W krainie błota

0
Marabut
Marabut | fot. Marta Tutaj
REKLAMA

W Azji Południowo-Wschodniej słowo pantai oznacza plażę. W Pantai Leka nie ma jednak ani jednej plaży, w każdym razie takiej służącej do plażowania. Jeśli mimo to przyjeżdża tu sporo turystów z innych części Malezji i niezbyt odległego Singapuru, to z powodu… kuchni. Pantai Leka jest znana jako ośrodek rybołówstwa i miejsce serwowania świeżych dań z owoców morza. Ja pojechałam tam jednak z powodu ptaków.

Odchodzące morze

W Pantai Leka jest rybacki port – taki, jakie ogląda się w filmach z lat pięćdziesiątych: zatoka z długim pomostem, przy którym gęsto stoją niewielkie łodzie rybackie. Podobnie zatłoczony łodziami jest odchodzący od zatoki kanał, przy którym znajduje się także parę warsztatów, fantastycznie ozdobionych najdziwniejszymi częściami do silników oraz wszelkim żelastwem. Nadbrzeże za portem zajmuje rozległy skwer z ławeczkami, placem zabaw dla dzieci i wieżą widokową; wszystko to kiedyś miało być reprezentacyjne i nowoczesne, ale dawno straciło świetność. Trawniki na jałowej ziemi umarły, piaskownice stały się błotniste, urządzenia placu zabaw uległy różnym uszkodzeniom. Cementowa wieża widokowa wciąż stoi, ale mało który turysta przybywający tu głównie, by się objadać, ma ochotę pokonywać rzędy schodów, aby zobaczyć panoramę zatoki. Toteż wieżę, stojącą na skraju mangrowych zarośli opanowały małpy. Makaki o długich ogonach przeskakują z drzew, wspinają się po poręczach, wylegują na podestach i krzywym okiem patrzą na ludzi, wspinających się na górę. Niektóre nawet pokazują turystom zęby…

Co do zatoki, to jest rozległa i… płytka. Prowadzący do niej kanał lądowy ma przedłużenie pod lustrem wody, regularnie pogłębiane, by łodzie z portu mogły wychodzić w morze. Rybacy zawsze wypływają z zatoki jedną drogą, zaznaczoną rzędem tyczek, i tą samą wracają, bo zboczenie w lewo lub w prawo grozi utknięciem w błocie, pokrywającym dno. A jest to błoto wyjątkowe – lepkie, półpłynne, pełne ukrytych w nim żywych stworzeń, takich jak małże, kraby, długie robaki i ryby. Dno można zobaczyć w całej okazałości, gdy podczas odpływu morze się cofa, i połowa zatoki pozostaje bez wody.

REKLAMA (2)

Makaki i marabuty

Małpy – makaki długoogonowe, których wiele żyje na brzegach zatoki – wędrują wtedy przez płytką wodę daleko w morze, by na odsłoniętych piaszczystych łachach u wejścia do zatoki – tam gdzie zwykle jest linia przyboju – szukać zostawionego przez morze pożywienia: od małży po naniesione przez wodę śmieci. Za nimi, już na skrzydłach, ciągną marabuty jawajskie – masywne, duże bociany o łysych głowach i żółtawych szyjach. Pantai Leka jest jednym z niewielu miejsc na ziemi, gdzie można obserwować te wielkie ptaki. Marabuty, zarówno jawajskie, jak i podobne do nich indyjskie są obecnie rzadkimi gatunkami. Ich światowe populacje nie przekraczają kilku tysięcy sztuk. Gwałtowny spadek liczebności to (podobno) efekt rosnącej higieny życia (!). Marabuty wszelkich gatunków były zawsze czyścicielami, żerowały na ludzkich śmieciach i gnijących resztkach. Dziś podobno brak im przydomowych dołów ze śmieciami i pełnych odpadków rynsztoków… Jednak w Pantai Leka te duże ptaki radzą sobie nieźle, wyciągając z błota martwe ryby, których w porcie rybackim nigdy nie brakuje.

Płytka zatoka w Pantai Leka – zarówno w czasie przypływu, jak i odpływu – nadzwyczaj odpowiada ptakom. Szczególnie, że wokół na brzegach ciągną się zarośla mangrowe z zanurzonymi w wodzie drzewami i krzewami o wysokich korzeniach. Ze względu na licznie gromadzące się ptaki w zatoce i na terenie namorzynowych zarośli, na brzegach utworzono nieduży, 20-hektarowy rezerwat.

