej traumy po utracie dwóch trzecich terytorium i ponad połowy mieszkańców. Miejsce idealne, by o niej przypominać. W 15. rocznicę podpisania traktatu ustawiono w Sátoraljaújhely sto węgierskich flag. Niedługo później na środkowym wzgórzu (Szár-hegy) rozpoczęła się budowa największej w kraju kalwarii. To zespół 14 pomników o wysokości około 2,5 metra, które upamiętniają 38 miast Wielkich Węgier utraconych na mocy postanowień trianońskich. Przy każdej nazwie – cytat znanego Węgra, podkreślający znaczenie danej miejscowości dla dziejów kraju. Na niektórych pomnikach – także herby miast lub komitatów. Są jak stacje drogi krzyżowej, trzeba je przejść, by choć trochę zrozumieć węgierską duszę. Na szczycie tej szczególnej golgoty w 1938 roku zbudowano kaplicę św. Stefana, monumentalny pomnik turula – mitycznego ptaka, który przyprowadził Madziarów do dzisiejszych Węgier – oraz flagi narodowej. To wzgórze jest miejscem pielgrzymek Węgrów z całego kraju oraz narodowych, patriotycznych uroczystości. Jest też miejscem pięknym – stąd spośród zieleni drzew i szarości skał rozciąga się widok na całą okolicę. I na sąsiednie wzgórza, z których każde jest warte odwiedzenia – choć z różnych powodów.
Na najdalej na wschód wysuniętym wzgórzu w połowie XIII wieku wybudowano zamek. Tak trudno dostępny, że nie trzeba było budować obwarowań. Usypano jedynie stumetrowy wał ziemny i wykopano dwa rowy. Zamek miał prawie sto metrów długości i 25 metrów szerokości oraz dwie wieże. Przechodził z rąk do rąk, choć najczęściej był własnością królewską. Trwał, broniąc mieszkańców przed wrogami, do roku 1537. Wówczas został zniszczony, podobnie jak znajdujące się u jego stóp miasto – nie wiadomo przez kogo ani dlaczego. Dziś zamek jest trwałą ruiną, powoli odkrywającą przed pracującymi tu archeologami swoje sekrety. Niebawem stanie się zapewne ogromną atrakcją turystyczną.

REKLAMA (2)

Pomiędzy Wzgórzem Zamkowym (Vár-hegy) a Szár-hegy, kosztem kilku miliardów forintów, zbudowano bowiem najwyższą na świecie kładkę pieszą o długości aż 700 metrów. Wygląda naprawdę imponująco. Wędrując nią pomiędzy wzgórzami, prawie wśród chmur, można spoglądać w dół – bo jest wykonana z metalowych ażurowych elementów. Jeśli ktoś ma lęk wysokości, powinien tę atrakcję obejrzeć jedynie z daleka.

No i jeszcze trzecie wzgórze, najwyższe, czyli Magas-hegy. Tu urządzono Park Rozrywki (Kaland Park). Czego tu nie ma! Od najwyższej na Węgrzech (20 metrów) ściany wspinaczkowej, poprzez najdłuższy tor bobslejowy (2275 metrów) i lodowisko aż po całoroczny tor narciarski. Stąd na sąsiedni Szár, oddalony o 1036 metrów, można pojechać pomarańczowymi 6-osobowymi wagonikami kolejki, skorzystać z najdłuższego na Węgrzech (1332 metry) wyciągu krzesełkowego lub jeszcze bardziej ekstremalnie – pokonać półtorakilometrowy odcinek kolejką przesuwną, z prędkością 80 km/h. Na miejscu są też hotel i restauracje, plac zabaw dla dzieci oraz wypożyczalnie sprzętu sportowego. Dostępność poszczególnych atrakcji warto sprawdzić na stronie internetowej https://www.zemplenkalandpark.hu/

Kościoły i grób cadyka

Kościołów jest właściwie pięć. Tyle że nie wszystkie zostały wybudowane dla celów religijnego kultu. Bo Sátoraljaújhely jest jedynym na świecie miastem, w którym zbudowano kościół dla… wina. A było to tak. Szepsi Laczkó Máté, kalwiński duchowny, nauczyciel i autor kroniki tej części królestwa węgierskiego, był znany ze swego zamiłowania do winiarstwa. Gdy więc objął funkcję nadwornego duszpasterza magnackiej rodziny Lórantffych i jednocześnie nauczyciela jej córki Zuzanny (późniejszej żony samego Jerzego Rakoczego i księżnej Siedmiogrodu), powierzono mu również opiekę nad winnicami stanowiącymi część majątku. Był rok 1631. Zagrożenie tureckim najazdem wydawało się realne. Nikt nie miał więc głowy do tego, by zbierać winogrona. W winnicy Orémus zajęto się tym dopiero po październikowych przymrozkach, gdy część gron została zainfekowana tzw. szarą pleśnią. Te kazał Laczkó oddzielić od reszty i obserwował ich fermentację. Gdy uznał, że postępuje właściwie, połączył je z pozostałą częścią moszczu. Wiosną okazało się, że smak wina był wprost zachwycający. I tak zaczęto produkować słynne tokaje typu aszú.

