Llanos to trawiaste równiny o tropikalnym klimacie, rozciągające się w Kolumbii u stóp Andów. Zawsze hodowano tu bydło, konie i owce, które przepędzali gauchos – południowoamerykańscy kowboje. Gauchos najbardziej kochali konie, fiesty i asados – uczty z upieczonego w całości barana. A podczas upalnych nocy przy ognisku opowiadali i śpiewali o duchach, wędrujących wśród traw llanos.
Rodeo i strachy
Niedaleko Villavincencio, stolicy tego kolumbijskiego regionu, jest Parque Las Malocas, „park kultury” – miejsce mające służyć prezentacji tradycji i kultury materialnej llaneros – ranczerów, jeźdźców, hodowców. Odwiedziłam to miejsce podczas podróży po Kolumbii.
Las Malocas okazał się skrzyżowaniem areny rodeo ze skansenem i… elementami lunaparku. Spacerowałam wśród rozległych corrali dla bydła i koni, pastwisk, stajni – miejsc tłocznych zapewne w okresie rozmaitych fiestas, ale pustych w środku tygodnia, (jeśli nie liczyć kilku koni i mułów w stajniach). Obok wybudowano nowiutką rekonstrukcję pueblito de llaneros – wioski mieszkańców llanos, całkiem malowniczej, z porośniętym kwitnącymi krzewami placem centralnym i piękną w swej prostocie kaplicą pod trzcinową strzechą. W kilku domach zgromadzono nieco pamiątek po czasach gauchos – zdobione siodła, derki i elementy uprzęży, szerokie kapelusze, boleas, czyli kule do rzucania i pętania bydła, gitary nietypowego kształtu i… harfy, na jakich powszechnie grywano wieczorami w miejscowych fincas (domach ranczerów).
Za skansenem rozciągał się przestronny park, pełen tropikalnych roślin i… makabrycznych rzeźb. Była to ekspozycja obrazująca duchy i zjawy występujące w legendach llanos. Figury były naturalnej albo nadnaturalnej wielkości, kolorowe, raczej… brzydkie. Wśród zwiedzających park Kolumbijczyków ta swoista kolekcja cieszyła się jednak dużym zainteresowaniem. Jak dla mnie przypominało to raczej lunaparkowy tunel duchów i potworów, tyle że stojących w pełnym słońcu, w otoczeniu egzotycznej roślinności i kwitnących drzew. O figurach powiedzieć mogę jedno – tak, były koszmarne.
Florentino, diabeł i panna
Ze wszystkimi jednak wiązały się opowieści, dobrze znane Kolumbijczykom, a czasem i przybyszom z innych krajów Ameryki Południowej, często zapisane w poematach, pieśniach i piosenkach. Dla wszystkich zwiedzających (prócz mnie!) było np. oczywiste, że część skansenu reprezentowała wygląd posiadłości Santa Helena, sławnej z powodu tragedii, która się tam rozegrała. Duch Santa Helena zajmował poczesne miejsce na jednym z postumentów w parku.
A było to tak: Don Ramon, właściciel Santa Helena, z okazji piętnastych urodzin swej pięknej córki wydał wielką fiestę. Zjechali się llaneros z okolicy, było także sporo przypadkowych gości, jako że tradycją llanos jest nie odmawiać gościny podróżnym. Wśród tych ostatnich było dwóch młodych mężczyzn w czarnych strojach, z rewolwerami przy boku.
Inną tradycją llanos było, że podczas fiesty goście wymieniali żarty i przytyki, improwizowane wierszyki i piosenki, często kpiące i rozśmieszające, a słuchacze nagradzali brawami najlepszych improwizatorów. Czarno ubrani nieznajomi zaczęli się nawzajem przechwalać w ten sposób i wkrótce przeszli do złośliwych uwag. Niestety, na tym nie poprzestali – jeden z nich po którejś złośliwości sięgnął po rewolwer. Przeciwnik i w tym okazał się szybszy – trafił rywala w czoło. Upadający zdążył jednak także wystrzelić, ale kula ugodziła nie przeciwnika, lecz dziewczynę w odświętnej sukni – córkę don Ramona. Jej duch krąży odtąd wśród traw llanos, odpędzając obcych i awanturników od miejsca, gdzie niegdyś była finca Santa Helena.
