2. kwietnia 1975 roku wydany został drugi album zespołu Bad Company, zatytułowany Straight Shooter. Po znakomitym debiutanckim longplayu ugruntował pozycję zespołu w czołówce rockowych gigantów.
Złe Towarzystwo było inicjatywą Paula Rodgersa, świetnego wokalisty zespołu Free, oraz Micka Ralphsa, gitarzysty grającego wcześniej w popularnej w tamtych latach grupie Mott The Hoople. Dołączyli do nich: kumpel Rodgersa z czasów Free – solidny pałker Simon Kirke oraz basista zespołu King Crimson – Boz Burrell. W przypadku tego ostatniego poszukiwania, a raczej przesłuchania trwały według Micka Ralphsa długo. Burrell był szesnastym basistą, który ostatecznie znalazł się w składzie Bad Company.
Managerem zespołu został Peter Grant, gość, który walnie przyczynił się do tego, że kilka lat wcześniej Led Zeppelin stał się najlepszym zespołem na świecie. Dzięki Grantowi Bad Company zaczęło nagrywać w należącej do Zeppelinów wytwórni Swan Song. Nastąpiło to głównie dlatego, że Grant znał i cenił wcześniejsze dokonania Paula Rodgersa.
Drugi album grupy był dla mnie pierwszym, jaki poznałem w całości. Było to, dzięki audycji Piotra Kaczkowskiego w radiowej Trójce, bodaj dwa miesiące po jego wydaniu. I może też właśnie dlatego lubię ten krążek najbardziej ze wszystkich czterech pierwszych, zarazem najlepszych płyt kwartetu. Jednak do sedna.
Na stronie classicrockreview można przeczytać: W jednym z angielskich zamków, zaledwie trzy miesiące po wydaniu debiutanckiego albumu, grupa przy użyciu mobilnego urządzenia zaprojektowanego przez Rona Nevisona rozpoczęła nagrywanie kolejnego. W przeciwieństwie do prostego, czasem surowego hard rocka „Bad Company”, drugi album wprowadził wiele różnorodności, dodając gitary akustyczne, instrumenty klawiszowe i okazjonalnie smyczki.
W recenzji opublikowanej przez AllMusic, Stephen Thomas Erlewine podążył tym tropem: Zaraz po debiucie Bad Company w 1974 roku, nie na tyle długo, aby wiedzieć, jak wielkim sukcesem stanie się pierwszy album, longplay „Straight Shooter” został uszyty z tego samego materiału. Jest to zwarty zbiór ośmiu mocnych i ciężkich rockerów, które (…) nie działają w pośpiechu, ale od chwili, gdy rozpoczyna się „Good Lovin’ Gone Bad”, jasne jest, że Bad Company zdecydowało się rozszerzyć swoją paletę. Podczas gdy pierwszy album brzmiał surowym, minimalistycznym hard rockiem, „Straight Shooter” prezentuje wiele różnych, żywych kolorów. Gitary akustyczne służą do tworzenia światła i cienia (…), pianina i organy przeplatają się z okazjonalnymi partiami smyczków, a całość wydaje się potężniejsza i odważniejsza.
Otwierający, wspomniany rockowy killer Micka Ralphsa – Good Lovin’ Gone Bad – to właściwie kwintesencja stylu Bad Company. Solidny gitarowy czad, mocarna sekcja rytmiczna i drapieżny „czarny” wokal Rodgersa brzmią znakomicie. Potem było ciut spokojniej, ale kompozycyjnie chyba jeszcze lepiej. Feel Like Makin’ Love zniewalał swoim wewnętrznym żarem i dramaturgią. Do dziś pozostaje moim ulubionym numerem z tego krążka. Paul Rodgers tak o nim mówił: Zacząłem pisać ten utwór, gdy miałem zaledwie 18 lat, ale podświadomie czułem, że czegoś mu wtedy brakowało. Kiedy zaprezentowałem go Mickowi, dodał do niego tę niesamowitą gitarę. Wtedy uznałem, że jest skończony.
Oba utwory zostały wydane na singlach i do dziś należą do żelaznego repertuaru koncertowego zespołu.
Trzeci na krążku – Weep No More – był jednym z dwóch utworów napisanych przez Simona Kirke’a (drugim była Anna). Przyznam jednak, że choć są całkiem zgrabne, zaliczam te numery do mniej nośnych.
Pierwszą stronę winylowej płyty zamykała nawiązująca klimatem do ballad Free kompozycja Shooting Star. Była to opowieść o młodym człowieku, który zdobył sławę rockandrollowca osiągając szczyty list przebojów. Niestety jego życie przeszło obok, jak ciepły letni dzień i pewnej nocy zmarł, z butelką whisky i tabletkami nasennymi przy łóżku.
Drugą stronę płyty otwierał zadziorny, oparty na świetnym riffie kolejny killer Deal With The Preacher. Potem wkraczała solidna kompozycja Wild Fire Woman. Obie były autorstwa Paula Rodgersa i Micka Ralphsa i dowodziły, że kompozytorska siła bandu tkwi właśnie w nich. Po wspomnianej Annie następował finał albumu w postaci Call On Me – ballady opartej na łagodnych brzmieniach i wysmakowanej aranżacji. Ta, obok Shooting Star, najdłuższa na płycie kompozycja była dziełem wyłącznie Rodgersa. Całość tworzyła solidny i naprawdę dobry krążek.
Straight Shooter dotarł do trzeciego miejsca brytyjskiej listy bestsellerów. W Ameryce natomiast wyniki sprzedaży dość szybko zapewniły mu status Złotej Płyty.