Woda, która spada II

0
Wodospad
fot. Marta Tutaj
REKLAMA

Pamiętacie, jak w filmie „Znamię” wskazówki zmarłej żony kierują Kevina Costnera do wodospadu w Wenezueli? Otóż, gdyby rzecz działa się w Parku Narodowym Canaima, Costner miałby dodatkowy problem. Wodospadów jest tu mnóstwo…

Park Canaima utworzono w 1962 roku, aby chronić krajobraz regionu obejmującego tepuis – płaskowyże ze „Świata zaginionego” Conan Doyle’a oraz najwyższy wodospad świata – prawie kilometrowej wysokości Salto Angel. Spada on z płaskowyżu Auyantepui – skalnej platformy leżącej wyżej niż szczyt Rysów w Polsce (2535 m n.p.m.).

Kaskady Carrao

Park leży na granicy Wenezueli, Brazylii i Gujany, łącząc się z terenami chronionymi w obu tych krajach. Na terenie Wenezueli ma ponad 30 tys. km kw. Przez jego teren płynie fantastyczna rzeka Carrao, należąca – jako dopływ Caroni – do dorzecza Orinoko. Przed wioską Canaima – od której park narodowy wziął nazwę – rzeka rozgałęzia się i wpada do Laguny Canaima wieloma równoległymi wodospadami (!).

O rzece Carrao już pisałam – zakochałam się w niej od pierwszego wejrzenia. A to pierwsze wejrzenie było z samolotu lądującego na małym lotnisku tuż przy wiosce Canaima, wciąż składającej się jeszcze w większości z domów o ścianach z gliny osadzonej na trzcinowej plecionce i o dachach z falistej blachy. Przy pasie startowym akurat suszyło się pranie (które podobno w wilgotnym klimacie Canaimy schnie lepiej w powiewach tworzonych przez lądujące i startujące samoloty). W Parku Canaima niewiele jest dróg dla pojazdów kołowych (i dobrze!). Głównymi środkami transportu są samoloty i łodzie.

REKLAMA (2)

Z lądującego samolotu widzieliśmy rzekę z bystrzynami i wodospadami, szafirowo-białą od piany, las tropikalny z kwitnącymi drzewami i pierwsze tepuis wyrastające z puszczy. Z bliska Canaima wyglądała nie mniej egzotycznie i malowniczo – koło domów siadały bez lęku zielone papugi amazonki, w przydomowych ogródkach wylegiwały się na słońcu duże jaszczurki amewy, a na pylistej drodze biegnącej przez wioskę dzieci grały szmacianą piłką.

Po obiedzie mieliśmy płynąć łodziami w kierunku Salto Angel, ale przed obiadem był jeszcze czas, by przejść się w kierunku Laguny Canaima, przy której była piaszczysta plaża. I była to plaża z pomarańczową rzeczną wodą, z palmami sterczącymi z rzeki jak egzotyczne wykrzykniki i widokiem na wspaniały wodospad, jakby wstawiony wprost z jakiegoś folderu. Było piękniej niż w folderze – wodospad był prawdziwy. Biegnący spod niego prąd wody jeszcze kilometr dalej, przy plaży, był odczuwalny i na tyle silny, że pływacy, by nie zostać zniesieni, chwytali się palm. I trudno było im się utrzymać! Na szczęście silny prąd kilka metrów dalej zakręcał ku brzegowi, gdzie można było bezpiecznie „wylądować” na płyciźnie.

Powyżej wodospadu nad laguną rzeka miała wysoki brzeg, na którym znajdowały się metalowe mostki – punkty widokowe, by obserwować koryto Carrao. Był stamtąd imponujący widok na szeroko rozlaną wodę, której nurt składał się niemal wyłącznie ze spiętrzeń, spadków, wirów, bystrzyn, gwałtownych fal i piany. Rzeka o pomarańczowej spienionej wodzie nieustannie burzyła się, raczej spadając niż płynąc korytem. Nie sądzę, by na lądzie gdzieś jeszcze poza Canaimą można było zobaczyć tak wielką połać malowniczo wzburzonej wody. Największe, najpiękniejsze jacuzzi świata.

Plaża nad Carrao
Plaża nad Carrao | fot. Marta Tutaj

Spacer pod wodospadem

Najbardziej znanym po Salto Angel wodospadem Parku Canaima jest Salto Sapo, czyli Żabi Wodospad. Znajduje się w zasadzie na uboczu parku i z Canaimy trzeba do niego płynąć łodzią motorową blisko godzinę. Mijając – a jakże – kilka niemniej malowniczych wodospadów.

