Pisowcy uciekają za granicę już od dłuższego czasu, przynajmniej odkąd na Białoruś uciekł p. Tomasz Szmydt, jeden z wybitnych doradców p. Ziobry i przyjaciel reformatora polskiego wymiaru sprawiedliwości, wiceministra w gabinecie Mateusza Morawieckiego, sędziego Piebiaka. Nie wiem, czy sędzia Piebiak – podobnie jak były obrońca polskich dzieci lubiący paradować w koszuli z namalowanym płodem, sędzia Pawlak – nadal zakłada łańcuch z orłem na szyję, przebiera się w togę i wydaje wyroki w imieniu Rzeczpospolitej. W mojej sprawie taki łańcuch założył i wydał wyrok uznający, że jestem Goebbelsem obecnej Polski oraz oddalił mój pozew przeciwko znanemu obrońcy praworządności, sprawiedliwości, praw człowieka i żywotnych polskich interesów narodowych – redaktorowi naczelnemu „Gazety Polskiej”, Tomaszowi Sakiewiczowi. Mam nadzieję, że niedługo prokuratura wezwie na przesłuchania hejterów z grupy „Kasta”, a sędzia Piebiak będzie uciekał na Białoruś, do Obwodu Królewieckiego, lub gdzieś dalej. Ale na razie do kontrolowanej przez Turcję części Cypru uciekł jeden z najbliższych kolaborantów Mateusza Morawieckiego, były prezes Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych, Michał K., przez szacunek dla prawa nie podaję pełnego nazwiska tego wybitnego męża stanu i ekonomisty, które i tak prawie wszyscy zainteresowani znają. Najpewniej gdzieś w kraju – chociaż tego nie można być pewnym – a może w państwie Erdogana, u Łukaszenki, Putina, albo u Orbana ukrywa się pan Paweł Sz., wspólnik Michała K. i chyba też dobry znajomy Mateusza Morawieckiego. Pan Paweł Sz. dostawał zlecenia na różne drobiazgi, jak respiratory, maseczki, generatory, za które głupia Polska płaciła mu znacznie więcej niż innym dostawcom, a sam sprzęt od pana Pawła był podobno marnej jakości i delikatnie mówiąc nie bardzo spełniał pokładanych w nim nadziei, zwłaszcza dla chorych i ich rodzin. Dziś pan Michał K. jest gotów współpracować z wymiarem sprawiedliwości w zamian za zapewnienie mu bezkarności, a pan Paweł Sz. także chciałby mieć gwarancję, że nie pójdzie do pudła. Mam nadzieję, że wymiar sprawiedliwości potraktuje tych wybitnych polityków, przyjaciół premiera Morawieckiego i dobroczyńców dotkniętych pandemią covidową ludzi, tak jak na to zasługują?
Jestem przeciwny dawaniu tego typu ludziom jakichkolwiek listów żelaznych, bo przecież są całkowicie niewinni, powiedzą prokuratorowi, jakim to prześladowaniom ze strony „zbirów” Bodnara i Tuska podlegają, i natychmiast zostaną przeproszeni i odwiezieni do domu, a może dostaną jeszcze kolejną nagrodę. Z jakiej racji mają dostawać jakiekolwiek gwarancje bezkarności, jak gangsterzy, świadkowie koronni czy pospolici przestępcy? Są krystalicznie uczciwi, sama przyjaźń z Morawieckim jest gwarancją uczciwości, prawości i wszelkich cnót. Z pewnością poręczy za nich osobiście Mateusz Morawiecki, znany z prawdomówności i praktykowania cnoty ubóstwa, może do poręczenia przyłączy się urocza małżonka, także pełna ewangelicznych cnót. Może poręczy też nieoficjalna głowa Kościoła katolickiego w Polsce, toruński filantrop, obrońca uciśnionych, wdów, sierot i bezdomnych, wszystkich rozmodlonych i roztańczonych na wałach Jasnej Góry synów Kościoła i rycerzy JPII.
Istnieje wiele instytucji, które nadal są przechowalnią pisowskich pachołków i lizusów, a często posiadaczy tych wszystkich cech naraz. Obok NBP, tk p. Przyłębskiej, niektórych samorządów, jedną z nich jest IPN kierowany przez p. Nawrockiego, znanego z politycznej bezstronności, absolutnie niezależnego od jakichkolwiek wpływów PiS, stojącego na straży prawdy, uczciwości i rzetelnego przedstawiania najnowszej historii Polski, której jak wiadomo największym bohaterem obok tzw. żołnierzy wyklętych był Lech Kaczyński, zamordowany podstępnie przez Donalda Tuska i wspólników pod Smoleńskiem. Broniąc prawdy, IPN domagał się usunięcia z tablicy poświęconej pamięci Bronisława Geremka stwierdzenia, że pan Profesor Geremek był „współtwórcą demokratycznej Polski” i był prawdziwym „Europejczykiem”. W IPN w ostatnim czasie posady otrzymali była prezes Polskiego Radia Agnieszka Kamińska, były wojewoda pomorski Dariusz Drelich oraz były prezes Polskiej Fundacji Narodowej Marcin Zarzecki. Zwłaszcza p. Kamińska wsławiła się wyjątkową dyspozycyjnością i lizusostwem względem pisowskich dygnitarzy w Polskim Radiu, ale pozostałe osoby także nie były obrońcami wolności, lecz wyjątkowymi lizusami autorytarnego reżimu Kaczyńskiego. Mam nadzieję, że wreszcie skończy się pisowska przechowalnia dla sługusów reżimu, jaką po przegranych przez PiS wyborach stał się między innymi Instytut Pamięci Narodowej – jaka piękna nazwa, jak wszystko, co kojarzy się z PiS-em.
