Policjant pierwszego kontaktu

0
dzielnicowy
Andrzej Nosek z Komisariatu Tarnów‑Centrum od dziewięciu lat jest dzielnicowym w centrum Tarnowa, widział i przeżył niejedno
REKLAMA

Poznaj swojego dzielnicowego
– Żeby zostać dzielnicowym, trzeba zacząć od pracy na ulicy – mówią bez owijania w bawełnę funkcjonariusze. W plutonie patrolowo‑interwencyjnym poznają policyjne życie od podszewki. Nie każdy dostaje propozycję awansu – żeby zostać dzielnicowym, trzeba się wykazać opanowaniem, empatią, komunikatywnością, sumiennością i sporą dawką życiowej mądrości.Dzielnicowi nie biorą udziału w spektakularnych akcjach kryminalnych, za to muszą doskonale znać swój rewir, jego mieszkańców i ich problemy. A w rewirach dzieją się rzeczy różne, od sąsiedzkich kłótni po prawdziwy kryminał, czasem wystarczy dyscyplinująca rozmowa, a innym razem trzeba wzywać posiłki, angażować prokuratora, informować sąd.Dzielnicowy musi wiedzieć, gdzie w okolicy są miejsca niebezpieczne i na jakie zagrożenia mogą być narażeni mieszkańcy. Musi znać i monitorować osoby z kryminalną przeszłością. Ofiarom przestępstw powinien zaoferować skuteczną pomoc. Zadań ma mnóstwo: wciela w życie program zapobiegania przemocy w rodzinie, pomaga w ujęciu sprawców przestępstw i wykroczeń, gromadzi informacje o konfliktach społecznych i zjawiskach kryminogennych, nadzoruje przestrzeganie prawa, udziela porad z zakresu prawa i wreszcie odwiedza szkoły, gdzie urządza cykliczne pogadanki na temat zagrożeń.
Codziennie wychodzi na obchód. Zanim wyjdzie, zagląda do specjalnego „zeszytu kontaktów ze społeczeństwem”. Tam dyżurny zapisuje numery telefonów lub adresy tych mieszkańców, którzy chcieli się z dzielnicowym skontaktować, ale nie zastali go w komendzie. To niejedyna forma kontaktu. Na internetowej stronie policji po prawej stronie widnieje niewielka ramka z napisem „Znajdź dzielnicowego”. Wyznaczy kliknąć.
Wszystkich dzielnicowy zatrudnionych w Komendzie Miejskiej Policji w Tarnowie jest 47, z tego 18 obsługuje rewiry podległe Komisariatowi Tarnów‑Centrum, a 8 pracuje w Komisariacie Tarnów‑Zachód. Pozostali działają w sąsiednich gminach.


Zapici rodzice i chora miłość
– Pracujemy w systemie zmianowym, tymczasem mieszkańcy dzwonią o każdej godzinie, nocą też. Dlatego, gdy rozpoczynamy służbę, sprawdzamy listę nieodebranych połączeń i oddzwaniamy, chyba że ktoś zostawił dyżurnemu adres, wtedy udajemy się na miejsce. Sprawdzamy też pocztę elektroniczną – mówi starszy aspirant Andrzej Nosek z Komisariatu Tarnów‑Centrum, od dziewięciu lat pełniący obowiązki dzielnicowego.
Na terenie swojego rewiru ma m.in. dworzec kolejowy, planty, stadion, całodobowe sklepy z alkoholem, lokale rozrywkowe, place targowe, dużo starych kamienic. Problemów mnóstwo: zakłócanie ciszy nocnej, wybryki chuligańskie, niszczenie mienia, sąsiedzkie wojenki, akty rodzinnej przemocy.
– Niektóre sceny pamięta się bardzo długo. Wchodzę do mieszkania, a tam kobieta przysypia na fotelu, mężczyzna ledwo utrzymuje się na krześle, obydwoje są w stanie agonalnego upojenia alkoholowego. Wokół czwórka dzieci, najstarsze ma osiem lat, najmłodsze leży na łóżku i widzę, jak ojciec wyciąga ręce, łapie za nóżki i próbuje to półroczne dziecko przyciągnąć do siebie, żeby je przytulić. Ta historia skończyła się dobrze, bo dzieci decyzją sądu zostały umieszczone w rodzinach zastępczych – opowiada Andrzej Nosek.
Mniej lub bardziej szczęśliwe zakończenia pojawiają się tylko od czasu do czasu. – Osiem lat temu trafiłem do rodziny, gdzie mąż nadużywał alkoholu i stosował przemoc fizyczną i psychiczną wobec żony. Po jakimś czasie został za to sądownie skazany, dostał też nakaz eksmisji – kontynuuje nasz rozmówca. – Niedawno musiałem odwieźć ich syna, dziś chłopaka już szesnastoletniego, do placówki wychowawczej. Został tam umieszczony decyzją sądu ze względu na swoją demoralizację. Zrobiłem w tej rodzinie wszystko, co mogłem zrobić – podkreśla. – Pomagam, ale za nikogo życia nie przeżyję. Każdy sam podejmuje decyzje, syn wybrał te najgorsze wzorce, poszedł w ślady ojca.