Salto Sapo nie jest potężniejszy ani piękniejszy niż inne kaskady rzeki Carrao. Jego wyjątkowość polega na tym, że poniżej progu, z którego spada, jest drugi próg, ukryty pod ścianą wody, i na tyle cofnięty, że można tamtędy przejść wzdłuż całego wodospadu. Nie suchą nogą, o nie, ścieżka jest mokra i śliska (przed dopuszczeniem do ruchu turystycznego zabezpieczona barierką), i nieustannie idzie się w bryzgach wody jak pod prysznicem, ale właściwie czego innego oczekiwać, spacerując pod wodospadem? Przy końcu Salto Sapo dociera się do mniejszej kaskady, zwanej Salto Sapito (Wodospad Żabki?), przy którym jest niewielkie jeziorko, gdzie można wziąć kąpiel. Z czego, oczywiście, skorzystaliśmy tym skwapliwiej, że po spacerze pod Salto Sapo i tak już byliśmy mokrzy.

REKLAMA (3)

Podobno w porze suchej, gdy rzeka niesie mniej wody, wodospad Salto Sapo niemal znika – tylko w środkowej jego części spada struga wody. Trudno w to uwierzyć. Byłam w Wenezueli podczas naszej zimy, czyli w czasie deszczów – zarówno Salto Sapo, jak i rzeka Carrao niosły obfitość spienionej, burzliwej, mieniącej się to niebiesko, to oranżowo, to tęczowo wody.

Balijskie, kolumbijskie

Jak już pisałam, jest coś szczególnie pociągającego w widokach spadającej z wysoka wody i wodospady pokazuje się turystom wszędzie. Toteż podczas podróży widziałam – oczywiście – parę wodospadów np. na indonezyjskich wyspach Bali czy Lombok. W jednym z nich – ani największym, ani wyglądającym szczególnie imponująco – omal się nie utopiłam. Była to kaskada o spadku nie więcej niż dwóch metrów i szerokości może półtora metra, pod nią zaś było niewielkie kamienne bajorko. Z głupiej ciekawości zanurkowałam pod kaskadę i okazało się, że nawet spod tak niewielkiego wodospadu wynurzyć się bardzo trudno. Nie było głęboko – odbijałam się od dna, by wyskoczyć na chwilę jak korek, ale prąd wody wciskał mnie znów pod powierzchnię. Zdołałam wrzasnąć raz czy dwa razy – mój kierowca i paru turystów stało na brzegu ledwie o parę metrów ode mnie, ale przez szum wody nic nie usłyszeli. Znalazłam w końcu na skraju kaskady kamień, po którym dość żałośnie wydrapałam się jakoś na brzeg. Opiłam się wody, trochę poobijałam i zapamiętałam, by nigdy już więcej nie nurkować pod wodospadami, nawet metrowymi.

W Kolumbii jest wiele wodospadów i na większość z nich wstępy są płatne. Czy sprawiło to sąsiedztwo Niagary, czy mnogość amerykańskich turystów, ale każdą kaskadę wyższą niż pół metra ktoś zaraz w Kolumbii bierze w dzierżawę. Wodospad otacza się płotem z drutu kolczastego, stawia bramę i sprzedaje bilety. Czasem robi to firma turystyczna, czasem wioska czy gmina, czasem tylko właściciel działki. I zwykle stawia wokół wodospadu sporo dodatkowych atrakcji, takich jak dmuchane zamki dla dzieci, sklepiki z piwem, lodami, parki linowe itd. Ponieważ niespecjalnie lubię tego typu atrakcje i otaczających je turystów, odwiedziłam w Kolumbii niewiele wodospadów. Byłam pod dwoma – tyleż atrakcyjnymi, co dość zatłoczonymi – w górskiej miejscowości Minca. Nie było tam dmuchanych zamków ani biletera, ale żeby dotrzeć trzeba było wynająć motocyklistę albo auto terenowe. Była co prawda ścieżka piesza, lecz jeździło nią tyle motocykli i aut, że mimo karkołomnej drogi bezpieczniej było już jechać.

Na miejscu zawsze było sporo miejscowych dziewcząt, które w skąpych kostiumach kąpielowych fotografowały się godzinami na tle spadającej wody. Wodospady są turystycznie atrakcyjne; zawsze jest szansa, że dziewczynę zauważy jakiś zagraniczny turysta…

Obserwuj nas na Google NewsBądź zawsze na bieżąco - wejdź na Google Wiadomości i zacznij obserwować nasze newsy.


REKLAMA
Ustaw powiadomienia
Powiadom o
0 komentarzy
NAJNOWSZE
NAJSTARSZE NAJWYŻEJ OCENIANE
Opinie w treści
Zobacz wszystkie komentarze