Kontrolowana ciemność zapada także w wielu innych gminach, które szukają, gdzie mogą, oszczędności, by uchronić budżet przed załamaniem i utratą finansowej równowagi. W pierwszej kolejności samorządy oszczędzają na energii elektrycznej, bo okresowe wyłączanie prądu daje wymierne korzyści.
W Zakliczynie latarnie wygaszają od początku tego roku – światło gaśnie w godzinach od 23.30 do 4.30, za wyjątkiem rynku i przyległych uliczek w centrum. – Reszta lamp na terenie gminy jest wyłączana i mieszkańcy rozumieją, że tak powinno być. Po co oświetlać puste ulice i obiekty? Życie w tym czasie nie toczy się, ludzie śpią – argumentuje Janusz Krzyżak, sekretarz miasta i gminy Zakliczyn.
Podobnie jest w sąsiednim Wojniczu, gdzie już drugi rok oszczędzają na oświetleniu, wyłączając tysiąc latarni (od północy do piątej nad ranem), co przynosi ok. 100 tysięcy złotych oszczędności rocznie. Pozostałych zaś dwieście lamp ustawionych przy obwodnicy Wojnicza nie gaśnie.
– Ludzie zarzucają nam, że wydajemy pieniądze na te lampy przy obwodnicy, ale nie mamy wyjścia – musimy płacić za ich konserwację i zużytą energię. Wiem, że są już pierwsze w kraju samorządy, które domagają się, aby koszty eksploatacji takich latarni ponosiła Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad. Rozważamy i my podjęcie stosownych kroków prawnych w tym kierunku – ujawnia burmistrz Wojnicza, Jacek Kurek.
Pierwszy rok oszczędzają na energii w Ryglicach i, jak szacują, w gminnej kasie zostanie ok. 50 tysięcy złotych. Burmistrz Teresa Połoska zwraca jednak uwagę, że nie wszystkie żarówki są wyłączane.
– Światła latarni gasną u nas od wpół do pierwszej do piątej rano, ale jedna czwarta z sześciuset lamp pali się nieprzerwanie – świecą w centrum Ryglic i oświetlają też sakralne zabytki. Oszczędności, jakie przynosi kilkugodzinne wyłączanie latarni, mają swoje znaczenie dla budżetu, który obarczony jest coraz większymi wydatkami. Nie sprawdziły się natomiast obawy, że z powodu ciemności wzrośnie u nas zagrożenie pospolitą przestępczością.
Tymczasem w podtarnowskim Żabnie zachowują spokój i nie sięgają po radykalne rozwiązanie. Nie zamierzają ograniczać oświetlenia terenu gminy, choć płacą za nie blisko 400 tysięcy złotych rocznie. Na razie modernizują latarnie (jest ich w tej chwili ok. 1 700), testują energooszczędne żarówki i zastanawiają się nad zainwestowaniem w lampy sodowe.
– Przymierzamy się do ich zakupu z pomocą zewnętrznych funduszy – potwierdza burmistrz Stanisław Kusior. – Jedna kosztuje ok. 120 złotych, ale jest możliwość programowania i redukowania natężenia światła takiej żarówki, więc nakłady powinny się szybko zwrócić. Rzecz jasna trudno wykluczyć, że sytuacja nie zmusi nas kiedyś do nocnego wyłączania oświetlenia w całej gminie, ale dzisiaj nie ma u nas stref ciemności… – podkreśla burmistrz Żabna.
Stref ciemności nie ma także w Tarnowie, gdzie rozprasza mrok ponad 10 tysięcy tzw. punktów świetlnych, w tym latarni ulicznych. I wciąż powstają nowe – do magistratu trafiło w mijającym roku kolejnych 130 wniosków o zainstalowanie lamp w miejscach publicznych. Tarnów wydaje rocznie ok. 4,4 mln złotych na oświetlenie miejskich przestrzeni, aby nieco ograniczyć ten wydatek, zastosowano w tym roku tzw. reduktory mocy światła z oprogramowaniem.
– Jest ich pięć i mogą zmniejszać natężenie świateł nawet o 40 procent. Dla ludzi jest to prawie niezauważalne, a budżet zyskał już oszczędności sięgające 25 tysięcy złotych – zwraca uwagę Dorota Kunc-Pławecka, rzecznik urzędu miasta.
Wierzchosławice. Oszczędzanie w ciemno
REKLAMA
REKLAMA