REKLAMA (3)

Od wścibskiego ojca po złą teściową
Młodszy aspirant Grzegorz Krupa z Komisariatu Tarnów‑Zachód dzielnicowym jest od czterech lat i mówi, że żadnej sprawy ignorować nie można, bo te nierozwiązane kumulują się i po jakimś czasie wracają z jeszcze większą siłą. W swoim rewirze ma m.in. blokowiska, domy jednorodzinne, sporo placówek handlowych, alfabetycznie od Chyszowskiej przez Fredry, Kochanowskiego, Reymonta po Żeromskiego. Scenariusze pisze tu jednak samo życie. Przykro patrzeć, jak małżonkowie są w trakcie rozwodu i wciągają dzieci w swoje rozgrywki. Albo jak sąsiedzi prowadzą wojny podjazdowe zamiast się między sobą dogadać.
Sprawy drobne to takie, kiedy na przykład ojciec rodziny prosi o pomoc, bo mu teściowa żyć nie daje. Mieszkanie jest małe, więc o konflikty nie trudno. Z żoną się dogaduje, ale z teściową nie może, bo ta wtrąca się do wszystkiego. Kolejny przykład – dzwoni córka i żali się, że ojciec kontroluje ją na każdym kroku, a ona ma przecież pięćdziesiąt wiosen na karku. – Zawsze trzeba spokojnie wysłuchać obydwu stron – podkreśla Grzegorz Krupa. – Dla kogoś z zewnątrz tego typu sprawy mogą być niewarte uwagi, ale dla tych konkretnych ludzi to są czasem prawdziwe dramaty, bo zatruwają im każdy dzień, niszczą nerwowo. Ojcu wytłumaczyłem, że córka jest dorosła, ma własne życie, on nie może jej niczego nakazywać ani zakazywać. Rozmawiałem też z teściową, jeśli w domu nie dochodzi do przemocy, mąż nikomu nie robi żadnej krzywdy, zachowuje się spokojnie, to – jak każdy dorosły – ma prawo sięgnąć w weekend po coś mocniejszego i nie trzeba od razu wszczynać z tego powodu awantury. Na jakiś czas takie rozmowy skutkują, a potem wszystko zaczyna się od nowa…
Dzielnicowi ciągle się szkolą, biorą udział w konferencjach i warsztatach z udziałem psychologów, psychiatrów, terapeutów. Sami mówią, że są jak lekarze pierwszego kontaktu. Na pierwszej linii. – Jedni szukają u nas ratunku, inni chcą się wyżalić. Ranga problemów jest bardzo różna – potwierdza Andrzej Nosek. Ostatnio zadzwonił do niego starszy mężczyzna i mówi: Panie dzielnicowy, mam problem z synem, gówniarz mnie nie słucha. – A ile syn ma lat? – Sześćdziesiąt cztery. Dzielnicowy Nosek mimo wszystko pojechał na miejsce. Okazało się, że zdaniem 84‑letniego ojca syn źle się odżywia, nie bierze leków, boli go serce, a nie chce pójść do kardiologa. – Porozmawiałem z synem, powiedziałem, że skoro ojciec zadzwonił na policję, to znaczy, że bardzo się o niego martwi, że powinien bardziej o siebie dbać… Mnie to wiele nie kosztowało, a starszy pan nieco się uspokoił.Nie każda wizyta tak wygląda. Czasem domownicy na widok dzielnicowego startują z pięściami, łapią za pogrzebacz, wypuszczają agresywnego psa. W mieszkaniach‑melinach na powitanie sięgają po stłuczone butelki, tzw. tulipany…

REKLAMA (2)
Obserwuj nas na Google NewsBądź zawsze na bieżąco - wejdź na Google Wiadomości i zacznij obserwować nasze newsy.


REKLAMA
Ustaw powiadomienia
Powiadom o
0 komentarzy
NAJNOWSZE
NAJSTARSZE NAJWYŻEJ OCENIANE
Opinie w treści
Zobacz wszystkie komentarze