Pojedynek na słowa i rymy jest także osią historii o Florentino i diable – ta para to jedna z okazalszych rzeźb w Las Malocas. Florentino był ludowym poetą i pieśniarzem, improwizatorem, często i chętnie zapraszanym na fiesty, wesela, asados itp. Podczas jednej z takich zabaw został wyzwany przez czarno ubranego nieznajomego na pojedynek na wiersze. Florentino, pewny swych umiejętności, podjął wyzwanie. Już podczas rozmowy – coraz żywszej i szybszej – zorientował się jednak, że jego przeciwnikiem jest sam diabeł i że gra toczy się o jego duszę… Nieznajomy udzielał szybkich, ciętych odpowiedzi i Florentino zrozumiał, że za chwilę może przegrać. Aby się ratować, pospiesznie ułożył wiersz, w który udało mu się wpleść imiona Trójcy Świętej. Gdy wygłosił je wszystkie, nieznajomy zapadł się pod ziemię.
Trzeba dodać, że figura Diabła w Las Malocas nie jest czarno ubranym nieznajomym; jest bestią, przypominającą raczej Minotaura. Autor rzeźb dbał o mocne wrażenia.
Od maczety do „Janosika”
A są tam figury znacznie bardziej potworne. Na przykład Juan Machete – zombie z trupią czaszką i wielkim nożem. W zamian za majątek zaprzedał on diabłu duszę nie tylko swoją, ale także swojej żony i dzieci. Kiedy jednak stał się bogaty, próbował odkupić ten czyn, rozdawał dobra i pieniądze, pomagając ubogim. Diabeł uznał to za złamanie układu. Wcielił się w wielkiego byka i stratował Juana, który odtąd – w postaci szkieletu z długą maczetą – zaczął się pokazywać w ciemne noce wśród traw llanos.
Muszę przyznać, że arcybrzydka postać Juana Machete może zrobić na człowieku wrażenie. W parku żyje wiele ptaków, w tym żółto-brązowe bentewi, które często gnieżdżą się w kolumbijskich miastach na… pomnikach. W Parku Las Malocas chętnie zakładają gniazda z suchej trawy na figurach straszydeł – np. na kapeluszu widmowego przewoźnika Juana de Los Rios albo między rogami Diabła (tego od Florentina). Jedno z gniazd znalazło się pod brodą trupiej twarzy Juana Machete, i wyglądało jak niechlujny zarost… Kiedy jednak z tej „brody” nagle z furkotem skrzydeł wyleciał ptak, wszyscy odskoczyliśmy wystraszeni. Wyglądało to trochę jakby z widmowego Juana wyszedł Ósmy Pasażer Nostromo…
Niemniej makabryczną postacią jest El Silbon (Gwizdek) – to chudy, wysoki człowiek, niosący worek kości, który straszy wędrowców przeraźliwym gwizdaniem. Podobno jest półkrwi Indianinem, który zapił się na śmierć i teraz prześladuje pijaków, bijąc ich pałką albo – według innej wersji – długą kością ze swego worka. Najłatwiej spotkać go w deszczowe noce.
W kolekcji straszydeł Parku Las Malocas jest także postać historyczna, i to pochodząca z XX wieku. Wśród figur reprezentuje ją postać jeźdźca – to Rompellano, który naprawdę nazywał się Eduardo Fernandez. Był on najpierw rabusiem w typie Janosika – zrabowane dobra rozdawał biednym, dzięki czemu stał się bohaterem pieśni. Potem przystał do rewolucji i stał się bohaterem narodowym, rewolucja jednak go rozczarowała i wrócił w rodzinne strony. I niestety tu zaczął się upijać, bo wielu ludzi stawiało mu alkohol. Pewnej deszczowej nocy Rompellano upił się w towarzystwie niewłaściwych ludzi – dwóch funkcjonariuszy tajnej policji, których przysłano, by skończyli z człowiekiem-legendą. Zamordowali oni pijanego Rompellano i pochowali go ukradkiem w niepoświęconej ziemi. W ten sposób latynoski Janosik dołączył do grona lokalnych duchów. Spotkanie galopującego wśród traw Rompellano nie zawsze jest jednak złą wróżbą – jak przystało na szlachetnego rozbójnika, widmo broni bowiem ludzi krzywdzonych i nigdy nie atakuje biedaków.
 
 
![Patriotycznie na tarnowskich ulicach [ZDJĘCIA] Patriotycznie Tarnów](https://www.temi.pl/wp-content/uploads/2025/10/IMG_20251030_183742-218x150.jpg)



![Pomarańczowe niebo i widok na Tatry… [ZDJĘCIA] Widok na Tatry](https://www.temi.pl/wp-content/uploads/2025/10/IMG-20251029-WA0003-218x150.jpg)









![Zaprezentowali dzieła absolwentów tarnowskiego „plastyka” [ZDJĘCIA] Wystawa](https://www.temi.pl/wp-content/uploads/2025/10/Wystawa-tarnowskiego-plastyka-9-218x150.jpg)









