Rachunek Smoleński

0
Rafał A. Ziemkiewicz
REKLAMA

MSZ Rosji wydało lakoniczne oświadczenie „Rosja zamierza uczestniczyć w badaniu przyczyn katastrofy”, prezydent Putin niezwłocznie uzgodnił z prezydentem Yudhoyono szczegóły, utworzono wspólną komisję i w ciągu kilkudziesięciu godzin na miejscu zdarzenia znalazło się kilkudziesięciu przybyłych trzema samolotami specjalistów rosyjskich. To, że wrak samolotu, w tym zwłaszcza czarne skrzynki, są własnością Rosji, a nie państwa, na obszarze którego nastąpiła przypadkiem katastrofa, nie było w ogóle przedmiotem żadnej dyskusji, bo to jest oczywiste. Te ostatnie już w trzy dni po katastrofie były na terenie Rosji, oddane do dyspozycji jej specjalistów.
Czy musieliśmy czekać ponad dwa lata na przykład, jak takie rzeczy są załatwiane? Nie, przecież w kilka miesięcy po naszej tragedii rozbił się w Rumunii izraelski helikopter wojskowy. Nikt nie próbował bredzić o żadnej „konwencji chicagowskiej”, udawać, że wojskowy helikopter był maszyną cywilną i że Izraelczycy powinni cierpliwie czekać na jakiekolwiek informacje, aż skończy się żmudna procedura badania szczątków.
Media w Polsce bardzo uważnie starają się o takich wypadkach nie informować, żeby się jeszcze komuś nie skojarzyło. Ale na dłuższą metę uniknąć skojarzeń nie sposób. Stuknęła, na przykład, okrągła rocznica katastrofy należącego do LOT Iła‑62 w Lesie Kabackim pod Warszawą i z tej okazji telewizja TVN, skądinąd bezgranicznie oddana władzy, przygotowała i wyemitowała film o tej katastrofie. Film dla współczesnego widza szokujący, bo między innymi przypominający, że uderzając w podwarszawski lasek, Ił wyciął skrzydłami całą przesiekę. I skrzydła się nie urwały. A konstrukcja Iła ‑62 była słabsza niż Tu‑154.
Czy musieliśmy sobie przypominać tamtą katastrofę, by to wiedzieć? Nie, przecież kilka miesięcy po tragedii w Smoleńsku inny Tu‑154, rosyjski, uległ awarii i podczas lądowania spadł na las. On również skosił kilkadziesiąt drzew i nie stracił skrzydeł − zdjęcia można bez trudu znaleźć w Internecie. Nasze media w większości bardzo starannie tego tematu unikały.
Tak, jak unikają wiadomości o „pośmiertnym” życiu po katastrofie smoleńskiej telefonów oraz laptopów śp. prezydenta i polskich generałów. Okazało się w minionym tygodniu, że wszystkie te nośniki tajnych, także dla całego NATO, informacji, przez trzy dni po tragedii były przytrzymywane i rozpracowywane przez Rosjan. Obawy o to wyrażano już bezpośrednio po katastrofie i wówczas Donald Tusk solennie zapewnił, że „gwarantuje”, iż wszystkie urządzenia elektroniczne zostały natychmiast „zabezpieczone przez służby specjalne”. Tyle warte są słowa premiera III RP. Co więcej, okazało się też, że nasza prokuratura, rzekomo prowadząca w sprawie Smoleńska poważne śledztwo, pod naciąganym pretekstem natychmiast umorzyła ten wątek sprawy, aby wiadomość o bezprawnym wykorzystaniu przez rosyjskie służby tragedii ukryć przed opinią publiczną.
To mamy z jednej strony rachunku. A co z drugiej? Ludzi, którzy obliczeniom światowej sławy specjalisty, eksperta NASA, potrafią przeciwstawić tylko stek bezrozumnych obelg. Zamiast jakiegokolwiek merytorycznego argumentu − prymitywne obelgi w rodzaju fotomontażu przedstawiającego Macierewicza jako zbrodniarza odpowiedzialnego za masowy mord w WTC. Palikota bredzącego z sejmowej trybuny i drugiego prymitywa pokrzykującego „zadzwoń do brata”.

Obserwuj nas na Google NewsBądź zawsze na bieżąco - wejdź na Google Wiadomości i zacznij obserwować nasze newsy.


REKLAMA
Ustaw powiadomienia
Powiadom o
0 komentarzy
Opinie w treści
Zobacz wszystkie komentarze