Strach ma wiele twarzy

1
REKLAMA

O pulpowej literaturze, przerażających latach 90., fascynacji Grahama Mastertona kuchnią polską i o sprzedawcach strachu, którzy przestali straszyć – rozmawiamy z dr Elizą Krzyńską-Nawrocką

W grudniu ubiegłego roku ze światem żywych pożegnał się Guy N. Smith, przez wielu czytelników uznawany za najgorszego pisarza świata. W Polsce, wśród zwolenników literackiego horroru, doczekał się miana autora kultowego. Pod koniec roku nakładem wydawnictwa Phantom Books Horror ukaże się kompletne wydanie cyklu „Sabat” Smitha. Dla fanów pulpowej grozy, a przede wszystkim dla osób pamiętających kolorowe lata 90. i tandetne pocketowe wydania zachodnich horrorów, będzie to największe wydarzenie związane z autorem „Krabów” od przeszło 25 lat. Czy taki autor jak Guy N. Smith może być atrakcyjny dla współczesnego czytelnika?
Wszystko jest możliwe. Po pierwsze dlatego, że horrory mają grono wiernych czytających i ich zainteresowania są niemal nieograniczone. Lubimy się bać. Oczywiście nie wszyscy, bowiem zasadniczo czytelników można podzielić, na tych, którzy uwielbiają horrory i tych, którzy ich nie tolerują. Horrory, postrzegane jako zjawisko kultury, unaoczniają lęki człowieka. Jeżeli ktoś woli, żeby wyrażały je mordercze kraby, a nie klown, czy mroczny hotel, albo… wychodząca z telewizora postać, to jego dobre prawo. Po drugie, miano autora kultowego zobowiązuje, zatem w niektórych kręgach w dobrym tonie będzie znać nową edycję dzieł guru pulpowej grozy. I kwestia trzecia – chodzi o smak literacki, ambiwalentność w wybieraniu tego, co atrakcyjne lekturowo.

Co w takim razie przyciąga uwagę czytelników?
Ludzka natura lubi skrajności, przyciąga ją to, co świetne i to, co słabe. To ostatnie bywa lepiej odbierane niż nijakość. To, co się podoba, musi się wyróżniać – dobrze lub źle. Horrory mogą być misterną konstrukcją sensów, albo katastrofą budowlaną, w której widać każdy błąd. Co za tym idzie, paradoksalnie widać lepiej. Nie trzeba się zastanawiać, nie trzeba myśleć. Nieraz  idiotyczna fabuła i nonsensowni bohaterowie są chętniej przyjmowane niż wielopiętrowa narracja nasycona symbolami. Zresztą często słabsze jakościowo teksty czerpią z lepszych, uznanych za klasyczne. Np. u Smitha mamy topos złego miejsca, kreację super- i antybohatera, tajemnicę, walkę dobra ze złem i wiele innych rekwizytów typowych dla horroru „z wyższej półki”. Ale w bardzo tandetnym opakowaniu. Tyle że ludzie niezmiennie lubią tandetę, najlepiej z keczupem zamiast krwi, więc kicze poczciwego Smitha, mogą nieźle zaaklimatyzować się w XXI wieku.

REKLAMA (3)
Obserwuj nas na Google NewsBądź zawsze na bieżąco - wejdź na Google Wiadomości i zacznij obserwować nasze newsy.


REKLAMA
REKLAMA (2)
Ustaw powiadomienia
Powiadom o
1 Komentarz
NAJNOWSZE
NAJSTARSZE NAJWYŻEJ OCENIANE
Opinie w treści
Zobacz wszystkie komentarze