REKLAMA (3)

Pamięć o tym jak powstało „płynne złoto” miała zachowywać właśnie zbudowana w 1913 roku Świątynia Wina (Bortemplom) znajdująca się w pobliżu zabytkowego dworca kolejowego, przy ulicy Fasor. W jej piwnicach, składających się z 37 pomieszczeń, przechowywano ponad 1 milion litrów wina! Na dolnym poziomie handlowano szlachetnym trunkiem, były tu m.in. beczki i zbiornik na 400 000 butelek. Na piętrach znajdowały się sale degustacyjne i aukcyjne, a także inspektorat, który kontrolował jakość wina. Pod koniec ubiegłego wieku kościół popadł w ruinę, nie wytrzymując zderzenia z nowymi realiami. Obecnie jest poddawany gruntownej modernizacji, by znów móc świadczyć o niezwykłej mocy trunków produkowanych w tym regionie.

Pozostałe kościoły pokazują religijną różnorodność mieszkańców tej części Węgier. W centrum miasta – późnobarokowy kościół katolicki pw. św. Stefana i kościół reformowany z końca XVIII wieku. W pewnym oddaleniu, po przeciwnych stronach głównej ulicy, Ferenca Kazinczy’ego – kościół grekokatolicki pw. biskupa Mikołaja oraz wczesnogotycki, z dobudowaną później barokową fasadą kościół i klasztor pijarów pw. Wniebowzięcia NMP.

Żyła kiedyś w Sátoraljaújhely dobrze zorganizowana społeczność żydowska. Toteż działała tu także synagoga. Dziś jej budynek sąsiadujący z Muzeum im. Ferenca Kazinczy’ego jest zaniedbany i pełni funkcje handlowe. Natomiast niedaleko kościoła winnego (ulica Pataki) znajduje się stary cmentarz żydowski, a na nim grób rabina Mosze Teitelbauma oraz centrum pielgrzymkowe, bo modlić się tu przyjeżdżają Żydzi z całego świata. Rabin, znany również jako Yismach Moshe, był zwolennikiem polskiego chasydzkiego rebego, Jakowa Icchaka z Lublina. Teitelbaum, który najpierw był rabinem w Przemyślu, odegrał kluczową rolę w sprowadzeniu chasydzkiego judaizmu na Węgry – w 1808 r. trafił do Sátoraljaújhely i tu założył niezależny od galicyjskich przywódców ośrodek.

Kazinczy Ferenc i język węgierski

„Listy królewskie, ustawy i rozporządzenia mają być sporządzane w języku węgierskim” – tak brzmiał fragment ustawy z roku 1844, ustanawiającej węgierski językiem urzędowym w Cesarstwie Austrii. To był ogromny sukces ruchu działającego na rzecz odnowy języka, na którego czele stał Ferenc Kazinczy. Tak, ten sam, którego imię noszą główna ulica i muzeum. I trudno się dziwić. Wielki ten mąż, gruntownie wykształcony, pisarz, współzałożyciel pierwszego pisma literackiego na Węgrzech, popularyzator idei oświecenia, główny inicjator reformy języka mieszkał i tworzył w Széphalom, dziś dzielnicy Sátoraljaújhely. Warto ją odwiedzić, bo jest tu nie tylko jego grób i park poświęcony jego pamięci, ale także nowoczesne Muzeum Języka Węgierskiego. Języka, który – według językoznawcy Emila Pásztora – liczy sobie przynajmniej trzy tysiące lat, a jego historia zaczęła się po oddzieleniu od ugryjskiej wspólnoty językowej, czyli jakieś tysiąc lat p.n.e.

Obserwuj nas na Google NewsBądź zawsze na bieżąco - wejdź na Google Wiadomości i zacznij obserwować nasze newsy.


REKLAMA
Ustaw powiadomienia
Powiadom o
0 komentarzy
NAJNOWSZE
NAJSTARSZE NAJWYŻEJ OCENIANE
Opinie w treści
Zobacz wszystkie komentarze