W oczekiwaniu na lepsze czasy

0
Marek Zuber
REKLAMA

Z drugiego, że wydamy więcej i to aż o 12%. To jaka jest prawda? Czy rzeczywiście trudne czasy dają nam się tak bardzo we znaki, że postanowiliśmy oszczędzać, czy też na przekór wszystkiemu zdecydowaliśmy, że święta rządzą się jednak swoimi prawami? A może po prostu wcale nie jest nam gorzej?
Pierwsza sprawa to kwestia samych badań. Dlaczego dają one tak różne wyniki? Czy związane jest to z różnymi próbami badawczymi, czyli doborem ludzi, którzy odpowiadają na pytania, z zastosowaną metodą badawczą, czy też z nie prawdziwymi odpowiedziami badanych? Bez względu na to, jaka jest prawda, istnieją metody statystyczne, które mają prowadzić do wystarczającego przybliżenia prawdy. Skąd zatem taka rozpiętość? Ktoś gdzieś z pewnością popełnił błąd. Kto był bliżej rzeczywistości, przekonamy się dopiero za parę tygodni, kiedy nasze świąteczne wydatki będą faktem i zostaną podliczone.
No a jaka jest ta prawda o nas pod koniec 2012 roku? O naszej sytuacji? Z pewnością w ciągu ostatnich miesięcy się ona nie poprawiła. Gospodarka zwalnia, bezrobocie rośnie. Obecnie wynosi już ono około 13% i nie jest to, niestety, koniec wzrostów. Prawdopodobnie w ciągu najbliższych trzech, czterech miesięcy zbliżymy się do 14%. Wzrost bezrobocia, jaki obserwowaliśmy i obserwujemy, musiał mieć wpływ na nasze wynagrodzenia. Od wielu miesięcy odnotowujemy co prawda ich wzrost, ale jest on mniejszy niż wzrost inflacji. Czyli realnie mamy mniej pieniędzy do dyspozycji. Na mniej nas po prostu stać, mniej jesteśmy w stanie kupić. Do tego wszystkiego ograniczono naszą zdolność kredytową, wprowadzając rok temu nowe zalecenia dotyczące jej liczenia. Czyli trudniej jest nam dostać kredyt, którym moglibyśmy się wspomagać, choćby właśnie w okresie świątecznym. W dodatku jeszcze w pierwszym półroczu mieliśmy do czynią z podrożeniem kredytów, doszło bowiem do podwyższenia stóp procentowych. To oczywiście także ograniczyło nasze możliwości kupowania. Na szczęście od dwóch miesięcy stopy spadają, kredyt staje się zatem tańszy.
Kto wie, czy jednak nie najgorsze jest to, że w końcu chyba faktycznie przestraszyliśmy się kryzysu. Ja w każdym razie takie obserwacje w ostatnim czasie poczyniłem. Moi znajomi coraz częściej o tym mówią. I ma to wpływ na ich decyzje. Jeden z nich postanowił wstrzymać się z zakupem telewizora do przyszłego roku, bo ma być gorzej. Inny, właściciel firmy, opóźnia inwestycje z tego samego powodu. Problem w tym, że ani w jednym, ani w drugim przypadku nie doszło do pogorszenia sytuacji. I na razie nie ma przesłanek, że owym znajomym miałoby się coś pogorszyć. Mało tego: w przypadku przedsiębiorcy wzrosły nawet zamówienia na jego produkcję. Powstrzymywanie się przed konsumpcją czy inwestycjami powoduje jednak, że popyt wewnętrzny faktycznie spada. Czyli wieszczenie dramatu, które obserwujemy od wielu miesięcy, działa jak samosprawdzająca się prognoza. Moim zdaniem recesji, czyli faktycznego zwijania się gospodarki przynajmniej przez dwa kwartały, w Polsce nie zobaczymy. Ale jeśli zbliżymy się do takiej sytuacji, to właśnie przez czarnowidztwo uprawiane przez część ekspertów i obserwatorów.
Fakt jest jednak faktem, że generalnie nasza sytuacja w ciągu ostatnich miesięcy uległa pogorszeniu. I, niestety, w najbliższych miesiącach pogorszy się jeszcze bardziej. Ale, wszystko na to wskazuje, będzie dużo lepiej niż na przykład w latach 2002‑2003, kiedy bezrobocie w Polsce w pewnym momencie przekroczyło nawet 20%. Drugie półrocze przyszłego roku powinno być już jednak odczuwalnie lepsze. Dlaczego? O tym w jednym z kolejnych felietonów.

Obserwuj nas na Google NewsBądź zawsze na bieżąco - wejdź na Google Wiadomości i zacznij obserwować nasze newsy.


REKLAMA
Ustaw powiadomienia
Powiadom o
0 komentarzy
Opinie w treści
Zobacz wszystkie komentarze