Nareszcie doszło do przełomu w amerykańskich wyborach. Po zrozumiałej rezygnacji prezydenta Joe Bidena nastąpiło gwałtowne ożywienie kampanii demokratów i ich kandydatki Kamali Harris. Pan Trump, który zachowywał się jakby już wygrał wybory, znalazł się w narożniku, a jego kampania zaczęła delikatnie mówiąc buksować. Z prężnego i relatywnie młodego polityka (na tle Bidena) stał się starym, czerwonym na twarzy, coraz bardziej niedołężnym, irytującym i niemającym nic nowego, ani ciekawego do powiedzenia, ograniczonym i mamroczącym swoje banały i kłamstwa populistą. Mówi też coraz większe bzdury, np., że wystarczy jeden telefon, a zakończy wojnę na Ukrainie, obraża przeciwników, a przede wszystkim dynamiczną, sympatyczną i zdobywającą coraz większe poparcie Kamalę Harris. Mówiąc o swojej kontrkandydatce, że jest komunistką, wikłając się w jakieś niejasne rasistowskie dywagacje o jej kolorze skóry, prezentuje coraz większą nieporadność i ujawnia bezmiar swojej głupoty, zwykłego chamstwa, ciasnoty umysłowej typowej dla nacjonalisty. W krótkim czasie w zderzeniu z autentyczną, inteligentną i kompetentną Kamalą Harris pękł mit świetnego, pędzącego niepowstrzymanie do zwycięstwa, wspaniałego, dynamicznego kandydata Republikanów. Okazał się dość ograniczonym populistą, w dodatku skazanym już przestępcą, który oszukiwał, kłamał, przekupywał, namawiał do składania fałszywych zeznań, a także podżegał do obalenia wybranego w wyborach prezydenta, sfałszowania wyborów i wielu innych mniej lub bardziej obrzydliwych przestępstw. Z jednej strony młoda, sympatyczna pani prokurator, ścigająca z sukcesem kryminalistów, z drugiej umoczony w kłamstwa, oszustwa, krętactwa, rasistowskie epitety i łapówki, stary, prymitywny, a przy tym załgany do szpiku kości biznesmen, uwikłany w dodatku w niejasne konszachty z Putinem. Wygląda na to, że jeśli nie wydarzy się coś niespodziewanego, co w polityce (zwłaszcza amerykańskiej) zawsze może się przecież zdarzyć, to Trump nie będzie już nigdy więcej prezydentem Ameryki. I Bogu niech będą dzięki. Każdy dzień i każdy kolejny sondaż przynoszą dalszą porcję optymizmu, fundamentalnego przecież dla pokoju na świecie, także a może przede wszystkim na Ukrainie oraz na Bliskim Wschodzie, gdzie na zwycięstwo Trumpa najwyraźniej czeka Binjamin Netanjahu, i oby się nie doczekał.
Donald Tusk stwierdził rzecz, mówiąc oględnie, oczywistą, że zwolennicy istotnej liberalizacji aborcji na wzór większości krajów Unii nie mają większości w sejmie, a to oznacza, że uchwalenie takiej liberalizacji nie jest możliwe. W swoich artykułach i wywiadach mówiłem to wielokrotnie, podkreślając, że w takiej sytuacji możliwe są drobne zmiany, a przede wszystkim powrót do kompromisu aborcyjnego. Jako jeden z autorów tego kompromisu i obrońca przez 25 lat jego istnienia, uważam, że dziś nie jest on już satysfakcjonujący dla tak dużej części społeczeństwa, że trzeba doprowadzić do zmiany, ale nie da się tego zrobić szybko. Wielką i nie jedyną głupotą oraz podłością PiS-u było zniszczenie tego, co przez 25 lat działało, a wiele prób zmiany podejmowanych przez przeciwników z lewa i prawa kończyło się niepowodzeniem. Obecnie możliwe jest to, co powiedział premier, czyli zmiany wprowadzane drogą rozporządzeń i wycofanie najbardziej rażących i prowadzących do tragedii kobiet zapisów idiotyzmu, wprowadzonego przez rozradowanych „obrońców życia” – pp. Przyłębską, Godek, Wróblewskiego itd. oraz dumnych z wielkiego „dzieła” sług Bożych. Wychodzenie z „piekła kobiet”, w jakie wpędzili Polskę fanatycy, często podli, czasami być może nieświadomi skutków swoich działań a „chcący dobrze”, musi potrwać, ale tak bywa z efektem działań różnych ignorantów i nieuków. W końcu 8 lat rządów Kaczyńskiego i Dudy zafundowali nam ludzie, którzy mają pełne usta słów o miłości bliźniego i umiłowaniu ojczyzny. Tak bywa w życiu i w polityce, a w polityce polskiej szczególnie.