Chodzi lis po osiedlu. Czy może to być niebezpieczne?

1
Chodzi lis po osiedlu
REKLAMA

Widziany bywa po zmroku albo bardzo wczesnym rankiem. Przemyka między blokami największego w Tarnowie osiedla. Przebiega przez ulice, zakrada się do różnych zakamarków. Niektórzy myślą, że to pies, ale po chwili zauważają długą kitę z tyłu. Nie ma wątpliwości: to lis. Od lat lisia rodzina mieszka obok dużego blokowiska. Czy z tego faktu może w przyszłości wyniknąć coś niedobrego?
Lisy penetrują dwa osiedla: Legionów Henryka Dąbrowskiego oraz Westerplatte.
– Była godzina dwudziesta druga, gdy wracałem od znajomych do domu – opowiada pan Janusz, mieszkaniec „Falklandów”. – Nagle jakieś dość duże zwierzę przecięło mi drogę, na wysokości stacji diagnostycznej przy ul. XVI Pułku Piechoty. Pobiegło w kierunku bloków na Osiedlu Legionów. Rozpoznałem je – to był lis. Próbowałem szybko zrobić zdjęcie smartfonem, niestety, nie wyszło. Słyszałem już nieraz, że są na osiedlu lisy, ale do tej pory myślałem, że wychodzą one z nory znacznie później.

Znacznie później też wychodzą. Piszący te słowa widział lisa o pierwszej w nocy. Przez nikogo niepokojony „rudzielec” kręcił się między wieżowcami przy ul. Marynarki Wojennej. Swoje spotkanie z lisem opisał też Zygmunt Szych, zmarły rok temu tarnowski dziennikarz, znany także z licznych publikacji o charakterze przyrodniczym. Mieszkał na Osiedlu Legionów Henryka Dąbrowskiego: „Była 5.30 rano, jeszcze zupełnie ciemno, kiedy wracałem z pierwszego porannego spaceru (…). Właśnie dochodziłem do mojej klatki schodowej, kiedy przy drzwiach wejściowych coś się niespokojnie poruszyło. Sądziłem na pierwszy rzut oka, że to zbłąkany, bezpański pies. Po dokładnym przyjrzeniu się stworzeniu stwierdziłem, że to rudy lis z obfitą kitą i już niemal w zimowej szacie. Przed nadejściem chłodów lisy, podobnie jak sarny, zmieniają „suknię” na bardziej puszystą. Rudzielec ani myślał uciekać na mój widok. Przyjrzał mi się uważnie, po czym podreptał wzdłuż bloku, raz po raz oglądając się, czy go aby nie ścigam. Niestety, zdjęcia w tych ciemnościach nie udało mi się zrobić”.

Opuszczone liski

Jeśli jednak ktoś dalej wątpił, że na dużym miejskim osiedlu bytują lisy, mógł się o tym dowiedzieć od działaczy Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami.
Niespełna rok temu TOnZ został zaalarmowany przez mieszkańców osiedla, że w norze znajdującej się w rejonie ul. Wojska Polskiego, w sąsiedztwie kortów tenisowych, przebywają trzy małe liski, które wymagają pomocy. Zwierzęta były chore. Od dłuższego czasu były same, bez matki, nic nie jadły.

REKLAMA (2)

Na miejscu zjawili się działacze TOnZ, którzy potwierdzili, że liski znajdują się w bardzo złym stanie. Od razu powstał spór, kto i na jakich zasadach powinien udzielić im fachowej pomocy. Gotów na to był specjalistyczny ośrodek dla dzikich zwierząt w Mikołowie, lecz potrzebne były fundusze na transport chorych lisów. Pieniądze na ten cel mogło przeznaczyć miasto, ale magistrat – po zasięgnięciu opinii weterynaryjnej – był zdania, że zwierzęta powinny pozostać tam, gdzie zostały znalezione. Brano pod uwagę, że do jamy wnet wróci lisica i zajmie się swoim potomstwem.

REKLAMA (3)

Ale chociaż ostatecznie zorganizowano pomoc dla małych lisów, nie udało się ich uratować.
– Zwierzęta zaatakowała parwowiroza, groźna choroba, która w tym przypadku była mocno zaawansowana. Dla lisków już nie było ratunku – mówi Aleksandra Prytko-Lamot, szefowa oddziału TOnZ w Tarnowie.
Parwowiroza to choroba wirusowa, zwana też psim tyfusem, która atakuje układ pokarmowy i wywołuje poważne dolegliwości jelitowe. Może mieć bardzo gwałtowny przebieg, który kończy się szybką śmiercią zwierzęcia.

Obserwuj nas na Google NewsBądź zawsze na bieżąco - wejdź na Google Wiadomości i zacznij obserwować nasze newsy.


REKLAMA
Ustaw powiadomienia
Powiadom o
1 Komentarz
NAJNOWSZE
NAJSTARSZE NAJWYŻEJ OCENIANE
Opinie w treści
Zobacz wszystkie komentarze