Emerytury

0
REKLAMA

Słowa prezes ZUS na temat kierunku, w jakim będzie podążać wysokość polskich emerytur wywołały wielkie wrażenie. Nawet politycy, także ci, dla których system emerytalny ma niewiele tajemnic, szeroko komentowali słowa Gertrudy Uścińskiej.

Od przynajmniej dziesięciu lat mówimy o tym, że jeśli nic się radykalnie nie zmieni, to świadczenia emerytalne za trzydzieści, czterdzieści lat będą wyraźnie niższe niż obecnie. Nie chodzi mi o wielkość bezwzględną. Emerytura może wynosić dwadzieścia tysięcy złotych, ale jej realna wartość może być niższa, niż dzisiejszy tysiąc. Wiadomo, inflacja. W tych rozważaniach posługujemy się najczęściej pojęciem stopy zastąpienia. Jest to procent, który mówi nam, jak duża będzie nasza emerytura w stosunku do ostatniego wynagrodzenia. Oczywiście jest to pewna średnia, mamy przecież wiele takich przypadków, w których ostatnie wynagrodzenie jest rażąco niższe od tego, jakie zarabialiśmy przez większość życia. Ale jednak w zdecydowanej większości przypadków stopa zastąpienia jest wystarczająco dobrym przybliżeniem wysokości świadczenia.
I oto obecna prezes ZUS, Gertruda Uścińska powiedziała, że w ciągu czterdziestu lat, stopa zastąpienia może spaść w okolicę 25%. To dość radykalna wizja, szczególnie jak porównamy ją z obecną wielkością, która wynosi około 56%. Czyli innymi słowy wartość emerytur w porównaniu z wynagrodzeniem ma spaść o połowę. A przecież trudno mówić, że dzisiaj wypłacane świadczenia są wysokie. Oczywiście jest to tylko szacunek. Uwzględnia on obecne prognozy i obecne trendy. Najważniejszym z nich jest wyraźny wzrost liczby pobierających świadczenia w stosunku do liczby pracujących. No i oczywiście obniżenie wieku emerytalnego, które oznacza, że zdecydowanie dłużej będziemy pobierać emeryturę. Przy jednocześnie mniejszej liczbie lat pracy i płacenia składek.
Samo stwierdzenie szefowej ZUS nie jest odkrywcze. Jak już wspomniałem, my, zajmujący się opisem rzeczywistości gospodarczej, mówimy o tym od dobrych dziesięciu lat. Ale słowa wypowiedziane przez aktualnego prezesa instytucji, która za emerytury odpowiada mają dla wielu inną siłę medialną. Zresztą w owej kampanii na rzecz uświadomienia Polakom, jak źle może być, wzięło udział kilku polityków. Między innymi odpowiedzialny w ramach Polskiego Funduszu Rozwoju za program PPK Bartosz Marczuk. Za co zresztą spotkał go atak, także ze strony kolegów politycznych. Może sposób zakomunikowania o prognozach ZUS był dość specyficzny, tu cytat: „Pasy zapięte? Kto ma słabe nerwy niech nie czyta,…”, ale Marczuk powtórzył tylko to, co powiedziała prezes ZUS. I to, co, jeszcze raz to podkreślę, wiemy od lat.
Polski system polega na tym, że płacone przez pracujących składki są sumowane, waloryzowane i podzielone przez liczbę miesięcy, w czasie których będziemy pobierać emeryturę. A ta liczba miesięcy wynika z oczekiwanej długości życia. W praktyce na naszym koncie jest tylko zapis, bo wpłacane przez dzisiejszych pracujących składki idą na wypłaty dzisiejszych emerytur. Środków nie wystarcza, dziura w budżecie ZUS wynosi ponad pięćdziesiąt miliardów złotych. Obniżenie wieku emerytalnego już dzisiaj powoduje dodatkowy nacisk na jej wzrost. Z roku na rok koszt tego pomysłu będzie coraz wyższy. I będzie wymagał coraz większej dopłaty z budżetu państwa. Ktoś może powiedzieć: to wystarczy dopłacać z budżetu, tylko, że więcej, i stopa zastąpienia wcale nie musi się zmniejszyć. To prawda. Ale skąd wziąć dodatkowe pieniądze w budżecie? Tym bardziej, że chętnych na te dodatkowe pieniądze jest więcej. Wystarczy popatrzeć na ustawę, która zapewnia dojście do 6% PKB wydatków publicznych na służbę zdrowia. Mamy tam zapis, że jeśli ze składki zdrowotnej nie uda się osiągnąć takiego poziomu, to dołoży się pieniędzy właśnie z budżetu państwa. No to skąd wziąć te dodatkowe dochody? Czyli innymi słowy, jakie podatki podnieść, albo jakie dodatkowe nałożyć? Podatki lub parapodatki, to akurat w tym momencie bez znaczenia.
Może to przypadek, a może nie, ale owe wypowiedzi o przyszłych emeryturach mają miejsce w czasie startu systemu PPK. Być może zatem chodzi o to, aby uzmysłowić nam, jaka jest perspektywa i że coś dodatkowo trzeba robić. Być może. Tym bardziej, że procent tych, którzy zrezygnowali z PPK jest rzeczywiście wysoki. Ale jaki by nie był powód to warto spamiętać, że jeśli się cud nie wydarzy, lub jeśli sami się nie zabezpieczymy, to na godne emerytury nie mamy, co liczyć. Chyba, że zostanie podjęta jakaś strategiczna decyzja o wzroście składki ZUS. Ale to także ma swoje złe strony, opodatkowanie pracy w Polsce już jest relatywnie wysokie.

REKLAMA (3)
Obserwuj nas na Google NewsBądź zawsze na bieżąco - wejdź na Google Wiadomości i zacznij obserwować nasze newsy.


REKLAMA
REKLAMA (2)
Ustaw powiadomienia
Powiadom o
0 komentarzy
Opinie w treści
Zobacz wszystkie komentarze