Rybka dwudyszna
Rybka dwudyszna | fot. Marta Tutaj

Kto grzebie w błocie…

W zatoce i porcie ptaków bywa więcej niż ludzi. Najliczniej reprezentowane są szlamniki, brodźce, biegusy, sieweczki, czy należące do słonek terekie o charakterystycznie wygiętych dziobach. Wszystkie te nieduże, długonogie i długodziobe ptaki wędrują w płytkiej wodzie albo w błocie, co chwilę wyławiając jakąś zdobycz: małego kraba, krewetkę, rybkę. Na nieco głębszej wodzie zobaczyć można różne gatunki czapli: siwe, białe, żółtodziobe, nadobne. Z pomostu i zacumowanych łodzi łowią czaple zielonawe i ślepowrony. A na drewnianych słupach przy pomoście, służących do przywiązywania cum, przysiadają jaskółki, zimorodki, wszędobylskie majny i małe dzięcioły orientalne.

Kiedy w porze odpływu woda się cofała, zostawiając rozlewisko błota, robiło się niemniej ciekawie. Z błota wypełzały bowiem różnokolorowe kraby i ryby dwudyszne rozmaitych gatunków. Te ostatnie budowały sobie okrągłe błotne ogródki i broniły ich zaciekle przed innymi osobnikami swego gatunku, stawiając płetwy grzbietowe jak proporce i nacierając na przeciwnika z szeroko otwartą paszczą. Mogłam oglądać te pojedynki godzinami, podobnie jak taniec drobnych krabów skrzypków, machających do siebie kolorowymi szczypcami, czy walki większych krabów, od których miejscami aż się roiło.

Przy okazji obserwacji znalazłam w błocie pierścionek z wyrytym napisem. Nie był to jednak tolkienowski pierścień elfów. Inskrypcja była po angielsku i głosiła „Forever love”. Skoro jednak pierścionek wylądował w błocie zatoki, to miłość chyba skończyła się znacznie szybciej… Pierścionek był w damskim rozmiarze.

REKLAMA (3)

Małpy i ryż

Któregoś ranka wdrapałam się na wieżę widokową i podziwiałam naprawdę rozległy widok na zatokę. Na poręczy najwyższego tarasu siedziały rzędem małpy i pogryzały liście. W pewnej chwili nagle zerwały się wszystkie i pospiesznie zbiegły w dół. Wyjrzałam, by sprawdzić, co się stało. Zobaczyłam z góry toczący się po nadmorskim skwerku wózek inwalidzki. Pchała go pulchna Malezyjka, miejsce zaś w wózku zajmowała drobna zasuszona staruszka o chińskich rysach. Małpy z różnych stron biegły w ich stronę.

Malezyjka zatrzymała wózek, ustawiła go w alejce, a potem wydobyła spod niego wielką torbę, która okazała się wypełniona białym gotowanym ryżem. Co najmniej kilkoma kilogramami ryżu. Malezyjka pod okiem obserwującej ją z wózka Chinki zaczęła wysypywać ryż na alejkę. Małpy zaś rozsiadły się między ryżowymi bryłami przypominającymi śnieg i zaczęły się objadać.

Robiły to bez hałasu i zwykłych przepychanek. Ryżu było tak wiele, że nie było sensu o niego walczyć. Jadły więc spokojnie, bez pośpiechu, wypróbowując różne metody smakowania ryżowej obfitości. Jedne przysiadały, by obiema rękami zbierać z ziemi pojedyncze ziarna. Inne nabierały ryżu w dłonie i wsypywały sobie do ust. Jeszcze inne lizały bryły ryżu jak lody, zbierając ziarnka językiem. Najmłodsze małpki zachowywały się trochę jak dzieci lepiące bałwana – toczyły po ziemi lub lepiły w dłoniach ryżowe kule, które następnie zjadały.

Malezyjka dosypywała ryżu, chyba nieźle się przy tym bawiąc. Mała Chinka przyglądała się tylko, siedząc w wózku.

Właściciel kawiarni przy skwerku powiedział mi, że staruszka przynajmniej raz na tydzień zbiera ryż, pozostający pod koniec dnia w okolicznych restauracjach i prywatnych domach, by karmić nim makaki. Małpy przywykły już do tego, ludzie też. Nie zawsze ryżu jest tyle, co dziś, ale niedawno był Chiński Nowy Rok, wiele rodzin świętowało. Po uroczystościach zostało wiele ryżu.

Obserwuj nas na Google NewsBądź zawsze na bieżąco - wejdź na Google Wiadomości i zacznij obserwować nasze newsy.


REKLAMA
Ustaw powiadomienia
Powiadom o
0 komentarzy
Opinie w treści
Zobacz wszystkie komentarze