Zakupy z dreszczykiem

0
tyton
REKLAMA

Dzień jak co dzień, nic nie zapowiadało mocnych wrażeń. Pan Bogusław otworzył skrzynkę na listy i wyciągnął ulotkę. W tym czasie podobnie uczynić musiało wielu innych tarnowian, bo przecież nikt nie wydrukował jednej ulotki. Prawdopodobieństwo, że ktoś uwziął się na pana Bogusława, wykluczamy. Na ulotce napisano: „Hurtownia liści tytoniu – punkt sprzedaży. Serdecznie zapraszamy wszystkich miłośników tytoniu”. Nasz rozmówca pali, więc długo się nie zastanawia, bierze torbę i rusza do tytoniowego raju, gdzieś w okolicach centrum miasta.
– Na miejscu okazało się, że ceny są atrakcyjne, więc kupiłem kilogram tytoniu. Ekspedientka poinformowała mnie, że liście tytoniu nie nadają się do palenia, można ich za to używać jako specyfiku zwalczającego owady oraz w formie okładów i naparu w przeziębieniach. Wymieniła jeszcze inne zastosowania liści, ale nasz rozmówca specjalnie się nie wsłuchiwał, bo swoje wiedział. – Tytoń chyba każdemu kojarzy się z paleniem, tak jak mydło z myciem, a alkohol z piciem, nawet jeśli ktoś nie pije. Zapłacił 65 złotych i wziął paragon. – Po zakupieniu ekspedientka powiedziała, że jeśli chcę rozkruszyć liście i łodyżki, to mogę skorzystać ze stojącej w sklepie maszyny. Skorzystałem, bo to prostsze i szybsze niż cięcie w domu nożyczkami. Dwa woreczki z tytoniem wrzuciłem do torby i wyszedłem. Po przejściu dwustu, może trzystu metrów zostałem zatrzymany przez funkcjonariuszy Straży Granicznej.
Byli po cywilnemu, pokazali legitymacje, poprosili o dowód osobisty i zapytali, co mam w torbie. Byłem zdziwiony, ale oczywiście torbę otwarłem. Jeden z funkcjonariuszy tylko zerknął i stwierdził, że posiadam wyroby tytoniowe bez polskiej akcyzy. Ja na to, że kupiłem obok w sklepie i pokazuję paragon fiskalny. A oni, że zostaję zatrzymany.
Pana Bogusława przewieziono do siedziby Straży Granicznej w Tarnowie przy ul. Narutowicza, tam został przesłuchany w charakterze podejrzanego.
Komendant placówki, podpułkownik Mariusz Kopczyk, sprawę zna i chętnie udziela wyjaśnień. Sklep działa zgodnie z obowiązującym prawem. Liście tytoniu można legalnie sprzedawać i kupować… do momentu, aż nie zostaną pocięte. Wynika z tego, że gdyby nasz rozmówca wyszedł ze sklepu z torbą pełną liści, mógłby się nimi nadal cieszyć, jednak on je rozkruszył. Tym samym funkcjonariusze nie zarekwirowali liści, a krajankę tytoniową o łącznej wadze 1 kg, bez polskich znaków akcyzy skarbowej. Krajanka bowiem akcyzę mieć musi. Teraz sprawa przekazana zostanie do Urzędu Celnego.
– Czuję się niewinny – twierdzi uparcie pan Bogusław. – Nie jestem prawnikiem, nie miałem pojęcia, że popełniam przestępstwo. Kupiłem liście tytoniu w legalnym sklepie, wziąłem paragon, na którym jest wydrukowe, że nabyłem „tytoń” i zapłaciłem za kilogram 65 zł. Teraz będę jeszcze płacił około 200 zł grzywny. W efekcie straciłem i tytoń, i pieniądze, i nadal nie widzę w tym wszystkim sensu. Jakie ma znaczenie, czy ja rozkruszę liście poza domem, czy w domu? A jeśli ma to znaczenie, to ekspedientka chyba powinna mi uświadomić, że po wyjściu ze sklepu rozgnieciony przeze mnie tytoń przestanie być legalny…

Obserwuj nas na Google NewsBądź zawsze na bieżąco - wejdź na Google Wiadomości i zacznij obserwować nasze newsy.


REKLAMA
Ustaw powiadomienia
Powiadom o
0 komentarzy
Opinie w treści
Zobacz wszystkie komentarze