Dla wielu osób zarządzających tarnowskimi Azotami bardzo trudne są ostatnie dni. Niektórzy ludzie sprawujący tam ważne funkcje tracą nerwy. Tracą do tego stopnia, że ich poziom wzburzenia okazuje się tak wysoki, że w ruch idą nawet drobne meble i niezbędna staje się pomoc pogotowia ratunkowego.
Na dzisiaj zaplanowane jest w Tarnowie nadzwyczajne walne zgromadzenie Grupy Azoty SA, które wyłoni nowych członków rady nadzorczej. To początek wielkich zmian kadrowych w tej strategicznej spółce Skarbu Państwa.
To przełomowa chwila, więc trudno się dziwić, że nerwówka w Azotach jest. Wprawdzie wiadomo, kto może stąd odejść, ale nie wszyscy są pewni swoich losów – lepszych lub gorszych. Według naszych źródeł już od pewnego czasu w obrębie władz Grupy tworzyły się wzajemnie zwalczające się koterie. Kulminacja wspólnych wojen i wojenek nastąpiła w tym miesiącu. Do dzisiaj na korytarzach historycznego biurowca przy ul. Kwiatkowskiego w Mościach jest ona żywo komentowana.
Doszło do dość niezwykłej sytuacji. Kiedy wydawało się, że w obliczu zbliżającej się rewolucji kadrowej rozpocznie się bitwa o krzesła, czyli o posady, wydarzyła się wojna… na krzesła. Dosłownie.
Jak donoszą nasze wiewiórki, pewnego lutowego dnia do Ważnego Gabinetu zaproszonych zostało kilka osób pełniących w Grupie Azoty dość wysokie stanowiska. Wśród nich znajdowała się pani, określmy ją jako panią A., której praca miała zostać oceniona przez innych. W czasie emocjonującej wymiany zdań szczególną aktywnością wyróżniał się pan – określmy go jako pana B. – który mocno dopiekał pani A. Emocje w gabinecie narastały wręcz lawinowo, co spowodowało u pani A. stan gwałtownego wzburzenia. Żeby się jakoś ratować, całkiem rozstrojona wybiegła z Ważnego Gabinetu, wybierając po drodze inny, ale zupełnie nieprzypadkowo. W tym drugim znajdował się pan (nazwijmy go panem C.) który jest uważany za protektora pani A. Pan C., widząc, że pani A. z powodu nerwów niemal mdleje, wezwał na pomoc karetkę pogotowia. Zaraz potem, jak przystało na prawdziwego mężczyznę, postanowił stanąć w obronie kobiety.
Pobiegł więc do Ważnego Gabinetu, aby dać stosowny odpór. Na oku miał przede wszystkim pana B., który doprowadził panią A. do stanu wrzenia. Emocje obu panów wciąż nie opuszczały, więc – jak donoszą wiewiórki – w ruch poszły znajdujące się pod ręką… krzesła. Relacje w tej sprawie się różnią; według jednych podczas awantury stracone zostało jedno krzesło, według drugich – dwa. W każdym razie tego dnia pogotowie ratunkowe do Azotów wzywane było ponownie. Policja nie została wezwana. Na szczęście dzisiaj wszyscy są cali i zdrowi.
Można zatem powiedzieć, że z pewnego punktu widzenia nic się nie stało. Jedno czy nawet dwa krzesła, które stały się głównymi ofiarami awantury, to nie problem, nawet jeśli weźmie się pod uwagę, że Grupa Azoty SA ma już 10 mld zł długu. Na nowe jeszcze ciągle ją stać. Ciekawostka polega na tym, że w tak prestiżowych spółkach walczy się raczej o krzesła, a nie za pomocą krzeseł. Takie na ogół są standardy.
Dzisiaj, jak wspomnieliśmy na początku, rozpoczyna się w Azotach wymiana większości foteli z posadami. Wymiana ma przebiegać na tyle spokojnie, aby meble pozostały całe.