Dwójka starszych nastolatków – obywateli Francji – na długo zapamięta powrót z wakacji w Tarnowie. Podróżowali oni z miasta pod Górą św. Marcina na Pomorze, aby stamtąd dostać się do Paryża. Jednak podróż z Tarnowa do Gdańska okazała się gehenną, z powodu której ani myślą ponownie skorzystać z usług popularnego przewoźnika.
Babcia rodzeństwa, pani Halina, która skontaktowała się z naszą redakcją, postanowiła zaskarżyć PKP Intercity, bo jej zdaniem sytuacja na kolei wymknęła się spod kontroli. Jak się okazuje, podobnych przypadków jest znacznie więcej.
Kto pierwszy, ten lepszy
– Moje dzieciaki są bardzo grzeczne i dobrze wychowane. Jak się okazuje, zbyt grzeczne na polskie warunki, w których wciąż niestety obowiązuje prawo dżungli, albo co gorsza prawo pięści. Porozumiewają się w języku polskim, choć znacznie lepiej mówią po francusku. Na zakończenie wakacji przyjechały do mnie w odwiedziny, lecz naprawdę nie wiem, czy po tym, co ich spotkało, jeszcze kiedykolwiek tu wrócą – mówi ze łzami w oczach pani Halina z Tarnowa.
Kobieta pokazuje dwa bilety z Tarnowa do Gdańska z wyznaczonymi miejscami siedzącymi, zakupione ze znacznym wyprzedzeniem. – Niestety, nie było im dane od początku tak długiej podróży skorzystać z nich. Już będąc z dzieciakami na dworcu i widząc napierający tłum ludzi, czułam, że coś złego się wydarzy – dodaje czytelniczka.
Z jej relacji wynika, że nastolatki wsiadły do przepełnionego pociągu i z trudem, dopiero po czasie, odnalazły swoje miejsca. Były one zajęte przez rodzinę z małymi dziećmi, która stanowczo orzekła, że ich nie zwolni. Rodzeństwo mogło z nich skorzystać dopiero po dwukrotnej telefonicznej interwencji matki, po przebyciu ok. 100 km.
– Obsługa pociągu widziała zajście i nie reagowała. Dzieci wspominają to jako traumę i nie chcą nigdy więcej korzystać z polskich kolei. Twierdzą, że w pociągu stały na jednej nodze, ledwo utrzymując się w pionie. Długo nie odbierały ode mnie telefonu, a ja umierałam ze strachu. Dopiero po kilku godzinach były w stanie się ze mną skontaktować – opowiada pani Halina.
Co na to PKP Intercity?
– Mogę potwierdzić, że w opisanym pociągu podróżowało wielu pasażerów, którzy zdecydowali się wykupić bilet bez wskazania miejsca (najprawdopodobniej także rodzina z małymi dziećmi – przyp. red.). Sprawiło to, że podróż dla wielu pasażerów okazała się niekomfortowa. W tym przypadku jest możliwość złożenia reklamacji. Przepraszamy za warunki podróży w czasie sierpniowego szczytu komunikacyjnego. Sierpień to okres najintensywniejszego ruchu pasażerskiego w całym roku – mówi Maciej Dutkiewicz, rzecznik prasowy PKP Intercity w rozmowie z TEMI.
Nie brakuje opinii, że rosnące z roku na rok zainteresowanie korzystaniem z usług polskiego przewoźnika jemu samemu wymknęło się spod kontroli. A sprzedawanie biletów, bez gwarancji miejsca siedzącego w normalnej cenie, to rodzaj kuriozum. – PKP Intercity zbiera finansowe żniwo, a nad rosnącym ruchem pasażerskim chyba nie panuje – mówi pan Zenon, emerytowany pracownik kolei w Tarnowie.
Rzecznik spółki potwierdza, że w ostatnim czasie notuje ona rekordy popularności. – Od 14 do 18 sierpnia z usług PKP Intercity skorzystało 1,3 mln podróżnych. Ponadto 18 sierpnia został pobity dzienny rekord liczby pasażerów i wyniósł on 307 tys. osób. Udało nam się znacząco zwiększyć liczbę miejsc w pociągach, choć wciąż nad tym pracujemy. W sierpniu tego roku na tory wyjechało o 800 składów więcej niż w 2023 roku, a wagonów było o blisko 2,2 tys. więcej – uzupełnia Dutkiewicz.
Zainteresowanie usługami PKP Intercity jest tak duże, że często w pociągach brakuje miejsc. Zdesperowani kupują więc – i to w pełnej cenie – tzw. bilet bez gwarancji miejsca siedzącego. Jest on jak każdy inny, lecz bez wskazanego numeru wagonu i miejsca. Można usiąść tylko wtedy, gdy znajdzie się jakieś wolne miejsce lub najczęściej po prostu stać. Szkopuł w tym, że o ile osoba kupująca taki bilet dokładnie wie, co robi, to pozostali pasażerowie mają zdecydowanie mniejszy komfort.
– W tłumie stojących wszędzie ludzi wyjście do toalety albo do Warsu graniczy z cudem – mówi pani Dominika, która w podobnych warunkach wracała niedawno z Kołobrzegu do Tarnowa. – Niektórzy byli tak bardzo zmęczeni staniem, że próbowali siadać gdzie popadnie, widok był okropny i kojarzył się z przewożeniem zwierząt w złych warunkach. Jeszcze inni w Warsie jedli niemal bez przerwy, żeby tylko móc siedzieć, a nie stać, bo ledwo trzymali się na nogach.
Ja tego tak nie zostawię…
Pani Halina z Tarnowa, która opisała historię wnucząt, zapowiada, że będzie domagać się zadośćuczynienia. – Bo o ile wszystkich nas cieszy rosnąca popularność polskiego przewoźnika, to tego rodzaju dzikie zwyczaje są niedopuszczalne. Ludzi tak traktować nie wolno – przekonuje.
Najprawdopodobniej tylko w Intercity Premium (EIP), czyli w popularnym pendolino, nie można nabyć biletów bez gwarancji miejsca. W „normalnym” składzie PKP Intercity – już tak.
W każdym razie, mimo rosnącej popularności przewoźnika, która wskazuje, że tylko po trzech miesiącach bieżącego roku Intercity sprzedały prawie 10,6 mln biletów (w tym pociągi pendolino przewiozły 970 tys. osób!) i jest to wzrost o 7% w porównaniu do analogicznego okresu w roku ubiegłym, powinien on również zadbać o komfort podróżujących i zdecydować się na określone ruchy, mające rozładować przepełnienie pociągów. Wszak jazda na „gruszkę ulęgałkę”, czyli w tzw. kuckach, w przejściu lub w toalecie pociągu, to skojarzenie z czasami słusznie minionymi.
I jeszcze jedno – w kinach, teatrach czy salach koncertowych też często istnieje możliwość zakupu biletu stojącego, na schodach lub tzw. pufie, lecz jest on znacznie tańszy od normalnego. W PKP Intercity ta zasada nie obowiązuje, a szkoda…